Artykuły

Opakowamie zastępcze

Już mniej więcej w okolicach szatni Teatru Kameralnego wiadomo, co i jak z tą "Iwoną" będzie. W foyer wiszą transparenty (Serdecznie witamy! Niech żyje radość!), ściany wytapetowane są portretami (czyimi - to okaże się później). Zawodowy konferansjer. (Zdzisław Pruss) pokrzykuje w mikrofon zapowiadając kolejne atrakcje wielkiego festynu. Jest kulturysta na emeryturze i magik-amator, pary taneczne oraz chór seniorek "Czerwone Różyczki" z przejęciem wykonujący swe artystyczne zadanie. Trwa to wszystko minut kilkanaście (może zresztą więcej, bo Bóg jeden wie, o której ów nieoczekiwany happening się zaczyna) i bezboleśnie przenika w problematykę sztuki właściwej. Konferansjer zagania widzów na salę, gdzie na scenie gra orkiestra. Tusz - i na trybunę (wokół zielone drzewka w kubłach - A jakże) wchodzi ubrany na biało Dwór. Potem pojawia się Góral z arią Jontka i tańcujące panienki w cylindrach, które prezentują publiczności umiejętności równie nikłe.

Wreszcie centralna postać trybuny - Król Ignacy (ten z portretów w foyer) wygłasza kwestię "Bratając się z ludem w dniu święta narodowego" i - jesteśmy w domu. Prolog zyskuje alibi "teatru totalnego", uporządkowaniu ulega chronologia zdarzeń. Więc: najpierw była zabawa dla ludu, potem lud bawił władcę, teraz zaś władza (przez trzy akty) bawić się będzie między sobą. Logiczną konsekwencją takiego rozumowania było usunięcie publiczności z sali i skierowanie jej z powrotem na festyn. Bo i po co lud ma oglądać, jak paskudnie Król, Królowa, Książę i Szambelan postąpili z jego przedstawicielką? Ponieważ jednak widzów pozostawiono na miejscach, możliwe, ŻE OWO DO mniemanie interpretacyjne nie ma sensu. Chyba, żeby te bezeceństwa ukazano ludowi ku przestrodze, Nowe "Wesele Figara"?

Dalej "Iwona, księżniczka Burgunda" toczy się jakby hardziej po bożemu. Lud ani w środku, ani na końcu nic już nieodgrywa, nawet roli. Szkoda, ale i tak jest śmiesznie. Kluczem do całości okazuje się zamieszczony w programie tekst Puzyny: "Na dobrą sprawę trzeba by tę "Iwonę" robić zupełnie inaczej. Bez baśniowości i bez farsy w realistycznym, wytwornie urządzonym salonie, we frakach i wieczorowych sukniach jakby rzecz działa się na którymś z istniejących jeszcze dworów królewskich".

I tak właśnie jest. Salony spowite zostały wytworną głęboką czerń (scenografia Ryszard Strzembała), postaci (prócz Bohdana Czechaka - Lokaja ubranego słusznie w czarny frak) - w nieskazitelną biel kostiumików a'la Chanel, sukien, mundurów i bonżurek. Gorzej z realizacją drugiej części wypowiedzi krytyka: "I z całą powagą trzeba by grać dramat psychologiczny właśnie", a czarna rozpacz z trzecią: "gdzie wszyscy się wzajemnie stwarzają i przekształcają tylko dlatego, że patrzą na siebie, mówią do siebie, czują wzajemnie swoją obecność i muszą się do niej ustosunkować (...) Gdzie niedorzeczność sytuacji, jaką stwarza swoją obecnością niemrawa, ofermowata, milcząca Iwona prowokuje każdego do gestu samoobrony lub agresji, a gest ten pociąga za sobą gesty następne, już nieuniknione, choć coraz bardziej niedorzeczne",

Cóż- łatwo mówić, trudniej zrobić. Bo jeśli wszystkie zabiegi reżysera (Krzysztof Rościszewski) miały służyć temu, aby zrobić "Iwonę" (a tak można by sądzić po prologu, i pierwszych scenach) bez filologicznych odsyłaczy, interpretacyjnej erudycji i tzw. kontekstu, to wówczas trzeba by całość poprowadzić konsekwentnie albo w stronę farsowego żartu scenicznego opartego na poetyce absurdu, albo w kierunku egzystencjalnego czy psychologicznego dramatu. Tymczasem ani na, ani po bydgoskim spektaklu nie daje się wyłowić zarówno problemu, jak i stylu. Ni to utwór o roli konwencji, o deformacji człowieka przez człowieka, ni to traktat o zachowaniu kreowanym egzystencjalną obecnością innych, a w płaszczyźnie teatru - ani dramat, ani groteska, ni - jak pisał kiedyś Csato '-komedia romantyczna.

Najbliżej sytuuje się ten spektakl koło farsy, ale cóż to za farsa, skoro już od połowy tempo jak w amatorskich przedstawieniach Czechowa, a to akcie trzecim nuda rozdziera prawie szczęki.

Podstawowy problem sztuki - nieokreśloność tytułowej bohaterki (Małgorzata Pietrzak w turkusowej workowatej sukni, opadających skarpetkach, z włosami na dzikuskę) rozstrzygnięto, każąc aktorce grać Iwonę wyalienowaną, ale bacznie obserwującą i autentyczniejszą od reszty postaci. Ładnie się to zgodziło z prologiem, ale Iwona naprawdę ludzka staje się sędzią, nie zaś - jak chciał Gombrowicz - pierwiastkiem niedorzecznego, ogólnego rozkładu. Zbyt łatwy teatralnie kontrast zaowocował zatem pustką znaczeń.

Co gorsza, w takiej "Iwonie, księżniczce Burgunda" Gombrowicz broni się z trudem. Płaszczyzna językowa sztuki (a, jest ona także utworem o kreacyjnej roli słowa) została chwilami w przedstawieniu zupełnie zatarta. Są sceny (np. w akcie II rozmowa Filipa: Wiesława Rudzkiego z Cyrylem: Witoldem Kopciem w milczącej obecności Iwony), gdzie dialog prowadzony jest tak niewyraźnie, że do widza dociera najwyżej jedna piąta tekstu. I cóż tu mówić o ukrytych znaczeniach, skoro nawet artykułowany kwestiami rozwój wydarzeń jasny jest wyłącznie dla wtajemniczonych?

Aktorstwo bydgoskiego przedstawienia jest w większości nijakie i nużące. Żyją jedynie te sceny, w których występują aktorzy doświadczeni (Roman Metzler - król Ignacy, najlepsza w spektaklu, mimo że, sprawiająca zawód w momencie czytania wierszy - Teresa Leśniak - Królowa Małgorzata i niezły - choć także mający kłopoty z dykcją - Hieronim Konieczka). Dużo gorzej jest wówczas, gdy do głosu dochodzą młodzi aktorzy, tworząc postaci, jakby wyprute z samoświadomości. Skoro zaś nie ma ani ról, ani przejrzystej koncepcji, fabuła (raz jeszcze o dykcji) pozostał w zaniku, w pamięci utrwalają się tylko efekty dodatkowe. Jak właśnie ów prolog stanowiący klasyczne opakowanie zastępcze. Obiecujące nieokreślony "teatr totalny", a w gruncie rzeczy przyprawiające autorowi klasyczną "gębę", zaś widzów stawiające w sytuacji właśnie jakby żywcem z Gombrowicza wziętej.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji