Podróż poza zgiełk
"Źródło" w reż. Leszka Mądzika we Wrocławskim Teatrze Lalek ocenia Leszek Pułka w Gazecie Wyborczej - Wrocław.
W niedzielę 27 lutego Leszek Mądzik pokazał widzom "Źródło" niezwykły teatr plastyczny - układanie zdarzeń-obrazów.
Od początku jest ciekawie. Kiedy gasną ostre światła, raniące od strony rampy wzrok widzów, z ciemności wyłania się pierwsza magiczna rama obrazu delikatnie uwypuklanego światłem. Zaczyna się studium przestrzeni. Swoisty akt teatralny - rzeźbienie niezwykłych postaci-obrazów strumieniami światła.
W tle sugestywnej muzyki, przywołującej klimaty epoki Tangerine Dream obraz powoli zwiększa objętość. Zyskuje trzeci wymiar. Staje się reliefem. Jego wnętrze rozświetla się postacią półnagiego mężczyzny w papierowej spódnicy. Bóg. Profeta. Kukła. Tego nie wiemy.
Z pudła kolejnego mansjonu - ekranu, który ma trzeci wymiar - budzi się do życia okutana papierowym płaszczem zamaskowana postać. Kapryśnie powolna. Niemal usypiająca, Powoli, w półcieniu rozsuwa fakturę przypominającą pnie drzew, może stare wrota, wreszcie biblijną zasłonę w świątyni, za którą nie wolno nikomu zaglądać.
Z kolejnych, odchylających się w czeluść kulisów obrazów budzą się do życia bezkształtne istoty. Wyplątują się z papierowych płaszczy-całunów. Zdejmują maski. Stają się podobne do wypiętrzonych ku niebu, kanciastych postaci z płócien El Greca. Widzimy zielone, błękitne, czerwony, żółte skłębione życie - barwy żywiołów i symbole egzystencjalnych pytań w każdej niemal religii. Przez trzy kwadranse żadnych podpowiedzi. Tylko skupienie. Może nawet trans - dzięki muzyce Karneckiego.
Niezwykłe, embrionalne postacie Mądzik nie mówią wprost, że dotykamy Boga, że pytamy, czym jest metafizyka. Artysta konsekwentnie unika alegorii. Spektakl dzieje się w naszej wyobraźni, jest raczej złudzeniem optycznym niż projekcją kulturowych banałów, do czego przywykliśmy.
Leszek Mądzik i aktorzy Teatru Lalek, których poprowadził ścieżkami światła, zmuszają nas do wyciszenia emocji. Jakby odcinali ostrzem światła zgiełk codzienności. Sugerują obrazami, że oglądamy trwający trzy kwadranse akt rzeźbiarski o początku życia, o inicjacji i o trwaniu. Aktorzy nawet - co bardzo atrakcyjne dla widzów - lewitują nad realem: światem z desek, płótna i reflektorów.
Jednych ten teatr bez słów odrzuci. Znudzi ich przymus cichego oddechu. Starannego wypatrywania szczegółu. I nienazywanie niczego do końca. Drudzy usiądą nad brzegiem tego źródła. Aby próbować spojrzeć za zasłonę sztuki. Trzeba na to sporo pychy albo odwagi. Mnie się zdaje, że Mądzik razem z Irminą Annusewicz, Kamilą Chruściel, Jolantą Góralczyk, Barbarą Pielką, Krzysztofem Grębskim, Bogdanem Kuczkowskim, Konradem Kujawskim, Markiem Koziarczykiem, Sławomirem Przepiórką i Markiem Tatką stanął po stronie odwagi.