Artykuły

Nasza dziennikarka została żołnierzem księżniczki Turandot

- Miałam być małym, grubym Chińczykiem. Ale ostatecznie zostałam terakotowym żołnierzem z wąsami i buddyjskim mnichem. Poznałam świetnych ludzi, zwykłych miłośników opery i wielkie gwiazdy. I już wiem, jak wygląda praca przy realizacji wielkiego operowego widowiska - o próbach "Turandot" w Operze Wrocławskiej pisze Katarzyna Kaczorowska w Polsce Gazecie Wrocławskiej.

Za chwilę Turandot zada Księciu drugą zagadkę. Oczywiście nieznajomy odgadnie, że chodzi o krew.

Żuki? Nie, to moi koledzy z zaprzyjaźnionej drużyny. Pierwsza próba w kostiumach i zmagania ze zbrojami.

Cudzoziemcze, czy wiesz, że zagadki są trzy, ale śmierć jest jedna? - Nie, księżniczko, zagadki są trzy, a jedno - życie".

Początkowo lekceważył ból gardła. Ot, kolejne lekkie przeziębienie. Ale kiedy ból nie mijał, rodzina zmusiła go do wizyty u lekarza. Diagnoza była okrutna: rak gardła. Giacomo Puccini, będący u szczytu sławy, pracował od trzech lat nad dramatem o okrutnej chińskiej księżniczce Turandot. Premierę zaplanował na wiosnę 1925 roku - Arturo Toscanini, wybitny dyrygent i dyrektor mediolańskiej La Scali, był pewien, że publiczność oszaleje z zachwytu. By ratować Pucciniego, lekarze zaordynowali nowatorską na ówczesne czasy - był rok 1924 - terapię radiologiczną. Rodzina miała do wyboru dwie kliniki w Europie, które takie leczenie prowadziły: w Brukseli i Berlinie. Wybrała tę pierwszą.

- Ale pani zarosła! - rzuca jeden z chłopców i wszyscy siedzący pod chińskim murem wybuchają śmiechem. Nie dziwię im się. Zyskałam wąsik i bródkę

Puccini zabrał do szpitala partyturę. W lutym 1924 skończył instrumentację drugiego i trzeciego aktu. Wiedział, że tworzy dzieło wyjątkowe. Może przeczuwał, że musi się spieszyć, choć pewnie nikt nie powiedział mu, że uczestniczy w walce o życie, tak jak bohaterowie jego oper. Był 24 listopada 1924 roku, kiedy wybitni specjaliści brukselskiej kliniki wbili w jego gardło siedem igieł z promieniotwórczym radem, odkrytym 26 lat wcześniej przez Polkę Marię Skłodowską-Curie i jej męża Piotra. Wszystko wskazywało na to, że zatrzymano rozwój guza. Ale cztery dni później zbuntowało się serce Pucciniego.

28 listopada 1924 roku o 4 nad ranem brukselscy lekarze mogli pochylić się nad łóżkiem wybitnego kompozytora tylko po to, by stwierdzić jego zgon. Obok łóżka na stoliku leżało 36 stron niedokończonej opowieści o Turandot.

***

- Ale pani zarosła! - rzuca jeden z chłopców i wszyscy siedzący pod chińskim murem wybuchają śmiechem. Nie dziwię im się. Zyskałam wąsik i bródkę. W zbroi i czapce, z pełną charakteryzacją, zmieniłam się tak, że poznają mnie tylko po głosie. A wszystko dlatego, że dwa miesiące temu postanowiłam zamienić się w legalnego szpiega i opisać, jak się robi operę. W dodatku w tak niezwykłym miejscu, jak wrocławski Stadion Olimpijski. Zapytałam Michała Znanieckiego, reżysera "Turandot", czy zgodzi się, bym zagrała u niego małego, grubego Chińczyka. Znaniecki się uśmiechnął i powiedział: - Grubego? Wsadzimy panią do pudełka i nikt pani nie pozna.

I tak zostałam chińskim żołnierzem terakotowej armii. Przez 10 dni trenowałam upadki na trawie, odkrywałam w sobie zombie, wyzwalałam się do wolności, słowem, poznawałam smak pracy statysty przy takiej produkcji.

* **

Pierwsze dni pracy. Upał. Zielony namiot daje upragniony cień. Na krzesełkach siedzą Wojciech Dyngosz (baryton) i Rafał Majzner (tenor). Pierwszy śpiewa partię Pinga, jednego z trzech ministrów, drugi Cesarza, ojca Turandot.

- Mówię ci, tenor to nie głos. To diagnoza - rzuca przekornie Dyngosz.

- A tam, diagnoza - prycha Majzner.

- Dlaczego diagnoza? - dopytuję.

- A widziała pani kiedyś normalnego tenora? - mówi stoickim głosem Dyngosz.

Wybuchamy śmiechem, a odtwórca partii Pinga dodaje: - Tenorzy nic w tych głowach nie mają, bo muszą mieć w czaszce pudło rezonansowe, żeby głos brzmiał dobrze.

Majzner te złośliwostki przyjmuje z zadziwiającym spokojem: - Ach, te barytony

Kiedy pojawia się Aleksander Zuchowicz (śpiewa partię Panga, kolejnego ministra), na rozgrzewkę przed próbą parodiuje dyrygenta Bassema Akiki. I zaczyna opowiadać, jak to na rozmowie rekrutacyjnej u dyrektor Ewy Michnik na pytanie o wzrost odpowiedział: - Metr siedemdziesiąt pięć.

Niewysoki Zuchowicz pytającym spojrzeniom wyjaśnia: - Pani dyrektor popatrzyła na mnie z niedowierzaniem i powiedziała: "Ależ to jest słusznej postury mężczyzna".

I kiedy pod namiotem rozlega się śmiech, Zuchowicz opowiada, jak poszedł na badania okresowe i lekarka zapytała go o wzrost. - Normalnie zapomniałem. Mówię: "Metr, metr", a ona: "I wystarczy".

To jego pierwsza praca przy superprodukcji. - Imponujące tempo. Spektakl nabiera realnych kształtów w ciągu dziesięciu dni - podkreśla jakby z niedowierzaniem.

Jolanta Żmurko, dla której to kolejne w karierze tak ogromne przedsięwzięcie, macha ręką i mówi: - To największa mobilizacja tuż przed wakacjami. Człowiek chciałby już odpocząć, ale musi wydobyć z siebie maksimum energii.

Żmurko śpiewa tytułową partię Turandot. Piekielnie trudną, z którą nie każda śpiewaczka jest w stanie sobie poradzić. Evgenyia Kuznietsova, którą również usłyszymy w roli Turandot, z rozbrajającym uśmiechem mówi, że tutaj najważniejsze jest skupienie, a przed premierą pójdzie na spacer do parku. A Jana Dolezlikova podkreśla, że w pracy ze Znanieckim nie ma gwiazd, bo wszyscy tworzą wielką artystyczną rodzinę. I z przekonaniem mówi, że dla niej najważniejsza jest postać Liu, w którą się wciela. Dziewczyny o wielkim sercu i wielkiej odwadze.

***

Na samym początku pracy zostajemy podzieleni na Iksy i Igreki. Trafiam do Igreków - jest nas więcej i rządzą nami doświadczone Iksy. Moim Iksem jest Maciek Czykinowski, geodeta we wrocławskim urzędzie miejskim, od pięciu lat statystujący w widowiskach operowych. Odpowiedzialny maratończyk trenujący pod okiem Urszuli Włodarczyk ma za sobą realizacje "Otella" i "Napoju miłosnego". I pilnuje, żebyśmy wchodzili w odpowiedniej kolejności, nie rozłazili się, kiedy czekamy na wejście do akcji, słowem, jest przewodnikiem naszego początkowo dość niesfornego stada.

Na samym początku pracy zostajemy podzieleni na Iksy i Igreki. Trafiam do Igreków - jest nas więcej i rządzą nami doświadczone Iksy

W ciągu kolejnych dni pracy ponad setka statystów przestaje być anonimowa. Jędrek Pasalski studiuje na trzecim roku architektury, ma sesję egzaminacyjną i jego wielką pasją jest taniec. Rudą głowę Rafała Osińskiego rozpoznaję już pierwszego dnia - był moim uczniem na warsztatach dziennikarskich w Szkole Wyższej Psychologii Społecznej. Grzesiek Okraszewski skończył filozofię (tytuł pracy magisterskiej "Droga do wyzwolenia w Bhagawadgicie"), uczy angielskiego i ma rozgrzebany doktorat o Rabindranacie Tagore, indyjskim pisarzu i filozofie. Kasia Wysocka, blondynka z rzęsami jak firanki, skończyła biotechnologię i biologię molekularną i pracuje naukowo na Akademii Medycznej. Jej przyjaciółka, Agnieszka Koper, którą Kasia namówiła na statystowanie w "Turandot", do niedawna pracowała we wrocławskim Miejskim Ośrodku Pomocy Społecznej.

Paweł Młotek, nazywany przez kolegów Mlotincho, to debiutant, podobnie jak Marcin Rudyk i Maciek Horwacz. Kibicują im w szkole - i nauczyciele, i koledzy. No bo i przygoda, i jeszcze zarobią kasę na wakacje. Kiedy słyszę, że ma 16 lat, mówię "Dziecko!". Ciągle roześmiany blondyn oburza się: - Jakie dziecko! Uczę się w gimnazjum!

Do rozmowy wtrąca się Grzesiek: - Dziecko. Ja uczę gimnazjalistów.

Próba po próbie poznaję historię Turandot, która ze strachu przed miłością pozbawia życia kolejnych zalotników. W końcu trafia się śmiałek, który rozwiązuje jej zagadki. Książę nie chce jednak małżeństwa wymuszonego. Chce miłości, więc proponuje Turandot układ: jeśli odgadnie jego imię, będzie mogła go zabić.

Tę zagadkę ma rozwiązać całe miasto. W ręce oprawców trafiają ojciec Księcia Timur i jego służąca Liu, beznadziejnie zakochana w Księciu. Dziewczyna, nie chcąc zdradzić imienia tego, którego kocha, popełnia samobójstwo. Timur, widząc jej bezgraniczne oddanie, też oddaje ducha. I na tych zgliszczach Książę nie tylko, że nie rezygnuje z Turandot, ale wyjawia jej swoje imię.

Dla normalnego człowieka ta historia to makabra. Pal sześć służącą, ale nawet śmierć ojca nie przeszkadza Księciu dalej trwać przy okrutnej księżniczce. Ale na tę makabrę należy przymknąć oko, bo dzięki niej opera Pucciniego zachwyca niezwykłą muzyką.

Premiera "Turandot" odbyła się 24 kwietnia 1926 roku w La Scali. Po scenie śmierci Liu, w trzecim akcie, Arturo Toscanini przerwał przedstawienie, a publiczność usłyszała z jego ust słowa: "Tutaj kończy się dzieło pozostawione przez chorego Maestro. Śmierć okazała się szybsza".

***

- Jesteś stąd? - pyta mnie Luis Chapa, który zaśpiewa partię Księcia.

- Tak.

- To jesteś szczęściarą. Niesamowite miasto. Czuję się u was jak w domu - mam wrażenie, że pochodzący z Meksyku Chapa zaraz klepnie mnie w plecy. Ustalamy, że Polacy, jak Meksykanie, są serdeczni, otwarci i gościnni. Kiedy pytam go, czy Turandot to zła kobieta - zabija wszystkich, którzy pojawiają się na jej drodze - lekko się krzywi i mówi: - Ona po prostu boi się miłości. Ale to miłość w końcu ją wyzwoli i przemieni cały świat wokół niej.

Premiera "Turandot" odbyła się 24 kwietnia 1926 roku w La Scali. Po scenie śmierci Liu, w trzecim akcie, Arturo Toscanini przerwał przedstawienie

David Rhigeschi, który również w ciągu najbliższych trzech przedstawień wykona partię Księcia, też jest po raz pierwszy w Polsce i nie kryje podziwu dla pracy Michała Znanieckiego. Ale kiedy pytam go, czy jak przystało na Włocha ogląda mistrzostwa świata w piłce nożnej, patrzy na mnie z niedowierzaniem i mówi: - Mecze? Kiedyś, jak byłem dzieciakiem, grałem w piłkę nożną i koszykówkę. Teraz najważniejsza jest dla mnie opera.

Obaj całkowicie ufają Znanieckiemu, do tego stopnia, że kiedy opowiadam Chapie, że postać Liu wzorowana jest na Dorii Manfredi, służącej Puccinich, która pod wpływem szykan ze strony żony kompozytora, podejrzewającej ich o romans, popełniła samobójstwo, słyszę: - Skąd to wiesz?

- Przeczytałam w książce.

- Ja się skupiam na głosie, na dramaturgii postaci. Konteksty historyczne, odwołania, interpretacje widoczne w koncepcji realizacyjnej dzieła zostawiam reżyserowi - odpowiada mi Chapa.

Ale Znaniecki potwierdza, że zna historię nieszczęsnej Dori. I wie, że Puccini - na szczęście dla opery - był kochliwy, a te miłości twórczo przenosił na partyturę.

- Inspiracji jednak szukam w muzyce, której słucham na okrągło. Może to dla kogoś nudne, ale to z niej rodzą się moje pomysły - tłumaczy Znaniecki, który był w Chinach, zbierał stare zdjęcia, ale nie oglądał innych realizacji "Turandot", by się nie wzorować. I który pracę nad "Turandot" zaczął od szukania odpowiedzi na pytanie, dlaczego Puccini napisał tę operę. Czy dla pieniędzy, czy po to, by się podobała publiczności, a może po to, by zaszokować?

- Kiedy odkryję ten mechanizm, a w tym wypadku jest to zabawa pewną konwencją operową, wiem, jak objąć tę materię - mówi reżyser wrocławskiego spektaklu.

Kiedy pytam, czy to prawda, że przed snem czyta poezję - jak zdradzono mi w stadionowych kuluarach - zaskoczony potwierdza. Ostatnio Ferdinan- do Pessoa i Konstandinosa Kawafisa. No i Aleksandra Puszkina, bo szykuje się do realizacji "Oniegina" Piotra Czajkowskiego.

***

Ewa Michnik, co kilka dni przychodząca na stadion przyjrzeć się naszej pracy, mówi krótko: - Ja tu jestem w oku cyklonu. I jestem szczęśliwa, kiedy widzę, jak rodzi się ostateczna wizja spektaklu. Jestem pewna, że widzom też się spodoba.

Michnik, która 13 lat temu postawiła na megaprodukcje, od 13 lat szuka stałego miejsca na letni festiwal operowy. Może okaże się nim właśnie stadion?

A ja już wiem, że ten weekend będzie jednym z najbarwniejszych w moim życiu. W końcu zostałam żołnierzem Turandot.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji