Artykuły

Mrożek według Jarockiego

"Tango" w reż. Jerzego Jarockiego z Teatru Narodowego w Warszawie i "Blokowe historie" w reż. Viktora Bodó Przedsiębiorstwa Żeglugowego Sputnik z Budapesztu na XX Międzynarodowym Festiwalu Teatralnym Kontakt w Toruniu. Pisze Tomasz Bielicki w Nowościach.

Dwa kolejne spektakle "Kontaktu" już za nami. Dopracowane "Tango" Teatru Narodowego oraz zabawne "Blokowe historie" [na zdjęciu] Przedsiębiorstwa Żeglugowego Sputnik.

Jerzy Jarocki już po raz drugi zmierzył się na teatralnej scenie z klasycznym dramatem Sławomira Mrożka. W swojej pierwszej inscenizacji z połowy lat 60. główną rolę Artura zagrał początkujący wówczas Jan Nowicki. W najnowszej wystawionej na deskach Teatru Narodowego możemy oglądać Marcina Hycnara. To z pewnością jeden z pewnych kandydatów do festiwalowej nagrody dla najlepszego aktora. Dlaczego?

Wykreowana przez niego postać Artura nie daje się lubić już od pierwszego momentu pojawienia się na scenę. Mimo tego ma jednak w sobie coś przyciągającego. Spektakl pulsuje jej emocjami. Już kiedy Artur z książkami pod pachą przechodzi przez drzwi i zaczyna terroryzować swoją rodzinę, czuć, jak zostaje uruchomiona machina, które będzie prowadziła do tragedii. Reżyser krok po kroku pokazuje, że usilna próba uporządkowania świata nie niesie za sobą niczego dobrego.

"Tango" Teatru Narodowego to jednak nie tylko popis gry Marcina Hycnara, ale całego niezwykle dobrze dobranego zespołu. Grzegorz Małecki, Grażyna Szapołowska, Jan Englert czy Kamilla Baar. Każdy stworzył wyrazistą postać. Efekt? Owacja na stojąco. Spektakl niezwykle drobiazgowo dopracowany. Warto wspomnieć, że podczas pierwszej części "Tanga" aktorzy grali na środku widowni, a publiczność zasiadła na poustawianych wokół krzesłach, fotelach i sofach.

"Blokowe historie" Przedsiębiorstwa Żeglugowego Sputnik, które było drugim spektaklem prezentowanym w poniedziałek, przyniosło spotkania z zupełnie innym rodzajem teatru. Co może się wydarzyć za ścianami mieszkania w zwykłym bloku? Twórcy spektaklu pod kierunkiem Viktora Bodo, szukając odpowiedzi na to pytanie przetrząsnęli pamiętniki, błogi, artykuły prasowe, wywiady, a nawet intymne zwierzenia kilkudziesięciu osób.

Spektakl rozgrywa się w jednym pokoju w rytm puszczanych między scenkami megaprzebojów. Mamy w tej sztuce studentów na imprezie, nienasyconych kochanków, mężczyznę, który nie potrafi zdecydować się na wynajem mieszkania, schizofrenika i wiele innych postaci. Elementem spajającym niezwykle zabawne historie jest osoba właściciela. I choć dowcip w niektórych momentach nie jest zbyt wyszukany (złodziej zjada własne odchody, aby ukryć fakt, że przed momentem załatwił swoją potrzebę na materacu), to jednak w prezentowanej konwencji nie razi aż tak bardzo, jak by się mogło wydawać.

Węgrzy z rozmachem poszli na całość. Sprowadzili nawet chór, który odśpiewał finalną pieśń. Szkoda tylko, że widzom nie było dane poznać jej tłumaczenia. Na sam koniec już po umilknięciu oklasków rozwalono tylnią ścianę dekoracji, aby pozostałej na sali publiczności zaprezentować na żywo odegrany przez aktorów kolejny utwór. Cały spektakl mimo radosnej otoczki miał jednak swoją gorzką puentę, która padła z ust jednego z aktorów: "Spie... sobie życie, tak jak nasi rodzice".

WARTO WIEDZIEĆ

Laureatów tegorocznej edycji "Kontaktu" poznamy w piątek po godz. 23.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji