Artykuły

Po urlopie czyli radośź odmiany

Pojechałem na urlop i wróciłem do Warszawy spragniony nowych wrażeń teatralnych. I co zastałem? W miesiącu przed moim wyjazdem podrywał i uwodził warszawskich widzów "Miesiąc na wsi" Turgieniewa w Teatrze Małym w reżyserii Adama Hanuszkiewicza. A gdy powróciłem, sytuacja nie była zmieniona: nadal najwięcej mówiono o "Miesiącu na wsi". Skąd ten sukces?

Jarosław Iwaszkiewicz napisał niedawno, że tęskni za kurtyną w teatrze. Ja może za kurtyną nie tęsknię, ale uparty, hałaśliwy taniec wokół awangard i pseudoawangard i we mnie wzbudza odruchy niechęci. Gdy miejsce teatru znaczącego słowa i starannego aktorstwa coraz częściej zajmuje teatr reżyserskich dowolności i aktorskiego niedbalstwa; gdy patronat Grotowskiego zmienia się w tyranizujący kanon, a w awangardowy gorset wciska się kogo tylko można a nie należy, od Eurypidesa i Dantego poczynając; gdy nawet teatr Fredry czy Zapolskiej przerabia się w teatr Witkacego skojarzony z Gombrowiczem - o, wtedy powstaje, powstawać musi, uczucie przesytu taką pseudonowoczesnością i nowoczesnością na przekór, przesytu teatrem panicznym czy faunicznym, musi wzbudzać opór natrętna groteska i zabawy w udziwnianie, i rodzi się nieodparta chęć powrotu choć na chwilę do teatru aktora i realizmu, do teatru bez brył, szmat i skrytej wojny z autorem, do teatru bez anarchii wizualnej i artystycznej.

Rozumie to Hanuszkiewicz i dlatego nie lęka się przerzucić w niedługim czasie od rozwydrzonej Goplany na motocyklu, uwodzącej po hipisowsku Grabca, do salonowej Natalii Pietrowny, wiodącej subtelny dialog u stóp jabłoni, obsypanej liśćmi; a obok żywa trawa, żywa woda i żywe psy, z godnością przechadzające się wśród ludzi. Niektórym taki przeskok wydał się tylko żartem, zręcznym, ale tak płytkim jak woda w scenicznym ruczaju. Bo to przecież jasne, iż ów żart jest także formą teatru nowoczesnego, jasne, że o jakimś ogólniejszym zwrocie od awangardy ku akademizmowi nie może być mowy, że jeśli zaznaczył się tu naturalizm, to z dodatkiem "neo". Tak by to wyglądało. Ale tak prosto nie jest. W istocie - gra idzie o znacznie więcej, o możliwość wyboru.

Teatr zawsze szedł paru torami, teatr plebejski obok dworskiego, teatr bulwarowy obok monumentalnego, Craig obok Reinhardta. Jednakże ongiś był zdecydowanie górą jeden styl, inne przy nim gasły, stawały się, jak to mówiono, sztuką pompierską. I my usiłowaliśmy swego czasu narzucić jeden powszechnie obowiązujący styl, jeden model, do którego przypasować chcieliśmy tak klasyków jak romantyków, tak realistów jak wszelkich antyrealistów. To był błąd, już w założeniu. Bo chociaż jedna jest literatura i jeden teatr - ilość odmian w ich ramach prawie nieskończona. Teatr Mały dlatego staje się coraz większy, że nie hołduje lennej tylko wersji.

Trzeba pamiętać: żaden artysta teatru nie może być eklektyczny. Laureat Swinarski musi być Swinarski, a laureat Wajda - Wajdą. Także eklektyzm Hanuszkiewicza jest tylko pozorny. Widzów ta zasada nie dotyczy. Artysta teatru ma prawo - chociaż nie obowiązek - do wyboru jednej, ściśle określonej drogi, jest to poniekąd gwarancja jego indywidualności artystycznej. Widz ma prawo do teatru zarówno awangardowego jak i akademickiego. Pod jednym warunkiem: żeby to były teatry dobre. Możemy się nie bać ani weryzmu, ani absurdu. Jednego tylko "stylu" nie wolno tolerować: partactwa. Widza mogą cieszyć zarówno gobeliny Jarockiego jak kamee Axera. zarówno udane eksperymenty młodych jak solidna robota starszych. Powinien się jednak oburzać, gdy w widowisku przejawia się jakiś antystyl, sprzeczny z granym utworem, gdy z teatru robi się antyteatr. Nie jest to więc wybór między starocia i produkcją seryjną a twórczym eksperymentowaniem, i nie tylko zresztą wybór między mocnym a słabym wykonawstwem. Jest to natomiast triumf współczesnej rzeczywistości teatralnej.

Czy radość z takiego stanu rzeczy jest zdrożna, jest eklektyzmem albo może kultem wątpliwego talentyzmu? Ani jedno, ani drugie. Istota rzeczy tkwi w uroku każdego stylu, jeżeli jest twórczo zastosowany i w fakcie, że w sztuce teatru jako całości wszelka jednostronność jest zubożeniem, ograniczeniem, także ideowym. Święta Melpomeno; nie chroń nas od rozmaitości stylów. Chroń nas za to od pseudostylów, od grochu z kapustą i od nieudolności, która, zły smak otula skrzydłami snobizmu, a tandetę podsuwa jako najodpowiedniejszy towar "dla mas".

Tak sobie dumając, oglądam nowości teatralne z czerwca i lipca naszego jubileuszowego roku. Jaki będzie rezultat tego przeglądu?

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji