Artykuły

Kłamca? Przecież on mówi prawdę...

W drugim akcie "Kochanego kłamcy" aktor grający Shawa czyni takie wyznanie:

"Jestem stary i skończony. Żeby nie płakać z rozpaczy próbuję gryzmolić coś co ma pozory nowej sztuki, ale kończy się na kilku bezładnych strzępach dialogu. Nie wiem nawet o czym to ma być, ta sztuka. Ja zastanawiam się co lepsze - węgiel drzewny, morfina czy kwas pruski - i tak cię żegnam ... Pewnie już nigdy się nie spotkamy. Mój adres niebawem: Krematorium Golders Green, London, N.W." (Cytuję z egzemplarza teatralnego w przekładzie Sakowskiego.)

Któż by się tego spodziewał! Wielki kpiarz, którego przywykliśmy oglądać tylko w blasku sławy i chwały, niespożyty starzec wyprzedzający od dziesięcioleci młodych - uosobienie rzecby można artystycznego sukcesu i życiowego powodzenia - i taka melancholijna tyrada.

Zacytowany tekst z tymi smutnymi myślami samobójczymi pochodzi z listu Shawa do pani Campbell z przełomu lat 1914/15. Shaw rzucił się wówczas w wir walki przeciwko wojnie. "Przestałem pisać sztuki teatralne - wyznaje w innym liście do przyjaciółki. - Piszę teraz artykuły o polityce, religii i filozofii". Dziś, z perspektywy wielu lat może to wyglądać niewinnie. Ale wtedy Anglia toczyła wojnę, Niemcy topili codziennie ileś tam tysięcy ton brytyjskich statków, angielski korpus ekspedycyjny na Kontynencie leżał w błocie Flandri, niemiecki impet na wschodzie triumfował, na zachodzie nie został jeszcze zatrzymany; szale losu wahały się, daleko było do zwycięstwa. W Irlandii trwało anty-angielskie powstanie wspomagane przez Niemców... I w tej czarnej godzinie Imperium krnąbrny

Irlandczyk, który przecież wszystko zawdzięczał językowi angielskiemu - każdego dnia rzucał rządowi Anglii - jak kłodę pod nogi - swój pacyfistyczny pamflet. Nazywano go wtedy zdrajcą.

W latach międzywojennych w Polsce, gdy popularność Shawa u nas osiągnęła największe nasilenie, staraliśmy się oczywiście puścić w niepamięć tamten okres jego działalności. Shaw jarosz i integralny pacyfista nie byłby w stanie przemówić do wyobraźni narodu krwistego, o gustach (i kuchni) raczej zawiesistych, hołdującego tradycji i konwenansowi. Na londyńskim wieczorze, (w świetnej reżyserii Kielanowskiego) Bożyński i Kora-Brzezińska pokazali nam tego innego, nieznanego Shawa. Powiedziałbym - mniej olimpijskiego, ale zato bliższego nam, bardziej ludzkiego.

Jerome Kilty, autor tej wielce pomysłowej sztuki zszytej z listów, nadał jej tytuł "Kochany kłamca". Czy kłamca ? Rozpacz w "samobójczym" liście Shawa-pacyfisty brzmi prawdziwie.

(Uwaga w nawiasie. Napisaliśmy, że nazywano wówczas Shawa zdrajcą. W danych okolicznościach jego zachowanie się graniczyło na pewno ze zdradą stanu. A jednak - nie stanął przed sądem. Nie został oskarżony ... z małego kodeksu karnego.)

W recenzji z "Kochanego kłamcy" Baliński zwrócił uwagę na intelektualne walory sztuki. Już sama jej konstrukcja skłania do myślenia. Utarło się przekonanie, że dzieło literackie jest rezultatem wyboru i deformacji. Autor wybiera z nieskończonej rzeki zjawisk i wybranemu tematowi nadaje konkretny kształt. Czyli - w tym sensie - deformuje rzeczywistość. Kleiner ("U wrót nowej estetyki") posuwa się tak daleko, że w swoich rozważaniach o sztuce filmowej dopatruje się jej odrębności właśnie w tym, iż "nie musi (ona) polegać na wyborze i na przekształcaniu, może być także komponowaniem rzeczywistości". (A nie deformacją ) Sztuka Kilty'ego każe mi powątpiewać o słuszności tej teorii Kleinera. Rzekomo wyłącznie filmowe uprawnienie do przenoszenia nie zdeformowanej rzeczywistości do dzieła sztuki zostało tutaj zastosowane z jak najlepszym skutkiem w odniesieniu do teatru. Tekst "Kochanego kłamcy" nie tylko został "zaczerpnięty" z rzeczywistości, ale to są autentyczne listy. Tyle, że przez autora "skomponowane" - ściśle wedle filmowej recepty Kleinera... Czyżby należało zrewidować pogląd o deformacji, jako o istocie twórczości literackiej? I czy w ten sposób granice między różnymi rodzajami twórczości - tak zdawało by się do niedawna wyraźne - nie ulegną zatarciu? (Jak to się zresztą dzieje z granicami współczesnych nauk przyrodniczych.)

A może "Kochany kłamca" sygnalizuje powrót do teatru naturalistycznego ? Autentyczne listy pary rzeczywistych kochanków, tylko że "skomponowane" w formie scenicznego dialogu, były by w takim razie owym przysłowiowym "kawałem życia" (une tranche de vie), który kiedyś pod wpływem gargantuicznego Zoli starano się przenieść na naturalistyczną scenę. "Gdy wystawiano sztukę, której akcja rozgrywa się w sklepie rzeźniczym - notuje w swojej "Godzinie teatru" Wojciech Natanson - zawieszano na scenie połcie surowego mięsa" ... Gdyby pozostać przy tej konwencji, to w "Kochanym kłamcy" rolę krwawych połci pełnią - nie mniej autentyczne listy miłosne ... Wolę tę drugą ewentualność. Mniej rozprasza uwagę, a jeżeli chodzi o krew, kto wie gdzie jej jest więcej.

Literatura epistolarna, zwłaszcza wieku XIX, mogła by się stać, jak sądzę, wdzięcznym tematem dla tego rodzaju kompozycji. Czy Kilty będzie miał kontynuatorów ? Wielkie powodzenie jego naturalistycznego dwugłosu na scenach światowych, a także fakt (wcale nie na ostatnim miejscu) że przekładem "Kłamcy" zajęli się pisarze nie byle jak wybredni*) zdaje się świadczyć, że pomysł amerykańskiego entuzjasty Shawa będzie płodny. Także nasze piśmiennictwo ma pozycje proszące się niejako o sceniczną kompozycję. Listy Słowackiego do matki, oto jedna z nasuwających się propozycji. Może zbyt "anielska", więc nie gwarantująca kasy. Za to druga, jak sądzę, stałaby się bestsellerem: - listy Chopina do Delfiny Potockiej.

Skojarzenia polskie? Jakżeż by mogło być inaczej. Gdy słuchałem "Kłamcy" nasunęły mi się mimo woli pewne reminiscencje z naszej literatury dramatycznej. N.p. powikłania uczuciowe Shawa, pani Campbell i jej drugiego męża (nie pokazanego na scenie). Ten trójkąt - jeżeli bezlitośnie pominiemy panią Shaw) wydaje się zbudowany ściśle wedle komediowej formuły Grabińskiego z "Niewinnej grzesznicy". Zdradzany mąż pociesza się tam rozumowaniem, które mogłoby równie dobrze wyjść spod pióra Shawa: "Jestem lubiany - mówi do niewiernej żony - lubiany - i zdradzany. A tamten jest kochany - zdradzany. I jest zdradzany dla człowieka niekochanego, dla mnie, on - kochany. Gdy ja, którego nie kochasz, jestem zdradzany dla człowieka kochanego. Policz, ile ja mniej daję, otrzymując to samo - zdradę. Dziękuję ci, Zuzu".

Miło jest w czasie przedstawienia świetnej sztuki nowoczesnej móc spokojnie stwierdzić, że w naszym żelaznym repertuarze posiadamy od lat komedię nie mniej bogatą w taki paradoksalny amoralizm. "Niewinną grzesznicę" wystawił Grubiński w Warszawie w roku 1925.

W przypiskach do pamiętników Modrzejewskiej zanotowano wydarzenie, na które jak mi się wydaje nie zwrócono dotąd dostatecznej uwagi. A mówi nam ono dużo o spontaniczności aktorskiego powołania. "Za tą bytnością w kraju (w r. 1885) - czytamy w tej notatce - Helena Modrzejewska**) bawiła z mężem i synem swym oraz jego narzeczoną u państwa Józefostwa Chłapowskich w Rzegocinie, a że trafili na większe zebranie rodzinne, bawiono się ochoczo. Pewnego poranka wszyscy panowie wybrali się na polowanie, z wyjątkiem p. Karola (męża Modrzejewskiej), który około południa wyjechał z paniami na spotkanie myśliwych, przywożąc im śniadanie. Brakło tylko pani Heleny, której nieobecność wytłumaczono migreną. Wesoły nastrój myśliwskiego śniadania zakłócił na chwilę następujący epizod: Jakaś wsparta na kiju. zgarbiona, stara baba, zbliżywszy się do obozowiska, podeszła do pana Józefa Chłapowskiego i chwyciwszy go za kolana, zawodząc i szlochając, skarżyć się jęła, że włodarz zajął jej w dworskiej oziminie świnię. Zniecierpliwiony pan Józef, chcąc się jej co prędzej pozbyć, mówi jej żeby z tą sprawą udała się do do rządcy; na próżno; uparta baba wywodzi dalej swe żale, narzeka i zwraca się do pań z prośbą by się za nią wstawiły: niech jeno pomyślą, że ta nieszczęsna świnia była matką licznego potomstwa! Cóż się stanie z tym całym drobiazgiem? to jej jedyne mienie i pociecha! czyż pozwolą, iżby bez matki prosięta zmarniały ? - dalej szlochać i bredzić. Pan Józef żywy i krewki, zżyma się coraz bardziej, wreszcie nie mogąc się inaczej natręta pozbyć, huknął na cały głos:

- Wynoś mi się, babo! Inaczej ...

"I już chciał ją chwycić za bary, gdy baba w śmiech, rzuca mu się na szyję i podczas gdy pan Józef cofa się osłupiały, że aż w rów wpada, baba woła:

- Józiu! Nie poznajesz mnie ? ..."

Oczywiście, to była Modrzejewska.

"Scena ta trwała dobry kwadrans - notuje świadek zdarzenia - i działa się w biały dzień, a nikt z obecnych, nawet syn rodzony, nie poznał jej".

Oto rzeczywiście niebywały sukces aktorskiego talentu. Jeżeli wierzyć autorowi przypisku, Modrzejewska sama uważała go "za jeden ze swych największych "scenicznych" triumfów.

Jest uderzające podobieństwo środków aktorskiej ekspresji w tamtej scenie i w słynnej scenie z "Pigmaliona" pod arkadami św. Pawła na Covent Garden. I tam i tu punkt ciężkości spoczywa na głosie aktorki - na jej dykcji, akcencie, umiejętności operowania gwarą. Znaczenie drugorzędne ma już to, że tam chodziło o gwarę rzegocińskich chłopek, a tu o cockney ulicznej kwiaciarki londyńskiej. Z aktorskiego punktu widzenia trudność wydaje mi się w obu scenach identyczna. Pod pewnym względem nawet Modrzejewska miała zadanie łatwiejsze. Pomagała jej staranna charakteryzacja i przebranie. Kronikarz wymienia je na pierwszym miejscu. Aktorka grająca w "Kłamcy" panią Campbell, w wielkiej scenie pod arkadami nie może się posłużyć ani kostiumem, ani charakteryzacją. Pozostaje jej jako jedyny oręż głos, muzykalne ucho i gest - elementarne narzędzia pracy na scenie. Słuchając migawkowego recitalu Elizy Doolittle w wykonaniu pani Brzezińskiej, widzieliśmy - przy pełnych światłach widzieliśmy - "zlaną deszczem, brudną i obszarpaną" londyńską kwiaciarkę uliczną. Ta scena wydaje mi się punktem kulminacyjnym wieczoru spędzonego z "Kochanym kłamcą".

Kłamcą? Przecież on mówi tylko prawdę - językiem sztuki.

*) N.p. we Francji Cocteau

**) Helena Modrzejewska: "Wspomnienia i wrażenia". Przekład Mariana Promińskiego. Wydawnictwo Literackie. Kraków, 1957.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji