Artykuły

"Starzy przyjaciele" L. Maliugina w Teatrze Powszechnym

Wydaje mi się, że wybór pierwszej wojennej sztuki radzieckiej, wystawionej w Warszawie, został dokonany niezbyt fortunnie.

Sztuka Maliugina, aczkolwiek nie brak w niej przebłysków talentu dramatycznego, aczkolwiek zawiera jeden akt doskonale napisany (akt II - o czym dalej) - razi jednak naiwną nieporadnością. I czymś jeszcze gorszym - paradoks jest tylko pozorny - bo szablonem.

Cel, jaki postawił sobie autor, był niewątpliwie ambitny i trudny: uchwycić i oddać prawdziwie oblicze młodzieży radzieckiej, tak jak je kształtował gorący oddech wojny.

Akcja każdego z 3-ch aktów odbywa się w tym samym mieszkaniu leningradzkim, tego samego symbolicznie dnia: 21-go czerwca. Tylko, że w akcie I-szym jest to 21.6.1941 r., w akcie II-gim - 21.6.1942 r., w akcie III-im zaś - 21.6.1945 r., a zatem nazajutrz niemal po wojnie.

Tak więc grupa maturzystów leningradzkich zbiera się 21 czerwca 1941 r. - w przeddzień wybuchu wojny niemiecko-radzieckiej - w domu swojej nauczycielki, będącej zarazem matką Toni, najulubieńszej ich koleżanki szkolnej popularnie zwanej "Antek".

W głowach kipi od rojeń o "dorosłej" przyszłości, w sercach koleżeństwo i przyjaźń ociera się lękliwie o pierwsze uczucie miłosne.

Wydobyć uroczy odblask tej młodości, różnie załamujący się w pryzmacie odrębności charakterów; odtworzyć zawiłość i bogactwo młodzieńczych myśli i pragnień, tłoczących się pod pozorną prostotą zawadiactwa i rozmyślnej wulgarności - poza, którą przybiera młodzież na całym świecie - to trud godny wielkiego artysty.

Niestety Maliugin nie zdołał przedrzeć się poza ową pozorną prostotę. Nie potrafił ukazać poprzez pierwszą warstwę tradycyjnych - na całym świecie - zwad, dowcipów i "powiedzonek" żakowskich - globy głębokich przeżyć i myśli.

Wyznania np. Wołodii, owe plany "podróżnicze", z których przypominają raczej typowe marzenia 13-letniego chłopca. Są to również zwierzenia nijakie - w tym sensie, że nic nam nie mówią o prawdziwych pragnieniach młodzieży radzieckiej, kończącej "10-ciolatkę" - młodzieży, dla której nawet wrogowie Zw. Radzieckiego nie mają dość słów zachwytu.

Prawda: jest i postać "Antka" - Toni Fiedotowej - postać niepozbawiona wdzięku dziewczęcego. Ale nawet Tonia ukazana jest zdawkowo. Proces myślowego i uczuciowego dojrzewania, jaki przechodzi w czasie wojny, nie przekonywa, bo autor ledwo tę ewolucję musnął.

Rysunek ciekawie zapowiadającej się pary dwóch przyjaciół przyjaciół zarazem rywali - Wołodii i Aleksandra - jakoś "rozłazi się" autorowi "pomiędzy palcami". Ani jeden ani drugi nie wznoszą się ponad banał.

Ale jest akt II-gi. Dzień 21 czerwca 1942 roku. Leningrad oblężony. Nieustający grzmot artylerii niemieckiej. Obok matki Toni i Aleksandra, rannego, tęskniącego za nieobecną Tonią i świadomego swej nieodwzajemnionej miłości - kilka doskonale zarysowanych postaci epizodycznych: sierota Sima, hałaśliwa i serdeczna sanitariuszka Dusia z Wołogdy, sypiący cytatami "pechowy" Szymek, porucznik Subbotin, prostoduszna Tamara, fotoreporter agencji prasowej, żadnych tanich efektów melodramatycznych. Kilka bezpretensjonalnych scen, w których surowa prawda życia splata się z humorem i uśmiechem - i mamy świadectwo niewątpliwego talentu dramatycznego Maliugina.

Przypuszczam zresztą, że "Starzy Przyjaciele" ucierpieli niemało z winy tłumaczki. Usłyszeliśmy mnóstwo "kwiatków" w rodzaju: "żebyś nie trafiła w jakieś tarapaty". "Czy wpadłeś w ręce dobrych lekarzy", "To ci chojrak", "Co znaczy moja popielniczka naprzeciw twojej walizki?" Aż dziw brał, że aktorzy tak przykładnie nauczyli się wszystkich tych barbaryzmów.

Reżyser, p. Witold Koweszko, mógł - wydaje mi się - powinien był w akcie I-szym, stanowczo przydługim, częściej korzystać z ołówka. Poza tym wyszedł na ogół obronną ręką.

Co do wykonawców, to najlepiej - podobnie jak i autorowi - udały się role epizodyczne. Przede wszystkim sierota wojenna, Sima. Młoda artystka - niestety nie wymieniona z nazwiska w programie - zachwyciła nas prostotą i naturalnością gry. Dobrze również wypadli porucznik Subbotin (p. Jerzy Michalewicz), Dusia (Alina Rostkowska), Tamara (p. Barbara Stępniakówna - ale skąd te nowiutkie półbuty w oblężonym Leningradzie), Szymek (p. Jerzy Tkaczyk) i fotoreporter (p. Wit. Lasocki).

P. Stan. Stępniakówna w roli Toni, miała dużo dziewczęcego uroku, chwilami jednak nie potrafiła się ustrzec ckliwości.

P. Konr. Morawski inteligentnie zagrał Aleksandra, dyskretnie podkreślając jego szlachetność i oddanie w miłości. Zwłaszcza w akcie II-gim miał głębokie akcenty szczerości.

Pełną umiaru matką Toni była p. Wanda Stępniakówna.

Nieporozumieniem natomiast wydała mi się rola Wołodii w interpretacji p. Wit. Sadowego. Ten młody i zdolny aktor zdradza niebezpieczną skłonność do maniery i szarży. W scenie zwierzeń mizdrzył się nieznośnie, a w akcie ostatnim miotał się po scenie w sposób nie mniej irytujący. A przecież pamiętamy go jako chłopca z deszczu w "Dwóch Teatrach"

[recenzja z prywatnego albumu Witolda Sadowego w zbiorach IT]

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji