Trzy kwadranse do śmierci
"51 minut" w reż. Łukasza Barczyka z Teatru TV na VII Ogólnopolskim Festiwalu Sztuki Reżyserskiej Interpretacje w Katowicach oglądała Henryka Wach-Malicka z Dziennika Zachodniego.
Słowem łatwiej opisać szok i towarzyszące mu emocje, bo słowo jest wieloznaczne. Obraz to dosłowność; bywa, że zgubna dla wagi problemu, spłaszczająca go i banalizująca.
Ingmar Villqist w swojej sztuce, zrealizowanej w Teatrze Telewizji pod tytułem "51 minut", dotyka momentu, o którym żaden człowiek myśleć nie chce - docierania do kresu życia.
Dramat bohatera jest tym większy, że to śmierć na AIDS, obarczona obyczajowym przekleństwem i dokonująca się w atmosferze społecznego odrzucenia. W dodatku śmierć nadchodząca przy pełnej świadomości umierającego.
A jednak spektakl w reżyserii Łukasza Barczyka, choć trudny do zniesienia dla wrażliwego widza, emanuje prawdą i tworzy szczelinę w intymnej przestrzeni, otaczającej konającego człowieka. Seria obrazów, w których więcej znaczą spojrzenie i gesty niż sens rozmów, układa się w historię miłości, możliwej tylko między matką i dzieckiem. Miłości, oddania i akceptacji, które pozwolą umierającemu przejść na drugą stronę jeśli nie w spokoju, to na pewno w kojącej obecności kogoś kochającego. Te sceny dzieją się powoli, kamera nie szaleje w obłąkanym montażu, zbliżenie łamie dystans między widzem a postaciami. Przejmujące przedstawienie Barczyka nie uderza w czułostkowy ton i nie dopisuje rozwiązań sytuacjom, w których brakuje już słowa. Z drugiej strony nie jest też chłodnym, medycznym zapisem obumierania ciała i duszy.
Najważniejsze, co niesie ten spektakl pozostaje między relacją a interpretacją - to są nasze refleksje i uczucia, wywołane obrazem. Fenomenalne, pozostające już poza warsztatem i rzemiosłem, jest aktorstwo "51 minut".
Stanisława Celińska w roli Matki i Adam Woronowicz jako Jerg weszli tym przedstawieniem do historii Teatru TVP.