Artykuły

Między chaosem a formą

W nieustającym festiwalu sztuk Witolda Gombrowicza na naszych scenach, a także w jakimś stopniu w teatrach świata, pojawiły się rzadziej wystawiane: sceniczna adaptacja pierwszej powieści "Ferdydurke" oraz "Historia" znaleziona przez Francois Bondy wśród rękopisów zmarłego pisarza, "Ferdydurke" wprowadziła Gombrowicza do literatury najpierw krajowej, potem światowej. "Historia" objawiła się po jego śmierci. Można tę niedokończoną sztukę traktować jako próbę powrotu pisarza do momentu, gdy wszystko się w jego życiu zaczęło, podjętą po to, by odnaleźć świeżość spojrzenia na pulsowanie rzeczywistości, dokonać odwrotu od dojrzałości przez skazanie jej infantylizmem, co nie oznacza zerwania z ambicją wpływu na kształt świata. W istocie obydwa utwory są walką z chaosem, który nosimy w sobie, prowadzone z przekonaniem, że są to wysiłki próżne.

Twórczość Gombrowicza jest, jak wiemy, przesycona wątkami autobiograficznymi. Wielka autobiografia, w której pisarz przewrotnie obnaża się wobec czytelnika. "Ferdydurke", to nie tylko rozprawa z literaturą, z jej schematami, mitami i obłudą, to także parodystyczne ukazanie rzeczywistości, która przepływa przez literaturę i ją kształtuje.

Punktem wyjścia "Historii" staje się bunt bohatera przeciw perspektywie dojrzałości, która staje się trudna, nieokreślona, odrażająca i co najważniejsze niekonsekwentna. Bunt trzeba zamanifestować gestem. Manifestacja oznacza przeciwstawienie się konwenansom, temu co normalne, ogólnie przyjęte. Wyrazem takiego buntu jest "bosość" bohatera. Nazywa się on tak jak autor: Witold Gombrowicz. Ten dziecinny jeszcze protest dojrzewającego młodziana przeradza się w manifest, potem w próbę zdobycia przepustki do historii, w znak posłannictwa. Dlatego pojawiają się w tej sztuce postacie historyczne, Wilhelm II, Mikołaj II, Piłsudski. Bohater ufny w swoją "bosość", w swoje marsze bez butów, stara się uratować świat.

Józio z "Ferdydurke" wraca do szkoły, by przygotować się raz jeszcze do dojrzałego życia, a więc do życia uporządkowanego, ujętego w rygory i przepisy. A jednak prowokuje zmaganie się form kostniejących w regułach z niedojrzałością, która te formy rozsadza. Wtłacza się w ubezwłasnowolnienie, by zniszczyć schematy niezależnie od tego, czy mają one piętno tradycji czy awangardy, czy są to schematy kulturowe, obyczajowe, społeczne. Ubezwłasnowolnienie pozwala trzydziestoletniemu uczniakowi prowokować świat, otoczenie, tradycje, ale i awangardowe snobizmy. Młodziaków i chłopo-mańskie ciągoty kolegi. Józio wędrując wśród rodzinnych opłotków szkoły, mieszkania Młodziaków, wujowskiego dworku - rozsadza zastany światek; wprowadza chaos swoją infantylnością, powoduje, że każdy epizod kończy się ogólną kotłowaniną. To wybuch chaosu przybierający postać bijatyki.

Rozsadzanie. form prowadzi jednak do ich odradzania się. W innym miejscu i czasie. Dlatego zapewne scenograf otoczy! scenę drewnianym płotem, który odpowiednio przebudowany określa miejsce akcji, zawsze inne, ale przecież poprzez ciąg sytuacji, układające się w logiczny ciąg absurdów.

I Józio z "Ferdydurke" i Witold z "Historii" uciekają od form sztucznych, zmurszałych, zakłamanych, rozpływających się w pozorach. Czy to będzie pompatyczność i schemat literacki, czy snobizm na nowoczesność - Młodziaków, czy ziemiańskie złudzenia, że "dawne" da się uratować trzymaniem "chama za mordę". Efekty znamy. Ogólna młocka, układ tarzających się po ziemi uczestników akcji. Obserwacja społeczna zespoliła się z doświadczeniem artysty.

przedstawieniu toruńskim "Ferdydurke" - reżyser Waldemar Śmigasiewicz dostrzega i wyraziście ukazuje właśnie tę warstwę obyczajowo-społeczną, nie pozbawiając jej odnośników do współczesności. Zaznaczył nieustającą świeżość tej powieści:, ograniczając się z konieczności do wydobycia tylko kilku jej wątków. Reżyser zmuszony został do uproszczenia postaci. Dlatego Józio - Ryszarda Balcerka jest trochę topornym, śmiesznym bęcwałem w przyciasnym mundurku, profesor Pimko Włodzimierza Maciudzińskiego postacią niemal groteskową. Syfon - (Maciej Dahms) - brutalnym wyrostkiem, parobek Wałek (Jerzy Gudejko) - obciążony parcianą gapiowatością (do czasu), Zosia Moniki Dąbrowskiej ma wiele z Iwony (Księżniczka Burgunda), która porzuciła nieśmiałość. Przedstawienie wyraziste, zdecydowane także i dzięki adaptacji chwilami zbyt przedłużane, pozostanie w pamięci jako ciekawe spotkanie powieści ze sceną.

JACEK BUNSCH, reżyser "Historii" na scenie Teatru Polskiego we Wrocławiu, mniej się zajmuje literackimi skojarzeniami tej sztuki a nawet z biograficznymi jej wątkami. Interesuje go przenikanie się intymności i rodzinności z historią. Wydobyty został motyw snu, nasycenie realności marzeniem sennym. Jak na każdym pograniczu - sytuacje są niewyjaśnione, kontury zacierają się i stają się tylko na chwilę wyraziste, kręgi rzeczywistości przenikają, ruch pulsuje nierytmicznie. Bohater jest osaczony, podobnie jak postacie "Ferdydurke" z Torunia drewnianym płotem- przepustnymi szafami, z których wypełzają, tłoczą się, znikają, układają do snu prześladowcy Witolda. Świadomie mimozo wato zagrał go, eksponując niedojrzałość i przypływy stanowczości - Miłogost Reczek.

Inne postacie w swojej zewnętrznej sugestywności jak na zjawy, snu lub upiory historii, pokazane wyraziście, niedookreślone w swojej tożsamości. Zygmunt Bielawski jakby wyłaniał się z postaci Ojca - wcielając kolejno w Cara Mikołaja II, Cesarza Wilhelma I, Piłsudzkiego, ale każda z tych postaci jest jakby z innego świata, nawet inaczej potraktowana i oceniona przez reżysera. Cara, Cesarza ukazuje, jak pajaców przebranych za Włochów. Natomiast scenę z Ojcem - Piłsudzkim potraktował reżyser całkiem na poważnie. W tej inscenizacji powraca znów motyw niemożności, zagubienia, usypiania w tańcu, wprawdzie nie szkieletów, ale też sugerującym odejście w nicość.

W programie do wrocławskiej "Historii" Gombrowicza przytoczono zdanie ze wstępu Konstantego A. Jeleńskiego do paryskiego wydania "Historii". "Ukrytym tematem "Historii" - pisze Jeleński - wydaje mi się relacja o tym, jak prywatna patologia przemienia się w uniwersalną misję (byłaby to zatem sztuka, o egzystencjalnej sytuacji Gombrowicza)".

Nawiązując do "Ferdydurke" można powiedzieć, że prywatna misja może się przemienić w uniwersalną patologię.

W obydwu wypadkach jednak punkt dojścia, a właściwie wkroczenie "do nikąd" daje skutki opłakane dla bohaterów, lecz przecież klęskami bohaterów żywi się wielka literatura.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji