Artykuły

Żyć i kochać jak Marilyn Monroe

- Czasami przypominała mi na planie cudowne małe zwierzątko stworzone do aktorstwa. Uwielbiam ją. Nikt z nas nie zna kresu jej możliwości - mówił o AGNIESZCE KRUKÓWNIE Marek Kondrat.

Agnieszka Krukówna [na zdjęciu] zamknęła się przed światem. Jej małżeństwo się skończyło, zaczęła huśtawka nastrojów. Nie udaje jej się wygrać szczęścia. Tak jak Marilyn Monroe.

Czasem maluje paznokcie czerwonym lakierem, czasem ogryza je do krwi. Cieszy się życiem jak dziecko, by po chwili osunąć się w ostrą depresję. Teraz leczy się z nieudanego małżeństwa. Nie odbiera telefonu, gdy dzwoni mąż, który jeszcze niedawno był całym jej światem. Nie odbiera żadnych telefonów.

Jest świetną aktorką. A świetne aktorki mają wypisane na twarzy "kochaj mnie". To "kochaj mnie" widzi kamera, widzowie na spektaklach. I kochają. Chcą oglądać, podziwiać. Gdy gra Krukówna, widownia jest zawsze pełna. Rozpaczliwy głód miłości, akceptacji, zachwytu jest magnesem. Miała go w sobie Marilyn Monroe, z którą Agnieszka Krukówna jest często porównywana. Te dwie aktorki mają z sobą wiele wspólnego. Bardziej wrażliwe niż inni ludzie.

Rozhuśtane nieustannie między skrajnościami, stanami euforii i cierpieniem.

Nadwrażliwi ludzie nie są łatwymi partnerami. Marilyn trzykrotnie próbowała ułożyć sobie życie, ale każde jej małżeństwo kończyło się rozpadem. Agnieszka Krukówna jak dotąd też nie może spotkać mężczyzny, który kochałby ją bardziej niż siebie. Teraz odchorowuje miłość, która zaszła daleko, do ślubu, hucznego wesela i kilku tygodni po podróży poślubnej. Jej małżeństwo z Radkiem Fleischerem skończyło się nagle i nieprzyjemnie. Agnieszka Krukówna wróciła w środku nocy po spektaklu do domu, w którym zamiast męża znalazła pustkę. Spakował się i wyprowadził, gdy jej nie było. Wcześniej wielokrotnie zgłaszał pretensje, że zamiast z nim wciąż siedzi w teatrze lub na planie serialu "Na Wspólnej". Męczył go jej zwyczaj nastrajania się do ról, wcielania się w sceniczne bohaterki jeszcze w domu. Nie podobał mu się jej rozkład dnia. Rano Agnieszka biegła na próby, wieczorem na spektakl. Nie widział w tym wszystkim miejsca dla siebie. Narzekał, że wiecznie wraca do mieszkania, w którym jej nie ma. A nawet kiedy była, i tak nie miała dla niego czasu. Siedziała obok, ale myślami była gdzie indziej, skupiona na pracy. Godzinami kursowała po swojej pracowni, ucząc się wciąż nowych kwestii. Mijali się. Krukówna lubi wstawać o świcie. Sama piła poranną kawę, paliła pierwszego papierosa. On budził się, gdy ona już była za drzwiami. Czy uciekł, bo łudził się, że doceni jego obecność, gdy go nie będzie? Sięgnął po środki ostateczne, które dobrze wyglądają na scenie, ale w życiu niekoniecznie. Wtedy w środku nocy Agnieszka Krukówna, patrząc na opróżnione półki i szuflady, doszła do wniosku, że to koniec jej małżeństwa. Mogła zadzwonić do męża, zapytać, o co chodzi, ale nie zadzwoniła. Po kilku dniach zatelefonował on. Podobno chciał wrócić, wyjaśniać. Jej to już nie obchodziło. W słuchawce telefonicznej, zamiast żony, przywitała go jej automatyczna sekretarka.

Przed problemami Agnieszka Krukówna uciekła w pracę. Zostawiła opustoszałe mieszkanie i pojechała do Poznania, do Teatru Nowego. Zamieszkała w pokoju przeznaczonym dla aktorów występujących gościnnie. Gra w przedstawieniu "Namiętność" Krystyny Jandy kobietę, która stara się ułożyć sobie życie z żonatym facetem. Bilety na spektakl są sprzedane do końca marca.

A aktorka huśta się między skrajnościami. To cieszy się, że z jej życia zniknął mężczyzna, który ją zawiódł. To wpada w rozpacz, że ktoś, komu bezgranicznie ufała, okazał się kimś innym, niż myślała.

Kiedy poznała Radka Fleischera, godzinami mogła opowiadać, jak dobre budzi w niej uczucia, jak dodaje sił. Pierwszy raz spotkali się w jego zakładzie optycznym. Przyniosła popsute okulary przeciwsłoneczne. Nie poznał w niej znanej aktorki. Naprawił okulary i szybko zabrał się za naprawianie jej życia. Krukówna cieszyła się, że jej chłopak jest spoza branży. Marzyła o stabilnej rodzinie. Liczyła na normalność. Na to, że ktoś z jej emocjonalnych uniesień będzie ją ściągał na ziemię. Zakochała się. Zachwycał ją jego spokój. Mówiła, że Radek jest delikatny, opiekuńczy, czuły, uważny, że czyni jej życie wygodnym, że czuje się z nim bezpieczna, że mu ufa. Dotąd w pracy nad trwałością związków posiłkowała się podręcznikami o tolerancji, miłości. Teraz te lektury nie były potrzebne. Radek akceptował ją bez zastrzeżeń. Po pół roku oświadczył się i zamieszkał w jej dwupoziomowym mieszkaniu na warszawskim Bemowie. Nie przeszkadzało mu to, że aktorka dużo pracuje. Szykowali się do ślubu. Krukówna konsekwentnie odrzucała role nieszczęśliwych kobiet, bo nie chciała zmaganiem z pracą burzyć domowej sielanki. To dlatego w nowych odcinkach "Bożej podszewki" zamiast niej zagra Kinga Preis. Promieniała szczęściem. Nie chciała tego zakłócać. Bardzo poważnie podchodziła do małżeństwa. Dzień ślubu miał być najważniejszy i najpiękniejszy w jej życiu. Na ceremonii wystąpiła z wiązanką gardenii, które sama wyhodowała w doniczkach, bo te kwiaty przynoszą szczęście. W podróż poślubną młoda para pojechała na Mauritius. Dla Agnieszki Radek wsiadł do samolotu, choć latanie go przeraża. To ona miała być w tym małżeństwie na pierwszym miejscu. Radek podkreślił ten układ, przyjmując na ślubie nazwisko żony. Nie przejmował się zgryźliwymi komentarzami, że zrobił to tylko, by podczepić się pod jej popularność. Agnieszka Krukówna starała się go chronić przed konsekwencjami życia u boku gwiazdy. Dziennikarzy, którzy chcieli pojawić się na jej ślubie, by go opisać, odprawiła z kwitkiem. Zaproszenia na bankiety wrzucała do kosza, by paparazzi nie mieli okazji sfotografować męża u jej boku.

Niejaka Ania D., komentując w Internecie jeden z wywiadów z Krukówna, napisała: Obserwowałam związek Pani Agnieszki i Pana Radka od samego początku. Ślub rzeczywiście był bardzo piękny i zupełnie inny niż wszystkie do tej pory opisywane. Widać, że są bardzo szczęśliwi, i oby jak najdłużej. Piękne marzenia, piękna podróż poślubna, wszystko jak w bajce.

Tak już jednak jakoś z bajkami bywa, że wszystko, co najtrudniejsze, dzieje się, kiedy już padną słowa "i żyli długo i szczęśliwie". Znajomi aktorki, którzy wciąż nie mogą się pogodzić z tym, że jej szczęście trwało tak krótko, wciąż mają nadzieję, że problemy małżeńskie, z którymi się zmaga, to tylko przejściowa sprawa. Liczyli na pogodzenie się pary w rocznicę ślubu, w sylwestra. Teraz liczą, że stanie się to w urodziny aktorki, 20 marca.

Agnieszka ma już za sobą nieudany czteroletni związek z operatorem filmowym Marianem Prokopem. Wtedy też wydawało się, że to wielka miłość. Tak wielka, że Prokop porzucił dla aktorki żonę i dziecko. Obrączki postanowili wymienić w Maroku. Na ten romantyczny pomysł aktorka wpadła, oglądając "Casablankę". Związek się rozpadł, gdy były już ślubna sukienka i rozesłane zaproszenia. Krukówna miała za dużo wątpliwości. Bała się, że człowiek, który złamał przysięgę małżeńską, gotów jest zrobić to jeszcze raz. Poprosiła o przełożenie ślubu, odeszła.

Aktorka jest znana ze zmiennych nastrojów. Impulsywna, spontaniczna. Trzeba być szalenie delikatnym, by jej nie dotknąć. Raz jest królową życia, raz chowa się przed ludźmi. Parę lat temu przyjechała na Festiwal Gwiazd w Międzyzdrojach. Gdy inni rozdawali autografy, ona w ogóle nie wychodziła z pokoju. Drzwi otwierała tylko kelnerowi, który przynosił jej rano kawę, a po południu obiad na tacy.

Czasem taka wrażliwość prowadzi na samo dno. Marilyn Monroe, żeby radzić sobie z samą sobą, szprycowała się lekami. Agnieszka Krukówna za rolę w "Bożej podszewce" zapłaciła alkoholowo-narkotycznym ciągiem. Gra całą sobą, całym sercem, na sto procent. Bez względu na cenę. W "Bożej podszewce" biegała nago w tłumie żołnierzy. A która kobieta lubi tak wystawiać swoją nagość na pokaz? Jej bohaterka chorowała na schizofrenię. Agnieszka przygotowywała się do roli, obserwując pensjonariuszy zakładu dla psychicznie chorych. Po powrocie do domu długo nie mogła zasnąć.

Kolega ze Studiów Janek Kozikowski tak wspomina Agnieszkę sprzed lat: "Niezwykle miła dziewczyna. U niej w życiu zawsze było albo bardzo dobrze, albo bardzo źle. W pracy to perfekcjonistka. Do tego, co robi na scenie, nie ma dystansu. Do ról podchodzi bez żadnych zabezpieczeń. Niczym nie chroni własnych emocji. To osoba szalenie wrażliwa. Na wszystko reaguje bardzo uczuciowo". Marek Kondrat powiedział o niej w "Newsweeku": "Czasami przypominała mi na planie cudowne małe zwierzątko stworzone do aktorstwa. Uwielbiam ją. Nikt z nas nie zna kresu jej możliwości".

Tak jak Marilyn Monroe Agnieszka Krukówna nigdy nie jest zadowolona ze swojej pracy. Piekielnie ambitna, po każdym ujęciu pyta wszystkich, jak było. Wciąż uważa, że mogłaby zagrać lepiej. Dać więcej. Ale przekonała się, że nie można dawać w nieskończoność. Praca nad "Bożą podszewką" zbiegła się ze zmęczeniem życiem na pełnych obrotach. Agnieszka Krukówna miała dosyć nawału pracy, zdjęć, wywiadów. Ona, wzór sumienności, pewnego wieczora zrobiła coś niewybaczalnego w aktorskim świecie. Nie przyszła na spektakl. Nie miała siły. Wyjechała na Śląsk, do rodziców. Poszła na detoks. Wygrała z nałogiem i depresją. Plotkowano jednak, że to koniec Krukówny, że ma kłopoty z pamięcią. Gdy po trzyletniej przerwie wróciła do teatru, w wywiadach chętnie opowiadała o swoich trudnych chwilach. Miała nadzieję, że jej zwierzenia pomogą innym podnieść się z dna. Jako pierwsza polska aktorka miała odwagę publicznie przyznać się do nałogu i leczenia. Obiecała sobie, że wraca do zawodu na nowych warunkach. Koniec z rolami skasowanych przez życie kobiet. Koniec z braniem na siebie zbyt wielu zadań naraz. A trzeba przyznać, że ma w czym wybierać. Agnieszka jest jedną z niewielu aktorek gotowych nauczyć się roli na jutro, reżyserzy więc zasypują ją propozycjami nie tylko dlatego, że jest zdolna, piękna i lubiana. O swoich problemach takie jak Krukówna chętniej rozmawiają z pamiętnikiem niż z ludźmi. To, co pisała Marilyn, chyba już na zawsze pozostanie tajemnicą. Po tragicznej śmierci aktorki jej słynny czerwony notatnik zniknął. Agnieszka Krukówna używa pamiętnika do panowania nad uczuciami, do porządkowania emocji. Zaczęła go prowadzić 22 lata temu, w wieku 12 lat.

Dokładnie wtedy, kiedy pierwszy raz weszła na plan filmowy. Pisze, co ją niepokoi, notuje swoje wątpliwości, zbiera sprawy, z którymi nie może sobie dać rady, segreguje myśli. Nie ma zwyczaju kolegować się z ludźmi po fachu. W pracy skupia się wyłącznie na pracy. Nie lubi ploteczek w teatralnym bufecie. Koleżanki z teatru nic o niej nie wiedzą. Nie przyjaźni się nawet z Edytą Olszówką, która nie tylko gra z nią w tym samym teatrze, ale podobnie, jak ona przypomina Marilyn Monroe. Jest zresztą jej fanką. Życiorys Marilyn Monroe zna na pamięć. Napisała o niej pracę dyplomową. Pierwszy sobowtóra Marilyn zobaczył w niej reżyser filmu "EMs e Merilijn", Armando Manni. Za zagranie kobiety uderzająco podobnej do najsłynniejszej blondynki w historii kina dostała nagrodę na Festiwalu Młodego Kina we Włoszech. Edyta Olszówka, podobnie jak Krukówna, bardzo przeżywa swoją pracę. Też ma za sobą związki z mężczyznami, którzy nie rozumieli, co to aktorstwo. Tak jak Marilyn długo nie czuła się kochana, miała wrażenie, że rodzice jej nie rozumieją. Wybrała jednak inną strategię, szukając miłości, niż Krukówna. Nie unikała jak ognia związków z kolegami z teatru. Zakochała się w Piotrze Machalicy. Aktor rozumie, dlaczego aktorka długo nie może dojść do siebie po zejściu ze sceny.

Wielką fanką Marilyn jest też Edyta Górniak. Ma za sobą dzieciństwo bez ojca, szybką karierę oraz zestaw niepowodzeń w miłości. Ale jej związek z amerykańską gwiazdą jest daleko bardziej tajemniczy i skomplikowany niż analogie w życiorysie. Kiedyś Edyta Górniak, mówiąc nam o swym darze jasnowidzenia, zdradziła: "Gdy zamykałam oczy, potrafiłam poczuć wszystkie jej lęki i problemy. Jestem pewna, że nie popełniła samobójstwa, choć była tego bliska. Być może gdyby nie zamordowano jej tamtego wieczoru, następnego dnia targnęłaby się na swoje życie. Docierały do mnie od niej bardzo silne i negatywne emocje. Było mi jej żal. Stała mi się przez to bliska i żałowałam, że nie mogłam nic dla niej zrobić".

W świecie filmu i na scenie muzycznej nie brak kobiet, które razem z talentem dostały od losu nadwrażliwość i brak wiary w siebie. Kasia Stankiewicz, poszukując własnego wizerunku, który byłaby skłonna zaakceptować, odchudziła się do tego stopnia, że jej fani zaczęli drżeć o jej życie. Nie bez powodu polską Marilyn nazywano Kasię Figurę. Nie chodziło tylko o aktorski talent i obezwładniający seksapil. Zanim aktorka znalazła bezpieczną przystań u boku swojego obecnego męża Kaia Schoenchalsa, problemy topiła w alkoholu. O swoim depresyjnym podejściu do życia śpiewała Edyta Bartosiewicz. W jednym z wywiadów zdradziła: "Całe moje życie odbija się w piosenkach. Nie umiem pisać o czymś, czego nie przeżyłam". Cztery lata temu zeszła ze sceny. Mówiło się, że rozczarowało ją to, że jej kariera z lokalnej nie chce zamienić się w światową, a co gorsza powoli zjeżdża nawet z krajowego topu. Załamanie nerwowe póbowala podobno zwalczyć narkotykami i alkoholem. Wciąż mówiło się o tym, że nagrywa nową płytę. Skończyło się na plotkach. Nie licząc piosenki "Trudno tak", którą zaśpiewała z Krzysztofem Krawczykiem, milczy. Piosenka stała się szlagierem. lej słowa: "trzeba nam dbać o tę miłość" przypominają, że odpowiedzieć na wołanie "kochaj mnie" nie jest łatwo. Ale te wszystkie świetne artystki, które całą sobą wołają "kochaj mnie", są właśnie po to, by je kochać. Tym mocniej, im bardziej pragną miłości.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji