Artykuły

On i jego garderobiani

W teatrze Ateneum w sobotę odbędzie się premiera "Garderobianego" Ronalda Harwooda w reżyserii Krzysztofa Zaleskiego. Spektakl został przygotowany na jubileusz 50-lecia pracy artystycznej Gustawa Holoubka.

Gustaw Holoubek zagra starego Aktora, zmagającego się ze sceniczną postacią króla Leara, jego garderobianym będzie Marian Kociniak.

DOROTA WYŻYŃSKA: Pamięta Pan swoich garderobianych?

GUSTAW HOLOUBEK: O tak, bardzo dobrze. Aktorzy pamiętają garderobianych. Bierze się to prawdopodobnie ze swoistego współżycia, które ma charakter dosyć intymny, mimo że nie towarzyszą temu żadne zwierzenia. Ale już widocznie sam fakt rozbierania drugiego człowieka i ubierania go jest dostatecznie intymny i tajemniczy, żeby można było się poznać, nie opowiadając o sobie prawie niczego. - Jacy byli Pana garderobiani? Podobni do Normana ze sztuki Harwooda?

- Dobrze pamiętam pana Jurka z krakowskiego Starego Teatru. Był niesłychanie powolny, flegmatyczny. Zanim odpowiedział na pytanie, powtarzał je. Grałem kiedyś w "Amfitrionie 38" Giraudoux. Już blisko podniesienia kurtyny, więc proszę pana Jurka, żeby mnie szybko ubrał. A on na to: najpierw bogowie. Bo w sztuce tej, jak wiadomo, występują Merkury i Jowisz.

Powiedzenie to przeszło do historii.

W Teatrze Dramatycznym był pan Józio - pracuje tam do tej pory. Gdy wchodziliśmy do teatru, pan Józio zawsze stał w tym samym miejscu - na ostatnim piętrze przy windzie - i czekał na aktorów. W tej statycznej postawie dawał do zrozumienia, że zaczyna się praca. Garderobiany pan Józio miał za moich czasów bezwzględny autorytet. Według własnego uznania przydzielał garderoby aktorskie. Nie można było tego kwestionować, on to robił według swoistej, własnej hierarchii. Była "garderoba geniuszy" dla najmłodszych, początkujących. Była też "garderoba dyrektorska" dla aktorów, zdaniem pana Józia, najbliższych dyrektorowi.

Często, kiedy się zagadywaliśmy w garderobach, on pojawiał się i prawie bez słowa wskazywał, że pora wyjść na scenę, ale często też mitygował nasz pośpiech; kiedy nam wydawało się, że się spóźnimy, on dawał do zrozumienia, żeby się nie spieszyć. Był regulatorem czasu przedstawienia - to jest bardzo ważna funkcja w teatrze.

Garderobiani to ślad poszczególnych etapów. Każdego z nich chciałbym mianować swoim przyjacielem. To oni głównie zaznaczają rodzaj teatru, jego barwę, atmosferę, jego zapach.

- Czy to prawda, że w pierwszej wersji miał Pan zagrać w sztuce Harwooda właśnie garderobianego?

- To były pobożne życzenia niektórych moich kolegów. Myśląc o tym spektaklu, mając różne koncepcje, dawali mi do zrozumienia, że może byłoby lepiej, gdybym ja grał garderobianego, a Kociniak aktora.

- Nie miał Pan ochoty zagrać garderobianego?

- To nawet nie ja. Reżyser tak zdecydował. Nie było żadnej dyskusji na ten temat. Reżyser rozdał role i koniec.

- Harwood umieścił akcję "Garderobianego" w Anglii na początku lat 40. Czy dziś w czasach oświetlenia skanerowego, laserów, elektronicznie sterowanych kurtyn zmienił się teatr od kulis?

- Nie, nic się nie zmienił. Z tej prawdopodobnie prostej przyczyny, że cokolwiek by wniosła cywilizacja do współczesnego teatru, jakiekolwiek zawrotne techniki, istota rzeczy pozostaje ta sama, a tą istotą jest żywy człowiek, który wychodzi na scenę i gra. Istota, natura teatru absolutnie się nie zmienia i wszystko jedno, czy jest to spektakl grany w plenerze, na skleconych deskach w nocy czy w dzień, czy w budynku zamkniętym. Zawsze są te same nerwy, ta sama trema, ten sam niepokój i te same irytacje.

Kilkanaście lat temu, mniej więcej w czasie, kiedy Harwood pisał "Garderobianego", byłem w Stratfordzie. Przez dwa tygodnie oglądałem tam przedstawienia szekspirowskie. Siedziałem na widowni, drżąc z zachwytu. Któregoś dnia pani z British Council, która się mną opiekowała, zaprowadziła mnie, a właściwie zaciągnęła do garderoby, żebym poznał Paula Scofielda, który grał właśnie Króla Leara. Nie miałem odwagi tam iść, o czym ja - prowincjusz - mam mówić z tym wielkim aktorem. Nagle w drzwiach garderoby zobaczyłem zawiniętego, spowitego w fulary Paula Scofielda, który lamentował: "Dlaczego pan wczoraj nie przyszedł? Dzisiaj miałem fatalne przedstawienie". Poczułem się natychmiast jak u siebie w domu. Aktorzy na całym świecie są jednakowi i będą jednakowi. Natura ich zachowań pozostanie taka sama.

- Czy pamięta Pan swój pierwszy występ na scenie?

- Nie pamiętam, a to dlatego że tych występów "pierwszych" było bardzo dużo. Tak się złożyło, że wtedy, tuż po wojnie, młodzi ludzie byli niesłychanie potrzebni teatrowi. Trzeba było na gwałt nas kształcić, a to kształcenie wtedy polegało na tym, że się siedziało nie tylko w szkole, ale całe dnie i noce spędzało w teatrze. Statystowaliśmy, graliśmy małe role w wielu, wielu przedstawieniach. Z tych pierwszych występów pamiętam niewiele. Może opowiem anegdotę, która świadczy o tym, jak nasi najbliżsi nas widzą, kiedy już rezygnują z naprawy naszych charakterów i pozwalają nam zostać aktorami. Mam na myśli moją matkę. Otóż grałem w takiej "rozbieranej sztuce" o starożytnych Grekach. Na scenie byłem prawie nagi, jak zresztą większość aktorów w tym przedstawieniu. Miałem tylko przepaskę na biodrach. Odysa grał aktor, który ważył dokładnie 105 kg, a ja ważyłem raptem 48 kg. Kiedy wszedł na scenę aktor grający Odysa, matka moja szepnęła do koleżanki: "A to mój syn". Tak nas widzą nasi najbliżsi.

- W sobotę premiera "Garderobianego". Co w dalszych planach Ateneum?

- Następną premierą na dużej scenie będzie "Leśmian" w układzie muzycznym Jana Tomaszewskiego w reżyserii Małgorzaty Boratyńskiej. Gościnnie wystąpi Anna Maria Jopek. Szykujemy też musical "Nikodem Dyzma" według powieści Mostowicza w adaptacji Henryki Wojtyszko, w reżyserii Macieja Wojtyszki, z muzyką Jerzego "Dudusia" Matuszkiewicza. W roli głównej wystąpi Marek Kondrat. Będzie to próba jeszcze jednego powrotu do tej powieści, nasze czasy ciągle sprzyjają Nikodemowi Dyzmie. Jak sądzę, nie będzie to historia zupełnie wesoła, mimo że ubrana w formę musicalową. Równocześnie na małej scenie będzie próbowana sztuka "Dom wariatów" Marka Koterskiego w reżyserii autora. Bardzo chciałbym, żebyśmy dbali o polską współczesną dramaturgię, jest jej tak niewiele, że każda próba, każdy utwór powinien być przez teatr chwytany na gorąco.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji