Artykuły

Zwycięska nagość

PARĘ tygodni przed śmiercią, w swym ostatnim wywiadzie, Witold Gombrowicz powiedział:

- Mój teatr tak samo wybiera swoje własne drogi, jak i inne moje utwory. Kiedy zaczynam sztukę, nie nam pojęcia, dokąd mnie zaprowadzi. To samo jeśli chodzi o całość tego teatru. Jestem cyniczny, liczę na efekt, na poezję i zwłaszcza na wartość sceniczną. Trzy sztuki, które napisałem, zostały pomyślane napisane z dala od jakiegokolwiek wpływu, ponieważ nie chodzę nigdy o teatru...

A oto inne fragmenty tegoż wywiadu:

- Czy to, co Pan pisze, jest "nowym teatrem"?

- Nie wiem, co to takiego.

- Genet, Beckett, Ionesco, Arrabel, Artaud?

- Trudno o nich w kilku słowach. Zasadniczo podziwiam, ale z daleka, bo w teatrze nie byłem od trzydziestu lat.

- Dekoracje, światła, dźwięki - czy grają rolę w Pańskim teatrze?

- Tak, i dużą. Ale nie cierpię stylu "modnego", wiecznie tego samego. Zresztą nie mieszam się do tych spraw, zostawiam wolną rękę reżyserowi...

- "Operetka, boski idiotyzm, teatr doskonały". Czy napisał Pan operetkę?

- Nie, napisałem tragikomedię w formie operetki.

Mimo autorskiej "kokieterii" takich oświadczeń, jak to o własnym cynizmie lub to, że pisarz nie ma pojęcia, dokąd go dany utwór zaprowadzi, są w tym wywiadzie stwierdzenia istotne dla interpretatorów dramaturgii Gombrowicza. I tu od razu powiem, że niezależnie od tego, czy Kazimierz Braun znał inscenizując we Wrocławiu "Operetkę" spełnił wszystkie wyrażone w tych wypowiedziach nadzieje autora, idealnie urzeczywistnił wszystko, na co liczył pisarz zostawiając wolną rękę reżyserom.

Okazało się bowiem, że Braun jest jednym z tych nielicznych ludzi teatru, którzy umieją iść tropami trudnej sztuki Gombrowicza do końca, którzy znajdują klucz do jego niedopowiedzeń, do miejsc tylko zaznaczonych, a nie całkiem wypełnionych, do sytuacji otwartych, które trzeba zamknąć, ukonkretnić uchwytnymi scenicznie realiami. Wystawił "Operetkę" efektownie, błyskotliwie, chwilami niesamowicie, wzbogacając ją takimi ściśle inscenizacyjnymi pomysłami, jak np. zamaszyste a, w istocie impotenckie reakcje hrabiego Szarma na erotyczne pragnienia Albertynki ("ogałacanie" jej ze stojących obok niej krzeseł zamiast "oczekiwanego i dosłownego rozbierania). albo ucharakteryzowanie strzelca barona Firuleta, Stanisława, na pederastycznego cherubinka (kapitalna transformacja Bolesława Abarta, którego chwilę przedtem oglądamy w "konwencjonalnym" stroju lokaja; nie każdy z widzów dostrzega, że to ten sam aktor).

Pomysłów takich jest mnóstwo, ich szczegółowa analiza mogłaby posłużyć za przedmiot pracy magisterskiej młodemu teatrologowi. W krótkim felietonie recenzyjnym nie można jej dokonywać, podkreślmy więc tylko, że barwną i oryginalną, a przy tym wyraźnie parodystyczną klamrę całości stanowi iście operetkowe potraktowanie chóru, którego funkcje pełni tu tak nazwana przez autora Grupa Pańska (z bezsensownego tekstu jej rzekomej konwersacji: "Krzesełka lorda Blotton... krzesełka lorda Blotton... krzesełka lorda Blotton..." reżyser uczynił przewodni motyw śpiewany, którego się zresztą nie rozumie tak samo, jak trudno zrozumieć bełkotliwe słowa śpiewów chóralnych w prawdziwej operze czy operetce). W toku rozwoju akcji Grupę Pańską wspomaga lub kontruje Grupa Lokajska (przy okazji z podziwem odnotowuję wymowne ustawienie lokai w roli pokornych atlasów trzymających na swych barkach gmach arystokracji).

Wszystko to służy jak najdosadniejszemu wypunktowaniu istotnej treści tej tragikomedia, która - czy ko chciał sam Gombrowicz, czy nie - mocno siedzi w tradycji najżarliwszej dramaturgii polskiej, wyraźnie spokrewniona z takimi jej arcydziełami, jak z jednej strony "Nie-Boska komedia" Krasińskiego (stosunek pisarza do arystokracji i rewolucji), a z drugiej "Wesele" Wyspiańskiego (z którym "Operetkę" kojarzy nie tylko chocholi taniec "workowców"). Idealnie też zostaje wydobyta główna myśl utworu, że nagość, wyzwolenie z ciężkiego pancerza strojów to synonim wolności, szczerości, prawdy, oswobodzenia człowieka z narzucanych mu - i przybieranych ze strachu lub oportunizmu - masek i kostiumów.

Świetną "nosicielką" nagości w tym spektaklu, jest Halina Rasiakówna (Albertynka). Śmieszne i smutne zwyrodnienia arystokracji niezwykle sprawnie ukazują: Teresa Sawicka (Księżna Himalaj), Edwin Petrykat (Hrabia Szarm) i Jerzy Schejbal (Baron Firulet), a specyficznie Gombrowiczowski, bynajmniej niejednoznaczny stosunek do rewolucji ciekawie, wielowarstwowo interpretuje Stanisław Jaskułka (Hrabia Hufnagiel).

Nie mogę tu wymienić wszystkich aktorów tego z rozmachem "rozpętanego" widowiska, gdyż jest ich ponad trzydziestu. Pragnę więc tylko stwierdzić, że każdy z nich dobrze służy przemyślanej, do ostatniego szczegółu całości spektaklu.

Stary przesąd teatralny ostrzega,. że gdy się do repertuaru wprowadzi sztukę, w której na scenie pojawia się trumna, nie wróży to kierownictwu teatru niczego dobrego. Kazimierz Braun widać zabobonom nie ulega, a końcowa sekwencja z trumną należy do najlepiej rozwiązanych, najbogaciej rozbudowanych inscenizacyjnie części widowiska,

Szkoda więc, że na tegorocznym Festiwalu Polskich Sztuk Współczesnych wrocławska inscenizacja "Operetki" nie została włączona do konkursu. Jury nie miałoby wówczas problemu, komu przyznać Grand Prix.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji