Artykuły

Mówię wam, będzie pięknie na stadionie

Ponad setka ludzi rozstawionych wzdłuż specjalnych podestów zaczęła wykonywać dziwne, niekontrolowane i niezaplanowane przez reżysera Michała Znanieckiego ruchy. Coś jak z Ministerstwa Dziwnych Kroków Monthy Pytona, tylko bez kroków. - O żesz ty cholero jedna! - wysyczał kolega leżący niedaleko moich nóg. Nie, nie do mnie. Do komarzycy - kolejna relacja Katarzyny Kaczorowskiej, dziennikarki-statystki próbującej przed premierą "Turandot" na wrocławskim Stadionie Olimpijskim.

4 dni do premiery Turandot: Mówię wam, będzie pięknie na stadionie

Kiedy w sobotni wieczór niebo nad wrocławskim Stadionem Olimpijskim zaczęło się chmurzyć, zastanawialiśmy się tylko, kiedy lunie. Inspicjent Julian Żychowicz biegał z najnowszymi wieściami meteo: - Będzie padać. Ale krótko.

Robert Kryska i Krzysztof Luka owijali w folię monitory, na których mogliśmy oglądać Bassema Akiki, dyrygującego ze stadionowej sali gimnastycznej, gdzie już w poniedziałek pojawi się orkiestra. W folię zapakowane zostały też głośniki. Przyglądając się temu wyścigowi z nadciągającą burzą, zastanawiałam się, czy wytrzymamy do końca drugiego aktu. Wytrzymaliśmy! Niebo nad nami też! W pełnej dramaturgii scenerii Turandot śpiewała Księciu zagadki. I choć śpiewacy oszczędzali głosy, pomyślałam sobie, że w tym wietrze i z chmurami nad głowami jest pięknie. Pozazdrościłam widzom, że zobaczą w całości wizję Michała Znanieckiego - bo ja ją widzę we fragmentach i już wiem, że warto przyjść na Stadion.

Kiedy lunęło, chowaliśmy się, gdzie kto mógł. Chłopcy na trybunach i w płaszczu Turandot, ekipa realizatorska i soliści pod zielonym namiotem, który do tej pory chronił przed upalnym słońcem. Co poniektórzy patrzyli z zazdrością na tajemniczy kształt ukrywający się pod pałatką w wojskową panterkę.

Wspólnie ustaliliśmy, że to ani chybi jakiś operowy rybak. Gdy przestało padać, spod pałatki wyszedł Józef Glazer, rekwizytor.

- Lata doświadczeń robią swoje - roześmiał się i ze stoickim spokojem machnął ręką: - Taki deszcz to nic. Jak byliśmy w zeszłym roku w Regensburgu, nad sceną była zabezpieczająca folia, ale nad widownią już nie. Na widowni arystokracja,

arystokratki w kreacjach. A tu jak nie lunie! Trzeba było widzieć, jak one biedne uciekały przed tym deszczem...

My nie uciekliśmy. Przeczekaliśmy i odegraliśmy trzeci, ostatni akt. A Hania Marasz, drugi asystent reżysera, przypominała, że statyści przychodzą na kolejną próbę dzisiaj o 18. Jutro pierwsza próba w kostiumach!

***

Turandot - 6 dni do premiery

Czwartek wieczór. Kolejna próba do "Turandot". Godzina 18, ale słońce takie, że na płycie Stadionu Olimpijskiego opaleniznę złapiemy jak na Hawajach. Maciek Czykinowski, przewodnik mojego stada, na co dzień geodeta w wydziale geodezji wrocławskiego magistratu, ostrzega: - Jak się schowa, będzie masakra. Zobaczycie.

No i wyprorokował. Ledwo odpuścił upał i wydawało się, że zaczyna się najprzyjemniejsza część wieczoru, zaczęła się pantomima. Ponad setka ludzi rozstawionych wzdłuż specjalnych podestów zaczęła wykonywać dziwne, niekontrolowane i niezaplanowane przez reżysera Michała Znanieckiego ruchy. Coś jak z Ministerstwa Dziwnych Kroków Monthy Pytona, tylko bez kroków. - O żesz ty cholero jedna! - wysyczał kolega leżący niedaleko moich nóg.

Nie, nie do mnie. Do komarzycy. A ściślej, do całej chmary komarzyc, które atakowały nas, choć zapach różnych środków antykomarowych unosił się wokół nas jak zapach najlepszych perfum.

Ale mimo komarów, jest fajnie. Kiedy pojawiają się soliści, wyłania się koncepcja realizacji. Siedzimy z Jędrkiem Pasalskim na trawie pod chińskim murem i oglądamy Kalafa, czyli Davida Rhigeschiego (ma na swoim koncie role w "Tosce", "Cyganerii", "Borysie Godunowie", debiutował dziewięć lat temu u boku swojego nauczyciela Paolo Washingtona w "Rigoletto"). Jędrek jest na trzecim roku architektury i na wieczorną próbę przyjechał prosto z egzaminu. Jego wielką miłością jest taniec i przyznaje, że statystując w przedstawieniach operowych zawsze czuje takie lekkie ukłucie w środku, kiedy widzi tancerzy z baletu. Leczy się z tego ukłucia współpracując z teatrem w Słupsku.

Ja zamiast ukłucia w środku, poczuję dotkliwie własne biodro, kiedy zgodnie z wizją reżysera przyjdzie mi upaść na ziemię.

Miałam jak odcięta marionetka efektownie się złożyć, ale runęłam jak podcięta. Bez efektu.

Do domu wróciłam marząc o zimnym prysznicu i wodzie. Za to spałam jak zabita. Przed zaśnięciem zdążyłam pomyśleć: ostrzec wszystkich przed komarami!

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji