Artykuły

"Nie-Boska Komedia" Zygmunta Krasińskiego

(Poświęcone Marii) w "Teatrze Ziemi Pomorskiej"

Autor poświęcając "Nie-Boską Komedię" Marii t. j. Joannie z Morzkowskich Bobrowej-Piotrowickiej umieszcza też motto "Do błędów, nagromadzonych przez przodków, dodali to, czego nie znali ich przodkowie - wahanie się i bojaźń; - i stało się to zatem, że zniknęli z powierzchni ziemi i wielkie milczenie jest po nich". Bezimienny. Bezimiennym bowiem chce zostać poeta jako autor "Nie-Boskiej". Znaczenie jednak dzieła i zupełna zmiana stosunków zezwoliło już dawno nie tylko odsłonić nazwisko, ale gruntownie poznać koleje jego życia. Omówienie dokładne treści utworu i jego wartości w numerze z wtorku 29 września uwalnia mnie od powrotu do tego zagadnienia, a pozwala, mi zająć się li tylko samym przedstawieniem i inscenizacją. I już z góry stwierdzam, że uważam to przedstawienie jako najciekawsze w historii teatru toruńskiego, a wysiłku wielkiego i jego rezultatu dyrekcji, reżyserowi, zespołowi i inseminatorowi szczerze winszuję. Przyznam się zupełnie otwarcie, że bałem się, nie dla braku zaufania, ale ze względu na ogrom trudności, związanych już nie z zewnętrzną szatą, ale o to, by nieraz maleńkie niedopatrzenie, jak się to często zdarza, nie spaczyło powagi i głębi dzieła o podkładzie ściśle filozoficznym. A tymczasem mimo nawet najostrzejszego krytycyzmu wypada przyznać, że właśnie to, o co autorowi głównie chodzi zostało wyrażone plastycznie i jasno.

A teraz do szczegółów ujęcia dzieła. Bardzo często sprawia wielką trudność w ujęciu scenicznym wstęp, który jako monolog męczy słuchacza. Z tą trudnością bardzo ładnie daje sobie radę reżyser p. Piekarski. Wstęp pojęto jako chór, dano mu inscenizacyjną formę i nie tylko nadano mu dźwięczne, rytmiczne brzmienie, ale zbliżono utwór do formy tragedii klasycznej, co nadało powagi i piętna ogromu. By nie nużyć jednostajnością wstępy dalszych części mówiono z lóż, urozmaicenie wyszło tylko na dobre. Pod całość podłożono muzykę, (o wartości tej muzyki napisze z pewnością sprawozdawca muzyczny naszego pisma), ja stwierdzam, że ta muzyka już to pomaga do wytchnienia po bardzo silnie tragicznych momentach już też działa na szerszą publiczność.

Inscenizację wtłoczono w monumentalną, bryłową oprawę, na którą rzucano światła odpowiednio do sytuacji, forma i wykonanie p. W. Małkowskiego zasługuje na zupełne uznanie.

Nie opuszczono nic zasadniczego, zachowano ze czcią całość, opanowanie pamięciowe bez zarzutu, szybkość akcji toczy się z zadziwiającym tempem. Sceny zbiorowe świadczą nie tylko o bardzo inteligentnym wysiłku reżysera p. Piekarskiego, ale o należytym pietyzmie całego zespołu artystów i statystów.

Mimo tego, że "Teatr" niejako prosi o niezajmowanie się wykonawcami poszczególnych ról, a chodzi o całość, nie mogę wstrzymać się, by starym zwyczajem nie omówić wysiłku Pań i Panów.

Przede wszystkiem dwaj bohaterowie Pankracy i Henryk, właściwie to dwie idee walczące z sobą, genialnie wyrzeźbione przez poetę na miarę kolosów, ale bardzo ludzkich i rzeczywistych. Pan Bracki w "Pankracym" podkreśla przede wszystkiem dostojność i znaczenie myśli ludzkiej, żyje raczej wewnętrznie, a ekspresją posługuje się tylko tam, gdzie wymaga tego konieczność, doskonała maska a nadto wrodzone warunki predestynują artystę na wcielenie sceniczne "wodza tłumów".

Wprost zachwycającym Henrykiem był p. Mierzejewski, który właściwie pierwszy raz na naszej scenie pokazał się w tak doskonałej formie. Duma wielkiego pana, wzloty poety a przedewszystkiem myślowy osąd ludzkości wypadły bez zarzutu, czysta ekspresja słowa, opanowanie gestu, a nadto rzeczywista żywość zasługują na zupełne uznanie. Brawo!!

Bardzo dodatnio przedstawiają się siły nowe. Trudną rolę żony grała p. Ippoldtówna i wykazała czysty liryzm dużej klasy, warunki zewnętrzne miłe budzą najlepsze nadzieje. Warunki zewnętrzne p. Skwierczyńskiego też dobre pozwoliły mu ująć umiejętnie Leonarda, może przydałoby się więcej młodzieńczego ognia.

P. Dąbrowski poprawny czarny charakter, może najmniej plastycznie wyszedł przechrzta p. Piekarskiego mimo interesującej maski zewnętrznej (Trocki).

Z przyjemnością oglądałem powrót na scenę p. Kopczyńskiej jako "Orcia", marzenie chorego umysłu oddała ta bardzo utalentowana artystka z dużą prawdą i bez patosu, jak się to często dzieje. W innych pomniejszych rolach nasi dobrzy "Znajomi" na wysokości zadania z pietyzmem i zapałem. Na sali prawie pełno, wszystkie władze z p. wojewodą Raczkiewiczem i p. gen. Bortnowskim na czele. Widzowie przejęci akcją, zaskoczeni aktualnością przeżywali wrażenia podziwiając geniusza poety i wspaniały wyczyn "Teatru Ziemi Pomorskiej", możemy nie powstydzić się naszych teatrów w stolicy, a dobrzeby było, żeby zaprosić na przedstawienie krytyków pism stołecznych, niech piszą lub mówią, czekamy.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji