Artykuły

Symbioza

Od początku kibicuję prywatnym teatrom powstającym jak grzyby po deszczu w Warszawie, bo są szansą na uzdrowienie sytuacji w teatrach miejskich. Powstanie prywatnej konkurencji wcześniej czy później wymusi naturalny podział ról - pisze Roman Pawłowski w swojej Kronice Wypadków Kulturalnych w Gazecie Wyborczej - Stołecznej.

Prywatni antreprenerzy zagospodarują tę część repertuaru i publiczności, która pozwala na osiągnięcie jak najwyższych zysków, publiczne sceny będą mogły skupić się na tym, co na rynku nieopłacalne, ale dla rozwoju kultury konieczne: pracą nad nowymi odczytaniami wielkiej literatury, rozwijaniem sztuki inscenizacji i rzemiosła aktorskiego, promowaniem nowej dramaturgii, edukacją. Sęk w tym, że niektórzy politycy z rządzącej w mieście PO widzą w teatrach prywatnych nie tyle dopełnienie, co alternatywę dla scen publicznych. Od pewnego czasu z ratusza dochodzą głosy, że są one dla miasta wygodniejsze: kosztują mniej, a spektakli dają tyle samo lub więcej. Na pozór jest to logiczne - do biletu w prywatnym Teatrze Polonia miasto dopłaca ok. 2 zł, a do biletu w miejskim teatrze średnio 170 zł. Efekt z punktu widzenia ratusza jest ten sam: ludzie mają dostęp do kultury, aktorzy - pracę, miasto - prestiż. Kiedy jednak przyjrzeć się bliżej, okaże się, że rachunek nie jest tak prosty.

Po pierwsze, teatry prywatne, aby przeżyć, muszą szukać wsparcia wielu mecenasów, w tym Ministerstwa Kultury. Oszczędzanie polega więc tu na przerzucaniu kosztów działalności na inne podmioty, publiczne i prywatne. Po drugie, każde załamanie koniunktury może zagrozić ich istnieniu, jak to miało miejsce w przypadku żałoby narodowej, albowiem nie mają one stałego finansowania i w zależą całkowicie od widowni.

Po trzecie wreszcie, polski teatr to system naczyń połączonych. Prywatne sceny nie mogą działać bez reżyserek i reżyserów, aktorek i aktorów z teatrów zespołowych. Ten związek zaczyna się już na poziomie dyrekcji: Michał Żebrowski, zanim założył swój teatr, był przez 11 lat na etacie w Ateneum, Emilian Kamiński zaczął tworzyć Teatr Kamienica, kiedy był w zespole Narodowego, Krystyna Janda zbudowała Polonię po 20 latach występów w Powszechnym, Eugeniusz Korin, współtwórca i reżyser Teatru 6. Piętro, przez wiele lat kierował Teatrem Nowym w Poznaniu. Całe swoje doświadczenie teatralne zdobyli oni w publicznych instytucjach, którym zawdzięczają pozycję, umiejętności, kontakty. Na afiszach prywatnych scen regularnie pojawiają się ich koledzy i koleżanki z teatrów publicznych [na zdjęciu Marian Opania w "Panu Jowialskim", Teatr Polonia].

(...)

Jak mówił Grzegorz Jarzyna, teatry zespołowe są kuźniami, gdzie podczas mozolnych prób szlifuje się talenty aktorów i aktorek. Żadna prywatna scena nie może ich w tym zastąpić. Dlatego myślenie, że wystarczy dopłacić 2 złote do biletu, aby mieć znakomity teatr, jest nieporozumieniem. No chyba że ktoś wierzy, że aktorów mogą zastąpią celebryci i pogodynki, ale to już nie będzie niestety teatr.

Całość: Gazeta Wyborcza Stołeczna

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji