"SZESNASTOLATKA".
Pociągający tytuł sztuki Aimee i Filipa Stuarta sprawił, że na przedstawieniu Teatru Ziemi Pomorskiej był niemal "komplet". Z jednej strony problemy roztrząsane na scenie pobudziły publiczność do żywego zajęcia się niemi, ale samo przedstawienie nie dało może pełnej satysfakcji. Układ, a mianowicie trzy nieco przydługie akty bez ożywienia, gdzie sentymentalne dyskusje i rozczulające wyznania konkurują ze sobą z rzadka tylko przerywane komizmem i czasem wcale niezłym dowcipem, czy satyrą.
Przywykliśmy do innego tempa, do żywej akcji, a nie ciągnie nas wylewanie uczuć przez urodą wyegzaltowaną dziewczynę na kolanach babki. Najlepszym był bezwątpienia ostatni akt, trzymający w napięciu widza i dający ciekawy i oryginalne rozwiązanie problemu "szesnastolatki", przeciwnej małżeństwu powtórnemu swej ubóstwianej matki.
Wdzięczną swą rolę wykonała dobrze p. Łukomska jako Betty, dziewczynka pełną życia niekrępującą się absolutnie niczem i nigdy nie nasycona. W roli Mary p. Bracka, bardzo dobra, chociaż chwilami bardzo drobne niedociągnięcia.
Pozostałe role były bardzo trudne pod każdym względem. O ile dwie dalsze Mary i Betty były w zasadzie nietrudne i wdzięczne, to wczuć się w postać szesnatoletniej Irenki i oddać to w efektowny sposób było nie tak łatwo. Nina Świerczewska w pierwszych dwóch aktach nie potrafiła porwać widowni i zmusić jej do myślenia razem z nią do zrozumienia skomplikowanego procesu, psychicznego. W trzecim akcie natomiast była bardzo dobrą w scenach wymagających dużego napięcia nerwów, wtedy rzeczywiście osiągnęła poziom wymagany.
Babcię nienajgorzej zagrała Zbierzowska w niektórych momentach zbyt młoda. Natomiast mężczyźni Mierzejewski i Cybulski oraz p. Małkowska w roli matki nieszczególni. Nie umieli wlać życia w odtwarzane postacie recytując jakby na pamięć.
Ogólnie stwierdzić należy, nietylko winę artystów, ile reżysera. Ogólne wrażenie po przedstawieniu zadawalające.