Artykuły

Drżący głos Holoubka

"Król Edyp" w reż. Gustawa Holoubka Teatru Ateneum z Warszawy w PWST w Krakowie. Pisze Magda Huzarska w Gazecie Krakowskiej.

Scena jest ciemna i pusta, żadnej scenografii, żadnych rekwizytów. Spowici w czarną materię aktorzy zostali pozostawieni sami sobie i słowom tragedii Sofoklesa, która od tysięcy lat niosła przerażenie i oczyszczenie. Słowa podawane przez wybitnych aktorów wibrują, rozbrzmiewają w scenicznej przestrzeni, stając się muzyką. Klasyczny teatr, w którym najważniejszy jest aktor i to, co ma do powiedzenia.

Takich przedstawień, jakie przygotował Gustaw Holoubek na swoje osiemdziesiąte urodziny, już się nie robi. A szkoda, bo publiczność, tłumnie wypełniająca nawet schody widowni PWST, przez półtorej godziny siedziała w pełnym skupieniu i napięciu, które rzadko da się osiągnąć fajerwerkami proponowanymi przez modne teatralne konwencje.

Najważniejszy jest tu Edyp. Piotr Fronczewski od początku, kiedy jeszcze mamy do czynienia z dramatem władzy, zmaga się ze swoim głosem, raz trafiając w fałszywą, to znowu w boleśnie prawdziwą nutę. Jest porywczy i raz po raz przechodzi do krzyku, kiedy zaczyna rozumieć niepohamowane dążenie do władzy Kreona (Jerzy Trela), doszukując się podstępu w przepowiedni ślepego Terezjasza. Tym bardziej ludzki staje się, gdy na scenę przybywa Jokasta, by pogodzić zwaśnionych mężczyzn. Grająca ją Teresa Budzisz-Krzyżanowska - matka i jednocześnie żona Edypa z woli bogów - wnosi ze sobą delikatność, będącą kontrapunktem dla rozgorączkowanych bohaterów tragedii.

Gdy ta zaczyna zmierzać nieuchronnie do okrutnego finału, Jokasta jeszcze raz wtuli się w Edypa, usiądzie z nim na ziemi, by z czułością wyznać mu miłość. To najpiękniejsza scena w przedstawieniu Holoubka, tak intymna, że aż przeszedł po widzach dreszcz. I nie zburzyła tego późniejsza rozpacz Jokasty, zbyt przesadzona i gwałtowna, bliska pozom przybieranym przez XIX-wieczne aktorki.

Zapominamy o tym, bo za chwilę wchodzi na scenę Edyp z przewiązanymi czerwoną chustką, pustymi oczodołami. Oślepiony własną ręką bohater jest już pogodzony z losem, z ciążącą nad nim klątwą. Chce pożegnać się tylko z córkami i pójść na wygnanie. Nie ma już na sobie krwistej szarfy, która jako symbol przeklętej władzy przeszła w ręce Kreona.

Zanim nastąpi zupełna ciemność, usłyszymy jeszcze tylko dobiegający zza sceny drżący głos Gustawa Houlubka. Wielki aktor na tle chóru przekaże nam najważniejszą prawdę o nieuchronności bezlitosnego losu, na który nie mamy żadnego wpływu. I my będziemy musieli z tym zostać.

Na zdjęciu: scena z "Króla Edypa."

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji