Artykuły

Tłok, bo o miłości!

I znowu nas Adam Hanuszkiewicz uraczył pięknym widowiskiem teatralnym. Jeszcze nie przebrzmiały echa ekstrawaganckiej "Balladyny", gdzie po scenie i nad widownią pędziły najprawdziwsze japońskie "Hondy", a "Miesiąc na wsi" Iwana Turgieniewa w Teatrze Małym stał się kolejnym wydarzeniem sezonu. Tylko, że tym razem nie ma żadnych udziwnień w przedstawieniu, jeżeli oczywiście nie będziemy brać pod ta wagę dwóch okazałych psów, które tak zachowują się na scenie, jak gdyby nigdy nic innego, przez całe swoje życie, nie robiły, tylko występowały na deskach teatru.

Teatr Mały przez swoją nowoczesność, a jednocześnie przytulność zawsze właściwie ma powodzenie. Tym bardziej, że i popatrzeć jest zawsze na co. Nigdy jednak dotąd nie widziałam poczwórnej kolejki do kasy wychodzącej na ulicę Marszałkowską. Zdarza się to właśnie teraz z okazji "Miesiąca na wsi". Zainteresowanie przejawiają widzowie w wieku od lat 10 do 100! Zapylałam kilka osób stojących w kolejce, co wiedzą o tej sztuce i co jest magnesem, dlaczego cieszy się ona aż takim powodzeniem? Usłyszałam: bo jest taka naturalna, prawdziwa i ludzka. I że można coś romantycznego przeżyć.

"Miesiąc na wsi", sztuka nazwana komedią - jest psychologicznym dramatem, o nielicznych scenkach komediowych. Sztuka o miłości, o której sam Turgieniew mówił w ten sposób: "Wszystkie uczucia mogą prowadzić do miłości - nienawiść, współczucie, obojętność, szacunek, przyjaźń, strach, nawet pogarda. Tak, wszystkie uczucia, prócz jednego: wdzięczności. Wdzięczność jest zobowiązaniem. Każdy płaci swoje zobowiązania, ale miłość to nie pieniądze".

Scenografia Xymeny Zaniewskiej jest urzekająca. Cała scena jest wypełniona ogrodem. Najprawdziwszym. Z prawdziwą trawą i wędą w stawie. Kwitnąca jabłonka do złudzenia przypomina drzewo w sadzie, choć prawdziwy jest tylko pień. Ten sielski obrazek dopełniają śpiewy słowików. Chyba z magnetofonowej taśmy. Chociaż kto wie, czy jak dyrektor Hanuszkiewicz nie uparłby się, to słowiki nie zaśpiewałyby i naprawdę. Bez względu na porę roku.

Przedstawienie rozpoczyna się (scena jest w środku sali i nie ma kotary) wejściem psów. Jeden kładzie się, drugi siada obok niego i tak to trwa dobrą chwilę. Wreszcie do ogrodu schodzą się - przyjaciele domu z jego panią. Wszyscy aktorzy grają wybornie. Nic dziwnego są to w większości uznane nazwiska.

Obok pani domu, czyli najlepszej w spektaklu Zofii Kucówny, występują Andrzej Łapicki, Jan Machulski, Kazimierz Wichniarz, Włodzimierz Bednarski, Krzysztof Kolberger, który jako student, nauczyciel Koli, istotnie był urzekającym młodym człowiekiem i nic dziwnego, że prawie wszystkie panie uległy jego czarowi. I zakochały się. Halina Rowicka jako Wieroczka, wychowanka pani domu, była faktycznie młodziutkim, zapłonionym dziewczątkiem, umiejącym jednak walczyć o swoje prawa do miłości.

A na zakończenie - proszę czytelników - pieski wnoszą bukiety kwiatów dla dwóch rywalek (Z. Kucówna i H. Rowicka). Same chętnie przyjmują brawa, których nikt na widowni nie szczędzi.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji