Artykuły

Monstrum, które nas pożera...

W ciężkich dla teatru czasach, każde wystawienie współczesnej dramaturgii światowej fest wydarzeniem. Nawet jeśli sztuka jest niezupełnie współczesna i pochodzi z 1932 r., tak jak w przypadku "Wesela" Canettiego.

Elias Canetti, poeta, prozaik, dramaturg, laureat Nagrody Nobla z 1981 r. napisał "Wesele" jako dwudziestoparoletni człowiek. Był to jego debiut. Ale "Wesele" trafiło na scenę dopiero w roku 1965 (w Brunszwiku, RFN) nie bez atmosfery skandalu: Podobnie przyjęto jego kolejną sztukę "Komedię próżności", napisaną dwa lata po "Weselu", a wystawioną dopiero w 1976 r. w Heidelbergu. Czymże więc tak zbulwersował Canetti syte społeczeństwo niemieckie?

"Wesele" jest obrazoburczym dramatem pokazującym społeczeństwo mieszczańskie początków XX w., któremu Canetti mówi prawdy bezwzględne i okrutne. Pogrąża ludzi, którzy nie wiedzą, czym są wierność, zdrada, tchórzostwo, poświęcenie, radość czy rozpacz. Opisuje moralność sfer mieszczańskich i burżuazji w jej całkowitym egoizmie, brutalnej zwierzęcości, podpowiadanej głosem instynktu biologicznego.

Bez wątpienia takie postacie spotykał Canetti w latach trzydziestych w wiedeńskich i berlińskich salonach, knajpach i kabaretach. Tak widział ówczesny świat w jego nieuniknionym rozpadzie. Postanowił zatem urządzić mu "Wesele", pokazać jego pazerność i żenującą małość wypowiadaną słowami jednej z postaci sztuki, idealisty Horcha: "Stwierdzam z przyjemnością i wielką satysfakcją, że wszyscy zmierzacie ku zagładzie"...

Zbiorowym bohaterem "Wesela" jest ogromna, wszechogarniająca kamienica, moloch i symbol mentalności jej lokatorów. Taką wypatroszoną, solidną kamienicę, promieniującą zewnętrzną dostojnością i wewnętrzną zgnilizną, pokazuje nam w swym przedstawieniu Bogdan Hussakowski.

Ten dom-monstrum jest cały czas fizycznie na scenie (kapitalny element scenografii Anny Sekuły) i widz wprost zaczyna tęsknić do tego, aby rozsypał się na jego oczach w momencie trzęsienia ziemi zapowiadanego i będącego udziałem bohaterów "Wesela", w drugiej części sztuki. Ale dom się nie rozpada, trwa jak opoka pewnej moralności, swoista wieża Babel, stylu życia i ludzkiej małości.

Bogdan Hussakowski lubi mocne i mroczne teksty, czego dowodził w wielu swych teatralnych dokonaniach. Jest przy tym reżyserem dążącym do perfekcyjności i pełni. Tak jest i tym razem. Nie zawodzi publiczności w ukazaniu tego swoistego "Wesela" końca XX w. Jedynie co można mu zarzucić, to pewną przesadną celebrę w drugiej części sztuki, natręctwo, często (ponad miarę) powtarzanych dialogów oraz przedłużanie agonii domu. Widz przecież czeka na zasłużoną karę dla jego mieszkańców. A może wcale nie czeka?

Atmosferze przedstawienia poddaje się zespół. Momentami aż za mocno. Do najbardziej udanych ról zaliczyć można kreacje: Anny Tomaszewskiej, Agnieszki Schimscheiner, Zofii Charewicz, Joanny Jankowskiej, Anny Sokołowskiej i Urszuli Popiel. Z panów: Ryszarda Jasińskiego, Marcina Kuźmińskiego, Ryszarda Sobolewskiego, Tomasza Międzika, Stanisława Banasia i Mariana Dziędziela.

Warto zobaczyć tę kamienicę-monstrum i to mało radosne "Wesele".

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji