Artykuły

Trzy dni Grover's Corners

Nie jest przypadkiem - jak sądzę - że nowa dyrekcja Teatru Polskiego wybrała na swą pierwszą premierę "Nasze miasto" Thorntona Wildera. Chcąc się przedstawić (a także - zdobyć widzów) wyszła ze sztuką, która jak o niej napisano "nie opowiada o tym co szczególne, ale najzupełniej zwyczajne". W tej "zwyczajności" w wydarzeniach każdemu widzowi bliskich i codziennych, zawarte są prawdy wykraczające daleko poza owe codzienne doświadczenia. To trochę tak jak wszechświat zawarty w kropli wody...

Thornton Wilder, powieściopisarz i dramaturg uważany za jednego z najwybitniejszych pisarzy amerykańskich, chociaż napisał kilka powieści, które przyniosły mu światową sławę uważał teatr za najważniejszą ze wszystkich sztuk. Z kilkudziesięciu utworów scenicznych właśnie "Nasze miasto" miało mu zapewnić poczesne miejsce wśród dramaturgów.

Swemu dziełu nadał formę kronikarskiej opowieści o dniach powszednich miasteczka Grover's Corners gdzieś w stanie New Hampshire. Miasteczka zamieszkałego przez około 2600 dusz, mających trzy kościoły, średnią szkołę i lokalną gazetkę. Losy bohaterów oglądamy w trzech dniach z roku 1901, 1904 i 1913.

Pozornie nic się nadzwyczajnego nie dzieje: ot dzieci lekarza Gibbsa i redaktora Webba spieszą do szkoły, panie mówią o babskich sprawach, idą na próbę chóru prowadzonego przez organistę-praczka... Potem syn lekarza George zakocha się i poślubi Emilkę córkę redaktora... A na koniec, już po kilku latach, na cmentarzu spotkają się żyjący z tymi, którzy odeszli. I tutaj dopiero autor pozbierawszy wszystkie szare nitki swej opowieści podsunie nam kilka refleksji. O szczęściu, którym jest dobrze przeżyte życie, o tym, że tak mało rozumiemy z przemijania chociaż niby zdajemy sobie z tego sprawę. I jeszcze Wilderowskie pojmowanie więzi pomiędzy światem żyjących i umarłych. Gdzie - jak napisano - żywi i umarli są sobie potrzebni na płaszczyźnie miłości.

Reżyser Jan Błeszyński, znany telewidzom z realizacji "Żałoba przystoi Elektrze" i "Widoku z mostu", był w swoim czasie asystentem Erwina Axera, którego inscenizacja "Naszego miasta" z roku 1957, po legendarnej już dokonanej przez Leona Schillera przedwojennej prapremierze europejskiej, stanowiła - jak mogę przypuszczać - miarę i wzorzec. Wszyscy zresztą realizatorzy - i słusznie - szli za wskazówkami Wildera zawartymi w didaskaliach, sugerujących odejście od naturalistycznej dosłowności inscenizacyjnych w stronę umowności, gdzie rekwizyty są niepotrzebne, wystarcza gest. Akcja rozgrywa się więc na pustej niemal scenie, skupiając naszą uwagę na grze aktorów.

Na czoło wysuwają się wśród nich trzy panie: Małgorzata Peczyńska (pani Gibbs), Irena Dudzińska (pani Webb) oraz Lucyna Winkel (Emilka) tworząc wybornie zestrojony tercet aktorskiego doświadczenia i obiecującej zapowiedzi talentu. Z panów dopisuję do nich Roberta Więckiewicza (George). Z przyjemnością powitałem powrót na scenę Mariana Pogaszą, którego red. Webb dołączył do szeregu postaci, jakie stworzył w czasie swej 40-letniej teatralnej działalności.

Polemizowałbym jednak z reżyserem. Od pierwszej bowiem sceny nie mogłem pogodzić się z ustawieniem przez niego węzłowej dla akcji roli Reżysera (Mieczysław Franaszek). Roli, którą na prapremierze światowej grał sam Thornton Wilder, a na polskiej Aleksander Zelwerowicz. Oto bowiem w moim odczuciu jest on narratorem, prezenterem, a nie aktorem sztuki. A takim właśnie go oglądaliśmy - ze szkodą dla spektaklu. Niepotrzebnie również (a niekiedy wręcz denerwująco) poprowadził Jan Błeszyński pierwszy akt. Szastanie się aktorów, krzyki i skoki czynią wrażenie wręcz cyrkowe. Całe szczęście, że w następnych aktach pozostały z tego już tylko okruchy.

To oczywiście drobne zastrzeżenia, które być może da się skorygować w dalszych prezentacjach "Naszego miasta". Któremu życzę i wróżę powodzenie.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji