Artykuły

Ponowna wizyta "Piotrusia Pana"

Urokliwa baśń Jamesa Mathewa Barrie'go "Piotruś Pan", po raz pierwszy gościła na scenie Teatru Powszechnego dokładnie dziesięć lat temu. Wyreżyserowali ją wówczas Roma Kamińska i Bronisław Wrocławski, którzy byli równocześnie autorami adaptacji oraz tekstów piosenek. Przedstawienie - zrealizowane niezwykle sprawnie i z ogromną pieczołowitością - cieszyło się dużym powodzeniem, co zapewne skłoniło tą samą parę twórców do ponownego zaprezentowania przygód Piotrusia Pana i jego licznych przyjaciół. Zwłaszcza że ówcześni mali widzowie dziś już nieco podrośli - niektórzy z nich na dzisiejszego "Piotrusia Pana" będą mogli przyprowadzić swoje własne pociechy - na ich miejsce pojawili się nowi, dla który cli spotkanie z bohaterami opowieści Barrie'go może* być pierwszym kontaktem z teatrem. A i spośród wykonawców wielu chodziło jeszcze wtedy do szkoły i to niekoniecznie już teatralnej.

Zamysł więc powtórnego wystawienia "Piotrusia Pana" jest ze wszech miar usprawiedliwiony. Uczyniono zaś to w taki sposób, że również obecne przedstawienie może liczyć na sukces. Wprawdzie oglądany w minioną sobotę spektakl zdał mi się trochę dłuższy od tamtego, sprzed dziesięciu lat, jak tez momentami odrobiną nużący, ale kładę to na karb swojego wieku, tudzież faktu, że i tak bardzo odległa moja młodość oddaliła się 6de mnie o kolejne dziesięciolecie. Nieletnia widownia wcale bowiem nie czuła się zmęczona, trwającym przeszło dwie godziny przedstawieniem i mimo kilkakrotnego powtórzenia przez cały zespół finałowej piosenki, zgodny chór widzów powtarzał niestrudzenie: "Jeszcze! Jeszcze!".

Piosenki zresztą - melodyjne, rytmiczne, łatwe do zapamiętania - są jedną z najmocniejszych stron spektaklu, któremu też nie brakuje wielu innych zalet. Teatr Powszechny - jak zawsze - traktuje swą młodą widownię poważnie, nie usiłuje jej zbyć byle czym, wkładając w przygotowywane dla niej przedstawienia nie tylko wiele umiejętności i fachowości, ale także serca. Stad elementy wspólnej zabawy, dostarczające milusińskim mnóstwo uciechy, stąd zręczne włączanie ich do akcji, stąd szczególna dbałość o różnego rodzaju atrakcje, podnoszące widowiskowość przedstawienia. Stąd rzetelne potraktowanie wszystkich ról przez ich wykonawców.

Mirosław Siedler zdobywał sympatię widzów dla Piotrusia Pana wyraźnie podkreślając pozytywne cechy jego osobowości, usuwając w cień pewne jej drobne mankamenty. Małgorzata Flegel z wdziękiem kazała być swojej Wandzi po dziecięcemu przejętą spełnianiem nieoczekiwanie spadłych na nią zadań. Tadeusz Sabara uczynił z Kapitana Haka baśniowo - a więc nie do końca serio - groźnego wodza korsarzy, spośród których wszyscy zasługują ha wyróżnienie: Michał Szewczyk (Plama), Stanisław Kwaśniak (Absolutny Hrabia) Mieczysław A. Gajda (Kulawy John), Jerzy Korsztyn (Makaroniarz) Włodzimierz Tympalski (Dziurawiec) i Andrzej Łągwa (Gaduła). Przedniej jakości dowcip, jakim każdy z nich okraszał kreowaną przez siebie postać wyjątkowo przypadł do gustu młodej widowni. Podobnie zresztą było w przypadku chłopców, nad którymi Piotruś Pan sprawował swego rodzaju pieczą. Bardzo ładnie, lekko, z nie pozbawionym ciepła humorem poprowadzili swe role: Jacek Łuczak (Brzdąc) Robert Rozmus (Tutuś), Artur Majewski (Smyk) i Sławomir Kwiatkowski (Bobuś). Wdzięcznym elfem Dzyń-Dzyń była Ewa Sonnenburg, której partnerowały w rolach innych Elfów Barbara Szczęśniak i Julitta Sękiewicz. Złotą Panterę zagrała Małgorzata Pietrzak, Krokodyla - Maria Wawszczyk.

Wszystkich więc rodziców gorąco namawiam, by zaprowadzili swe pociechy do Teatru Powszechnego na "Piotrusia Pana". Tym zaś goręcej, że także oni sami z pewnością nie będą się nudzić.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji