Artykuły

Długie pióro i ja

"Pyza za Wielką Wodą" w reż. Jerzego Fedorowicza w Teatrze Ludowym w Krakowie. Pisze Paweł Głowacki w Dzienniku Polskim.

Nie wiem, czy żołnierz AK Stanisław Suptatowicz walczył z okupantem w lesie czy w Warszawie, i nie snuję malowniczych bajek, że pan Suptatowicz do boju ruszał w indiańskim przyodziewku. Nie. Lecz zdziwiłbym się tylko odrobinę, gdyby jakiś historyk II wojny światowej odkrył, że podczas, dajmy na to, akcji pod Arsenałem widziano Polaka w pióropuszu wodza choćby Apaczów, konno, ale rzecz jasna bez siodła i obuwia, galopem przecinającego ulicę. Na twarzy jego - barwny fresk bitewny. W dłoni -wojenna siekierka. Na głowie -szum orlich piór. A gestapo? Lite zdumienie. Całą prawdę mówiąc - jednak nie. Nie zdziwiłbym się tylko odrobinę. W ogóle bym się nie zdziwił. Jeśli bowiem mój rodak Stanisław Suptatowicz aż do śmierci w 2003 roku twardo utrzymywał, że w istocie nie jest Stanisławem Supłatowiczem, gdyż naprawdę zwie się Sat-Okh, co w języku shawnee znaczy Długie Pióro, że urodził się w 1920 roku w wiosce Indian, koczujących nad rzeką Mackenzie w Kanadzie, że matką jego była, owszem, Polka, uciekinierka z Syberii, Stanisława Suptatowicz, ale za to ojciec to sam Leoo-Karko-Ono-Ma, czyli Wysoki Orzeł, wódz plemienia Szaunisów, oraz że aż do powrotu do ojczyzny, czyli bite 17 lat, właśnie tam, na brzegu Mackenzie, uczył się dzielności - lepiej jest już niczemu się nie dziwić. Lepiej jest pogodzić się z malowniczym szaleństwem. Staszek, Długie Pióro, Szauni-sowie, Mackenzie, Wisła, wojna, pióropusz, woda ognista - klasyczne polskie dzieje. Nie ma co tego tykać, jak i nie ma co tykać przedstawienia "Pyza za Wielką Wodą" - ostatniej przedwakacyjnej premiery w Teatrze Ludowym, ansamblu prowadzonym przez dyrektora Jacka Stały Luz Stramę, któremu właśnie "pękło" 40 lat pracy na scenie, bądź wokół sceny. Nie ma co tykać "Pyzy za Wielką Wodą", nie ma co dłubać w tym dwugodzinnym, suto przyśpiewkami kraszonym scenicznym folderze krajoznawczym dla dzieci. Zwyczajnie, albo się od pierwszych taktów godzisz na fikający nóżkami, rozśpiewanymi głosami i na tylnej ścianie wyświetlanymi obrazkami banał, albo - idź na Krystiana Lupę.

Tak, banał to, lecz banał, który jest banałem szczerze. Tingel-tangel, co się nie wstydzi jarmarczności. Przaśność gardząca wenecką maską. Po prostu

- bezpretensjonalność. Jestem, jaka jestem, a ty rób, co chcesz! - tak zdaje się gadać "Pyza za Wielką Wodą". W sumie proponuje to samo, co reżyser Jerzy Kłopotliwy Szept Fedorowicz proponował, gdy w Teatrze Ludowym wystawił "Pyzę na polskich dróżkach" Hanny Januszewskiej. I jak wtedy po nadwiślańskiej ziemi

- tak teraz po glebie amerykańskiej Pyza, grana przez Martynę Ciekawe Niebieskie Oczy Malcharek, wędruje szczebiotliwie. Mamy więc Chicago, mamy Dakotę, Kolorado, Nevadę, Kalifornię, Teksas, Missisipi, Niagarę wreszcie. A na początku i końcu - Warszawa jest, rzecz jasna.

I rzecz równie jasna - na każdym z tych popasów krajoznawczych, co teatralnie są dynamiczną fuzją banalnych anegdot biograficznych, śpiewu i na ścianę rzucanych przeźroczy, Ciekawe Niebieskie Oczy Pyza poznaje los wielkich rodaków naszych za wodą wielką. Poznaje, radując się zarazem, że Polak aż tak i aż tyle potrafi. Kazimierz Pułaski herbu Ślepowron. Światowej sławy inżynier Rudolf Modrzejewski. Helena Modrzejewska. Henryk Sienkiewicz. Tadeusz Kościuszko. Ojciec Leopold -dzielny Franciszkanin, o klasycznym polskim nazwisku Moczygemba. Wreszcie rzeczony Sath-Okh, czyli Stanisław Długie Pióro Suptatowicz, wzorzec popyrtania polskich biografii, Indianin w AK, o którego bardzo swojskiej cudaczności nic bym nie wiedział, gdybym nie obejrzał seansu Jerzego Kłopotliwy Szept Fedorowicza. I tak to idzie. Od popasu do popasu, z anegdotki na anegdotkę, z polskości amerykańskiej w polskość amerykańską. Od dumy do dumy. Tak to idzie, a raczej tak to kica. Bardzo szybki seansik - wszystko jak na pstryknięcie. Rym, w dobrym tego słowa znaczeniu częstochowski, rym wzruszających banałów o naszych wielkich w Ameryce, wartkie pląsanie dziewcząt z Krakowskiej Akademii Tańca, no i śpiew, zwłaszcza Jana Łysy Słowik Nosala. Słowem-poglądowa bułka z masłem dla najmłodszych. Łykają bez problemów.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji