Artykuły

Koszalińskie Konfrontacje Młodych "m-teatr". Dzień drugi

Drugi dzień koszalińskiego festiwalu przedstawił tutejszym widzom dwoje młodych reżyserów: Weronikę Szczawińską, która w kategoryczny sposób rozprawia się z fredrowską "Zemstą" i Ivo Vedrala, rozbierającego po raz pierwszy w Polsce tekst sztuki Martina Crimpa "Twarzą do ściany". Obydwu prezentacjom towarzyszyło poruszenie, przeniesione wieczorową porą do bazy festiwalowej, w której poprowadzona została kolejna dyskusja z twórcami - specjalnie dla e-teatru pisze Ewa Julianna Kwidzińska.

Na początek mały wtręt, którego nie da się pominąć: miłe zdziwienie towarzyszy przyglądaniu się festiwalowej widowni. Otóż głodnymi młodego teatru, prowadzonymi różnymi drogami do teatralnej kasy BTD, są nie tylko ci równi twórcom wiekiem, którym wydaje się, że są w stanie zrozumieć kody współczesnego języka teatralnego właśnie z tego względu. Nie, młodzi odbiorcy mieszają się - i to procentowo prawie po równo (!) - z widzem dojrzałym, starszym, doskonale pamiętającym teatr lat sześćdziesiątych, a może i pięćdziesiątych. Pięknie wyglądają te panie we wzruszających sukniach, trzymające pod rękę panów w garniturach i zmierzający do teatru, by skonfrontować dla przykładu właśnie dzisiejszy pomysł na sceniczną "Zemstę" z tym, co widzieli, co zapewne ukochali w teatrze przed laty. Niesamowity to sygnał - pośrednio przekazany przez Konfrontacje, bezpośrednio zaś przez całe zjawisko - jesteśmy ciekawi tego, co młodzi mają do powiedzenia, nawet jeśli mamy ich słowa potępić.

Jako się napisało powyżej, organizatorzy Konfrontacji zaproponowali wieczór z - wydawałoby się - polską klasyką. Weronika Szczawińska "Zemstę" zrealizowała w Teatrze Dramatycznym im. Szaniawskiego w Wałbrzychu. Przeniosła ją na scenę po to, by z niej prosto powiedzieć, że przenosić ją dziś już niepodobna. A nawet, jeśli "podobna" - dziś już nie odnajduje po temu uzasadnienia i sensu. Podejmując się derridowskiej dekonstrukcji tekstu bez skrupułów zabawia się skalpelem, nie zważając na to, czy ruchy rozszarpujące to ciało mają swoje uzasadnienie. Rozcina materię, by doszukać się powodu dzisiejszej odporności na tak zwaną sztukę uniwersalną.

Rozpoczyna się Szczawińskiej analiza tekstu, która stawia tezy i eksperymentuje ich zasadność na scenie współpracując z - notabene - świetnymi aktorami, którzy doskonale uczuli komizm prób zdekomizowania poszczególnych postaci dramatu. Czy problemem jest dziś sławna, kategoryczna średniówka w wierszu Fredry? Może komizm ówczesny dziś nie niesie za sobą nic, co by mogło zadać jakiekolwiek pytanie albo cokolwiek widzowi wytknąć? Wydaje jej się, że Fredry dziś nie da się wystawić na scenie stosując przeniesienie, bez reinterpretacji.

Szczawińska, bazując na przekonaniu, że tekst "Zemsty" znają wszyscy, decyduje się na przetasowanie, uwypuklenie wielu nie znaczących momentów kosztem zamazania tych kluczowych. Pozwala sobie również na rozmowę teatrem o teatrze, metaanalizę stosunku podmiotu do przedmiotu (aktora do sztuki), co staje się zabiegiem banalnym.

Reżyserka pozwalając sobie na przedstawienie zakulisowej prywaty - infantylizuje skądinąd temat ważny i ciekawy. Szczawińska jest bardzo kategoryczna w zamyśle, jednak przekaz i poetyka, na którą się decyduje, są na tyle mało radykalne, że oparskany tekst, rytm, postaci i konwencje śmieszą - widz (ten w garniturze sprzed lat również!) bawi się tą dekonstrukcją, niekoniecznie dostrzegając jej cel; nie wie, czy Szczawińska Fredrę lubi, głaszcze z pobłażliwością, czy wręcz przeciwnie - nie ceniąc, jest nim zirytowana. Publiczność bawi się na tyle, że u końca spektaklu, kiedy gasną światła, aktorzy nagrodzeni zostają gromem radosnych braw, co nie pozwala odbiorcy usłyszeć znaczącego offu, który jest konkluzją całego działania scenicznego Szczawińskiej - głos wyraża nadzieję, że spektakl udowodnił, iż dziś nie ma sensu wystawiać Fredry i tym samym będzie to ostatnia "Zemsta" zrealizowana w polskim teatrze. Kto widział ten spektakl po raz pierwszy (a w tej sytuacji była ogromna większość widzów) - nie miał szans usłyszeć tych słów i zostać - chociaż "po wszystkim" - naprowadzonym na główną myśl reżyserki.

Druga propozycja wieczoru była zdecydowanie odmienna. Ivo Vedral zaproponował teatr specyficzny, niełatwy i wymagający od widza ogromnej czujności. Koszalińska publiczność zaproszona została do dość klaustrofobicznej, dusznej przestrzeni, zamknięta została wraz z aktorami Teatru im. Jaracza z Olsztyna w foliowym worku (a może w wielkim baniaku po wodzie, który służył jako rekwizyt jednemu z bohaterów sztuki).

Wielu widzów nie wytrzymało nie tylko duchoty przestrzeni, ale chyba przede wszystkim duchoty przekazu - i pod presją szamotało się z folią próbując wyjść w trakcie spektaklu, który kilkukrotnie został zatrzymany właśnie ze względu na opuszczającą widownię publiczność.

Trudny to spektakl, wymagający bardzo wiele od wyobraźni widza. Totalnie przezroczysty teatr, w którym aktorzy bawią się sztuką improwizacji, a mają po temu świetnie stworzone warunki. Bohaterowie sztuki są postaciami niedookreślonymi, znajdują się w niedookreślonym miejscu, nic nie jest tu rzeczowo powiedziane. Aktorzy kreują swoje postaci, choć ważniejsze od ich osobnych tożsamości wydają się być tkanki łączące ich relacje, napięcia, które wynikają z sekretów ukrywanych przed widzem.

Vedral tworzy teatr słowa, pod którego niedosłownością kryje się jego fenomen. Bohaterowie na oczach odbiorcy próbują stworzyć wspólną opowieść o życiu, skompilować historię jak dzieci w przedszkolu tworzą bajkę dodając po własnym zdaniu tak, by powstała spójna całość. Opowiadają to o kobiecie, która marzy o idealnym obrazku rodzinnym, to o mężczyźnie-mordercy, któremu niczego w życiu nie brakuje, zatem nie sposób znaleźć uzasadnienia dla popełnionej przez niego zbrodni.

Narracja, jaką prowadzą bohaterowie, w jakiś przedziwny sposób odziera pojęcie szczęścia z wyjątkowości i ważności. Wszystko staje się banałem, a co gorsza - prowadzi do frustracji i brutalnej agresji, która - koniec końców - sama także banałem się staje. Tak jak Crimp mówi swoją sztuką o tym, że człowiek, istota społeczna, "istota porozumiewająca się", jest skazana na banał wypowiedzi, worek sloganów i brak autentyczności najważniejszych pojęć, do których realizacji dąży przez całe życie, tak Ivo Vedral, proponując spektakl wymagający od widza całościowego zamknięcia się ze słowem i improwizacją w foliowym worze utrudniającym oddychanie, przytakuje tej diagnozie rzeczywistości i fenomenologii spotkania, którą nie każdy jest w stanie znieść. Zatem wychodzi w trakcie.

Drugi wieczór festiwalowy jest potwierdzeniem wczorajszej tezy, że Konfrontacje mogą rozpętać teatralną burzę na horyzoncie myślenia o najmłodszym teatrze polskim. Towarzyszą im wszelkie emocje, których zmieszanie może zagwarantować to, czego oczekują organizatorzy. Sztorm. Oby.

Na zdjęciu: "Zemsta", Teatr Dramatyczny, Wałbrzych

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji