Artykuły

Po drugiej "Operetce"

Niezaprzeczalna i niekwestionowana wartość "Operetki"' Gombrowicza jako dzieła scenicznego nakłada na krytykę teatralną obowiązek dokładniejszej analizy i podjęcia próby ustawienia tego utworu w polskiej współczesnej literaturze dramatycznej. Obowiązek trudny, a także kłopotliwy, i po części niemiły. Ale winien być podjęty. Bez uprzedzeń i uproszczeń, ale także bez kapitulanctwa wobec tego, co w sztukach Gombrowicza jest nam obce, co nas w nich i do nich zraża, i bez nierozumnych ciągot do hagiografii. Słowem, sine ira et studio, jak mawiali starożytni Rzymianie, gdy chcieli rozwijać czyjś mit. Dobrą po temu okazją może się stać nowa sceniczna interpretacja "Operetki'' - dokonana przez Kazimierza Brauna w Teatrze Współczesnym we Wrocławiu a rzucająca na "Operetkę" inne światło niż prapremierowa w Polsce inscenizacja Kazimierza Dejmka w Teatrze Nowym w Łodzi; oba przedstawienia zresztą znaczące, o których głośno było i jest w Polsce.

"Operetka" ma parę płaszczyzn, z których żadnej pominąć nie możemy, oceniając utwór w jego złożonej całości. Gombrowicz miewał wielkie ambicje, do których uprawniał go jego talent; i szedł nieraz na łatwizny, którym torowała drogę jego nonszalancja artystyczna. "Operetka" mierzy wysoko i spada nisko. Trzeba nie lada zręczności, by sobie z tą dwoistością poradzić.

Koneksje polityczne, zależności i powiązania na wysokim podbiciu. Gombrowicz świadomie nawiązywał do "Nie-Boskiej Komedii". Jego kaprysy społeczne zbliżały go mocno do politycznej postawy Krasińskiego. "Nie-Boska Komedia" ociera się o centralny konflikt społeczny, widziany oczyma bystro patrzącego feudała z pierwszej połowy XIX wieku; "Operetka" ma podobne pokusy jak niedokończona, niedopracowana "Historia" Gombrowicza: chciałaby uchwycić naczelny konflikt klasowy drugiej połowy XX wieku.

Rozumie się - w paraboli operetkowej. Gombrowicz nie byłby Gombrowiczem, gdyby nie mieszał dramatu z groteską, mówiąc wyraźniej: spraw serio z ich przedrzeźnianiem, i gdyby nie ujął całości w formę błazenad, ubizmu (od sławnego "Króla Ubu" Jarryego). "Operetka" sprawy społeczne spłaszcza, ukazuje w przebraniu karnawałowym. Czy przez to tracą one swą jadowitość? Jak dla kogo.

Gombrowicz nie był arystokratą (choć nad tym bolał), a spojrzenie miał przenikliwe, więc arystokracja u niego anachroniczna - jak u Krasińskiego. Ale jednak fascynuje, to sól ziemi. Gombrowicz nie kochał Rewolucji, ale rozumiał jej groźne konieczności. Z "Operetki" strach przed rewolucją bucha jak dym z komina. Szyderstwo tego strachu nie zasłania. Do tych dwu płaszczyzn "Operetki" przybywa jeszcze trzecia: utajone obsesje, urazy, pragnienia Gombrowicza, wyrażone w motywie Albertynki. Bierna, bezwolna jak Iwona księżniczka Burgunda, jest Albertynka jednocześnie katalizatorem i motorem Historii.

Dejmek brawurowo rozwiązał problemy operetkowe w "Operetce". Jej pierwszy akt był arcydziełem operetkowego genreu. Ale później reżyser pozacierał sens utworu, a wymowę finału zagubił. A ów finał, aż metafizyczny, znowu w przewrotny sposób zbliża "Operetkę" do "Nie-Boskiej", jest akcentem irracjonalnej pociechy. Że ją u Krasińskiego symbolizował krzyż - a tutaj "nagość wiecznie młoda, młodość wiecznie naga" - no cóż, czasy dziś w ogóle i nie-boskie, poza tym "Koniec i bomba, a kto czytał ten trąba". Taka "trąba" się pewnie pogodzi i z lubowaniem się w poczytnym słowie d..., i z natrętnym do mdłości grasejowaniem, i z podobnymi sposobami zabawiania, rozśmieszania, figlowania, w których Gombrowicz był mistrzem. Ale jakże to bywa teatralnie wdzięczne!

Braun podszedł do "Operetki" nadzwyczaj serio, stąd pierwszy akt u niego szarawy - zresztą i aktorsko średni - dopiero później rozwinął pomysłowość i zabłysnął intuicją. Intencje Gombrowicza odczytał celnie, pokazał, że z "Operetki" można zrobić zwarty utwór dramatyczny. Zabrakło głosów, zabrakło kreacji. Ale zespół umiał jasno ukazać myśl autora, dobre i to. A Halina Rosiakówna była udaną Albertynką i prawdziwą ozdobą finału. Klaunady Gombrowicza potraktował Braun pobłażliwie, trochę je stuszował, szanując jednak styl i ekstrawagancje autora "Ferdydurke".

Swoją inscenizacją otwarł Braun nową kartę w dziejach scenicznych "Operetki". Ukazał też jasno jej filiacje myślowe, z "Nie-Boską". Kiedyś, przed laty, zżymałem się na częste wystawianie "Nie-Boskiej" w teatrach Polski Ludowej. Czy miałem rację? Krzywe zwierciadło może leczyć z pewnych kompleksów. "Operetka" wrocławska była gwoździem XIII Warszawskich Spotkań Teatralnych. Mimo wszystkich swoich wad, mielizn myślowych i łatwizn formalnych, "Operetka" ma wiele walorów scenicznych i ze sceny zepchnąć się nie da, przy czym jej perwersyjne libretto kusić będzie coraz to nowych reżyserów i zachęcać do wypróbowania własnych pomysłów. Trzeba tę okoliczność przyjąć do wiadomości: urągam "Operetce", ale jednak zaliczam ją do kanonu współczesnej polskiej literatury dramatycznej.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji