Artykuły

Iwona i gęba

Z kilkumiesięcznym opóźnieniem - różne na to złożyły się powody - piszę recenzję z ważnego dla teatralnej Łodzi widowiska, jakim jest wystawienie "Iwony księżniczki Burgunda" Witolda Gombrowicza w Teatrze Powszechnym. Już samo wystawienie Gombrowicza to teatralne święto zwłaszcza gdy sztuka grana jest w mieście po raz pierwszy. Na plus spóźnieniu zaliczę to, że oglądałem przedstawienie w nieco innej, niż premierowa obsadzie, mianowicie z Włodzimierzem Adamskim w roli Księcia Filipa.

"Iwona" jest najwcześniejszym chronologicznie utworem dramatycznym Gombrowicza. Opublikował ją w miesięczniku "Skamander" w 1938 roku, nie została wystawiona na scenie przed wojną. Prapremiera sztuki odbyła się dopiero w 1957 roku w Teatrze Dramatycznym w Warszawie w reżyserii Haliny Mikołajskiej i oprawie scenograficznej Andrzeja Sadowskiego, ze znakomitą Barbarą Krafftówną w roli tytułowej.

Łódź, jak się rzekło, nie oglądała dotąd "Iwony". A przecież - mało kto o tym wie - o mały włos rozminęliśmy się e prapremierą polską właśnie u nas. W początkach 1957 roku zmarły przed przeszło dwudziestu laty aktor i reżyser Konrad Łaszewski zamierzał wystawić sztukę Gombrowicza w Klubie Dziennikarza przy ulicy Piotrkowskiej 96. W salce tej, na fali popaździernikowego ożywienia życia teatralnego, zaprezentowano z inicjatywy aktorów łódzkich kilka widowisk, do których nie dojrzały wówczas jeszcze kierownictwa scen profesjonalnych.

Pamiętam Łaszewskiego, jak z numerem przedwojennego "Skamandra" w ręce dokonywał wizji lokalnej klubu pod kątem swego zamierzenia. Nie wiem, z jakiej przyczyny nie doszło do jego realizacji, zapewne ze względu na piętrzące się .trudności techniczne. W efekcie Łódź musiała czekać przeszło ćwierć wieku na swoją "Iwonę", rekompensując to sobie jednak z nawiązką świetną prapremierą polską najlepszej sztuki Gombrowicza "Operetka". Trzeciego dramatu pisarza, "Ślubu", nie oglądaliśmy dotąd na łódzkiej scenie (to do sztambucha PT Dyrektorów!).

Gombrowicz napisał "Iwonę", mając trzydzieści cztery lata. Poprzedziła ją - niewiele zresztą - powieść "Ferdydurke", w której autor zawarł swoje poglądy filozoficzne i estetyczne. Pozostał im wierny w twórczości całego życia. Bruno Schulz w taki sposób ujął wymowę "Ferdydurke": W salonie na froncie odbywa się wszystko etykietalnie i formalnie, ale w jej kuchni naszego ja [...] doprawia się gospodarkę najgorszej konduity. Czyż ta przenośnia nie pasuje jak ulał do "Iwony"?

Ależ tak! Sztukę swą lokuje Gombrowicz nawet dosłownie w środowisku dworskim jakiejś niedookreślonej operetkowej monarchii. A dwór ma to do siebie, że etykieta, a zatem forma zewnętrzna, otula wszelkie działania szczelnym płaszczem, pod którego fałdami trudno dopatrzyć się rzeczywistych intencji i motywacji. Aby tylko zewnętrzna polewa była gładka i błyszcząca, to co się pod nią kryje - mało ważne! Zatem dominacja Formy nad Treścią, Etykiety nad Spontanicznością, Konwencji nad Autentyzmem.

Jeszcze raz odwołajmy się do "Ferdydurke". Z powieści tej weszły do potocznego współczesnego języka dwa kapitalne określenia: "zrobię komuś gębę" i "upupić''. Wykładnia pierwszego z nich wyglądałaby mniej więcej tak. Człowiek rodzi się i rozwija z pewnymi dyspozycjami i cechami immanentnymi. Nie jest mu jednak nigdy danym realizować w życiu tych właściwych sobie jakości, podlega bowiem od zarania obróbce ze strony swego otoczenia. Kształtuje ono każdą jednostkę według pewnych schematów, przyprawiając jej właśnie gębę w miejsce twarzy. Człowiek zaś, poddając się temu uporczywemu kształtowaniu, zaczyna tracić stopniowo osobowość, zaczyna mylić gębę z twarzą, aż wreszcie daje się całkowicie ogłupić czy upupić, jak kto woli.

...uczyńcie mi nową gębę - pisze Gombrowicz przy końcu "Ferdydurke" - bym znowu musiał uciekać przed wami w innych ludzi i pędzić, pędzić,pędzić przez całą ludzkość. Gdyż nie ma ucieczki przed gębą jak tylko w inną gębę [...] Przed pupą zaś w ogóle nie ma ucieczki.

Bohaterka sztuki, Iwona, normalna w gruncie rzeczy choć mało efektowna dziewczyna, ukazuje się na scenie w towarzystwie dwóch ciotek (nie przypadek!) jako osoba całkowicie upupiona. Tak dalece, że nie próbująca nawet przeciwstawić się opinii (gęby), w jaką ją ubierają ciotki.

Drugi bohater, urodziwy Książę Filip, ma także oczywiście przyprawioną gębę. Postępuje i rozumuje zgodnie z wzorcem, jaki mu narzucili królewscy rodzice i dwór. Pojawienie się brzydkiej i bezwolnej Iwony prowokuje go jednak i podrywa do pozornego buntu.

Przez absurdalny mezalians Filip chce samemu sobie udowodnić, że jest człowiekiem posiadającym własną wolę, a więc mającym prawo wbrew obowiązującym kanonom pojąć za żonę właśnie taką niewydarzoną, antyestetyczną kreaturę. Ale nie wytrzymuje długo w tej swojej kontestacji kapryśny książę. Ignorując uczucie, jakim nieoczekiwanie darzyć go poczyna Iwona, wraca do komfortowego schematu, w jakim tkwił przedtem. Gęba triumfuje!

Tyle że powrotna droga wiedzie przez konieczność pozbycia się przecież i przymusem godził się z nieodpowiedzialnym wyborem małżonki przez następcę tronu. Z tym większą radością powita przywrócenie zakłóconej na krótko wszechwładnej Formy.

Inscenizacja "Iwony" w Teatrze Powszechnym, dokonana przez Macieja Zenona Bordowicza, stawia sobie za cel maksymalne uczytelnienie sztuki Gombrowicza i jego porządku myślowego. Słowem z nie najłatwiejszego w odbiorze utworu postarano się wykreować rzecz lekko strawną dla każdego, popularną. Założenie takie zmusza do pójścia na pewne uproszczenia i wygubienie określonych treści zakodowanych w tekście autorskim. "Iwona" nie jest w zasadzie materiałem na rozrywkowy show.

Nie znaczy to jednak, bym cały spektakl odebrał źle. Przyjmując, że zubożenie semantyczne jest ceną, jaką płaci się za dotarcie z "Iwoną" do szerszej publiczności, uważam reżyserię za sprawną, a widowisko za żywe, barwne i dowcipne. To chyba nie jest mało - przekonuję sam siebie, choć nie bez odrobiny nostalgii.

Barbara Szczęśniak w roli tytułowej stworzyła postać plastyczną, dążąc do uprawdopodobnienia swej funkcji "płachty na byka", jaką przypisał Iwonie autor. Z woli reżysera na krótkie chwile odrzuca jednak bierność i martwotę, by błysnąć ukrywaną inteligencją i autentycznością uczuć. Znaczyłoby to, że w tej interpretacji Iwona nie jest do końca upupiona, że przywdziała tylko dla świętego spokoju maskę, pod nią zaś zachowała prawdziwe oblicze. Można to przyjąć, ale ze świadomością, że popada się w niezgodę b autorem, według którego nie ma odwrotu od gęby, najwyżej w inną gębę.

Postać Księcia Filipa ujął Włodzimierz Adamski inteligentnie i z wdziękiem. Aktor ten rozwija się z roli na role, co pozwala najlepiej rokować na przyszłość.

Małym arcydziełkiem nazwałbym to co prezentuje Bronisław Wrocławski w roli Szambelana. W tej postaci zawarł on 1 zdeformował satyrycznie kwintesencję dworskości. Sięgając do bogatych pokładów środków aktorskich. Wrocławski ewokuje nieomylnie tkwiącą w dworaku pustkę wewnętrzną, komizm choć Szambela i symbolu, nie jest w tym ujęciu wyłącznie marionetą, czy nosicielem abstrakcyjnych treści.

Mieczysław A. Gajda i Barbara Połomska tworzą zabawne i w założeniu swym bezduszne postacie Króla Ignacego i Królowej Małgorzaty. Gabriela Sarnecka, jako Iza z temperamentem przewodzi gronu pięknych dam dworu. Liczna obsada aktorska właściwie włącza się w konwencję przedstawienia.

W pomysłowy sposób wykorzystał obrotówkę scenograf Jerzy Gorazdowski, zaś Bogdan Pawłowski w opracowaniu muzycznym dał przegląd szlagierów z czasów, gdy Gombrowicz pisał "Iwonę".

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji