Artykuły

Dziesięć postaci z Czechowa

Jerzy Grzegorzewski zrealizował w Starym Teatrze kolejny swój wybitny spektakl. Tytuł przedstawienia "Dziesięć portretów z czajką w tle według Antoniego Czechowa" zwraca uwagę, iż Grzegorzewski, nauczony smutnym doświadczeniem zbyt częstego wytykania mu sprzeniewierzania się autorom i sztukom, które wystawia, tym razem zasugerował już tytułem, iż będziemy mieli do czynienia z przedstawieniem opartym na kanwie dramatu Czechowa. Dziesięć portretów: Arkadina, Konstanty, Sorin, Nina, Szamrajew, Paulina, Masza, Trigorin, Dorn, Miedwiedienko. Jeden z najbardziej Czechowskich spektakli, jakie można oglądać na naszych scenach. Co takiego? - wykrzykną zapewne oburzeni miłośnicy Czechowa, trzymający się litery dramatu - przecież Grzegorzewski skreślił prawie cały tekst, odarł go z tej cudownej czechowowskiej obyczajowości, zostawił tylko zarysy i konstrukcje!

W tym właśnie upatruję podstawowy błąd w myśleniu o Czechowie w teatrze Grzegorzewskiego. Reżyser obnaża szkielety psychologiczne postaci, unaocznia zawoalowaną w obyczajowości i często nadmiernej ilości słów myśl pisarza. Wszystko, co najgłębiej czechowowskie jest w tym przedstawieniu wydobyte na jaw. Zwłaszcza porwanie i pokruszenie tej dramaturgii, w której porozumienie między ludźmi zdaje się niemożliwe, poszczególne kwestie płyną obok siebie nie łącząc się we wspólny dialog - tak jak bohaterowie mijają się nie tylko nie mogąc się zrozumieć, ale nie potrafiąc się ani pokochać, ani naprawdę nienawidzić. I to wszystko w swoim teatrze nadwrażliwym, pulsującym podskórnym niepokojem, pokazuje Grzegorzewski wspaniale.

Spektakl krakowski nadaje się wyjątkowo dobrze do poszczególnych rozbiorów i analiz, których niesposób dokonać w recenzji. Spróbuję więc skupić się na najważniejszym.

Kurtyna odsłania dekorację, która w pierwszej chwili jest szokiem, gdy przyzwyczajeni jesteśmy do pewnej tradycyjnej oprawy scenicznej sztuk Czechowa. "Dziesięć portretów z czajką w tle" gra się w Starym Teatrze. Na scenie dalszy ciąg budynku z placu Szczecińskiego, czego dowodem są charakterystyczne gzymsy i drzwi odtworzone dokładnie na wzór tychże w samym gmachu. Podział sceny jest prosty: lewa strona to jakby przedłużenie foyer Starego Teatru, prawa ukazuje zaplecze i kulisy. Po przerwie następuje wyraźne przesunięcie całej dekoracji do przodu, jej przybliżenie i wyolbrzymienie. Znaczy to oczywiście wpływ czasu, którego materialność odmierzana jest w spektaklach Grzegorzewskiego nieubłaganie.

Grzegorzewski zamyka dziesięć postaci czechowowskich w plan 3 kurtyn: normalnej, czarnej, która odsłania scenę na początku przedstawienia, szarej, rozchylającej się na koniec spektaklu Kostii oraz czerwonej, z której wychodzi Arkadina. Ta ostatnia kurtyna jest jak gdyby planem sztuki, oddanym we władanie aktorce. Arkadina jest wróżką teatru występującą przy zapalonych światłach rampy, dźwięku organów, w olbrzymiej peruce, kostiumie teatralnym, wyraźnie XlX-wiecznym, i ostrym makijażu. Przypomina Pierrota, który pojawia się, by natychmiast zniknąć. A potem, niedługo tekst o tym, że potrzebne są nowe formy w teatrze...

Za chwilę rozpoczyna się spektakl Kostii, Arkadina jak gdyby wprowadza tekst Niny, zabiera ją w teatr, któremu cały czas towarzyszy muzyka organowa. I znowu Sorin powtarza, że nowe formy w teatrze są potrzebne. Ta kwestia, wyraziście wybita, pozwala przypuszczać, iż jest to sygnał odautorski nadawany przez Grzegorzewskiego.

Całość dramatu Czechowa podzielona została na dwie części, między aktem III i IV następuje przerwa. Rozdziela akty muzyka fortepianowa. Tak więc spektakl uformowany został przez obraz, dźwięk i ruch odmierzany opadającymi kartkami informatora i zwolnionym poruszaniem się postaci.

Jest w I części przedstawienia scena, w której ów brak porozumienia między ludźmi, ich nieustanne wymijanie się, zostaje nagle zatrzymane i rozświetlone słońcem. Oto Arkadina, Paulina, Masza i Nina - nagle połączone jak gdyby wspólną tajemnicą kobiecości, rozluźnione i roześmiane - stwarzają nam cień ufności i nadziei. Jest to jedna z najpiękniejszych scen, jakie ostatnio widziałem w teatrze. Widać z niej dowodnie, jak wspaniale Grzegorzewski czuje fenomen kobiecości, jak subtelnie umie wydobyć na jaw najbardziej intymne zagadki duszy kobiecej.

Spektakl toczy się w rytmie, który można by nazwać płynnym montażem. Reżyser ustawia swoich bohaterów w sytuacjach scenicznych, które ukazują jeszcze wyraźniej skomplikowanie psychologiczne bohaterów. Np. gdy Trigorin rozmawia z Niną o pisarstwie, o "temacie na niewielkie opowiadanie", gaśnie informator odmierzający czas. Rozpięty na nim, znieruchomiały Kostia staje się kontrapunktem tej rozmowy.

Za chwilę dowiemy się, że próbował popełnić samobójstwo. Kiedy światło się zapala, wiadomo już wszystko - rozpoczyna sję scena Arkadiny opatrującej głowę syna. Opisany fragment spektaklu jest dobrym przykładem na jego symultaniczność, która istnieje w wielu planach i nadaje przedstawieniu pulsację i podskórny rytm.

W II części Arkadina pojawia się znowu w peruce, znowu zapala się rampa, słychać organy - świat teatru rozpoczyna swe czary i kiedy na scenę wchodzi Nina, widać, jak bardzo poprzez swój związek ze sceną upodobniła się do matki Kostii, jak bardzo omotał ją zewnętrzny blichtr teatru. Gdy Nina wychodzi, Kostia upada - ten kontrapunkt jest jednoznaczny - to ona powoduje śmierć Trieplewa. Późniejsza - scena "omawiająca" jego samobójstwo zdaje się ustępstwem (tak, tak!) na rzecz publiczności, która nie zna "Czajki" lub jest tak nie skupiona, że nie potrafi kojarzyć faktów scenicznych.

Kiedyś pisało się o wybitnych aktorach, że był to koncert gry aktorskiej. Trudno byłoby to określenie stosować do aktorów w spektaklach Grzegorzewskiego, bowiem są oni w nich używani jednak instrumentalnie. Pisałem już kiedyś o tym, że właśnie taki reżyser potrzebuje artystów najwybitniejszych. W tym teatrze ciszy, zastoju - krzyk i bieg działają jak wstrząs! Tym większa odpowiedzialność spada na aktorów, którzy mają do zagrania niuanse tak subtelne, że czasem prawie niewidoczne. Mając do dyspozycji czołówkę aktorską Starego Teatru, reżyser potrafił narzucić ich grze cudowny rytm, zawiązać między nimi niespotykane w teatrze napięcia, wplątać aktorów i przedmioty w nieuchwytne i fascynujące relacje. Arkadina - Teresa Budzisz-Krzyżanowska, Konstanty - Mieczysław Grabka, Sorin - Roman Stankiewicz, Nina - Anna Dymna, Szamrajew - Andrzej Buszewicz, Paulina - Anna Polony, Masza - Elżbieta Karkoszka, Trigorin - Jerzy Stuhr, Dorn - Jerzy Bińczycki, Miedwiedienko - Marek Litewka, tworzą zespół, na którym Grzegorzewski może grać jak na najsubtelniejszym instrumencie. Szczególnie jednak wyróżnić trzeba wstrząsającą Maszę - Elżbiety Karkoszki, zdumiewającą, sztuczną Arkadinę - Teresy Budzisz-Krzyżanowskiej, smutną, wspaniałą Paulinę - Anny Polony, zupełnie innego niż zwykle Romana Stankiewicza jako Sorina i czującego, jak mało kto teatr Grzegorzewskiego, Mieczysława Grabkę - Konstantego.

Dziesięć portretów ludzkich w cudownych kostiumach Grzegorzewskiego (te suknie kobiece skreowane z chust, fragmentów kostiumów, bibelotów!), współbrzmiące ze świetną muzyką Stanisława Radwana proponują teatr odkrywczy i nowoczesny. Pożałowania godni są ci, którzy mają na jego wartość oczy i uszy zamknięte.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji