Artykuły

Szesnastolatka

sztuka w 3 aktach Aimee i Filipa Stuartów w Teatrze Ziemi Pomorskiej

"Szesnastolatka" jest sztuką, która w ubiegłym sezonie zdobyła rekordowe powodzenie w Warszawie. Czy zasłużone? - mogliśmy się przekonać wczoraj. Sztuka należy do utworów nowoczesnych, ma podkład bardzo ciekawego zagadnienia psychologicznego, które za Freudem poruszali wszyscy psycholodzy świata. Podział wieku dziecięcego na fazy rozwojowe i podchwytywanie głównych cech tych faz - zajmowało i zajmuje dzisiaj wielu pedagogów i pracownie psychologiczne. I można dzisiaj powiedzieć, że w ogólnych zarysach główne cechy rozwojowe zostały ustalone, chociaż ciągle jeszcze bardzo pobieżnie. Badania przy pomocy ankiet i obserwacyj ciągle idą dalej i mocno się pogłębiają.

Wiek dziewcząt, zaraz po okwitnieniu, po szesnastu latach tworzy najciekawszy moment obserwacyjny. Jest to wiek pełen niespodzianek dla wychowawców i otoczenia. Cechuje go, jak to widzimy w sztuce, przede wszystkimi przeczulenie, przeidealizowywanie realnych faktów życia, skłonność do samobójstwa i do poświecenia się dla rodziny lub społeczeństwa, często budzi się zarozumiałość pisarska granicząca z grafomanją - wszystko to działa w życiu młodego stworzonka podświadomie, wybucha ostrzej, gdy zetknie się bliżej z życiem erotycznem swego najbliższego otoczenia.

Doskonały taki typ rozwijającego się dziewczęcia dają nam autorzy "Szesnastolatki". Dziewczę, Irenka, kocha swą matkę, uczuciem prawie macierzyńskiem, widzi w niej i w swym ojcu zmarłym w wątpliwych okolicznościach, ideały prawie książkowe, bezcielesne i dlatego nie rozumie, jak matka może kechać drugi raz, prawdopodobnie przytem sama zetknąwszy się poraz pierwszy w życiu bliżej z mężczyzną, podświadomie obudziła w sobie instynkt kobiecy i zazdrości tej miłości matce. Dlatego, skoro dowiaduje się o ślubie matki z Robertem Corbett przechodzi prawie histeryczny atak, który omal nie zakończył się tragedją. Do tego przeidealizowania życia nastraja cały dom aż do służącej, która ciągle swe panienki traktuje jako dzieci i myśli, że na wszystko pomoże rycynus. Właściwie najrealniejszą istotą obok doktora w całem tem towarzystwie jest Bebe, zdrowa, silna czternastolatka jeszcze przed rozwojem. Na wszystko patrzy ze strony dobrej kolacji i nowości zjawisk, żyje życiem zewnętrznem, a jeszcze nie przeżywa, dlatego nazywa rzeczy po imieniu, chociaż naiwnie i prosto.

Sztuka ma duże walory psychologiczne, natomiast nie jest zupełnie wykończona pod względem technicznej budowy dramatyczn. Ma dwie dłużyzny, prawie monologowe, najlepiej zbudowany akt trzeci, chociaż może przeciągnięty melodramatycznie. W każdym razie sztuka jedna z ciekawszych z ostatniej doby twórczej.

Utwór wystawiono u nas z dużem pietyzmem, chociaż wskutek przepracowania "zespołu" brakło zupełnego opanowania pamięciowego. Początek aktu pierwszego mówiono zbyt cicho. Poza temi małemi niedociągnięciami, trzeba przyznać, że przedstawienie należało do lepszych na nowej scenie. Reżyserja p. H. Małkowskiej poszła po linji umiaru i pogłębienia treści psychologicznej. Gra opanowana, miała bardzo ładne momenty zwłaszcza w końcu aktu II: początek III. Niepokój o zaginioną oddany ze spokojem przepojonym bólem prawdziwie tragicznym.

O pani Ninie Świerczewskiej doszły nas jaknajlepsze słuchy z Warszawy, zresztą przedrukowana w naszej prasie. I tym razem należy stwierdzić, że w zapowiedziach nie było nic przesady. Uderza przedewszystkiem prześliczny spokój, ani jednego fałszywego tonu lub zgrzytu, szczerość i głos miły i świeży. Najtrudniejsze momenty sztuki, walka z podświadomem budzeniem się życia, które wypowiada się w marzeniu, zagrane prześlicznie, bo nieprzejaskrawione bez patosu, a prawdziwie. Cieszy nas to tem bardziej, że w pani Ninie Świerczewskiej witamy podobno toruniankę.

Ciężką rolę matki zagrała p. Zbierzowska, z dużem ciepłem i potęgą; może zbyt wiele łez w scenach ostatnich; rola w każdym razie o dużej wartości.

Ogólny poklask zdobyła p. Łukowska w roli Bebe; wszyscy twierdzą jednomyślnie, że była miła, żywa, podobała się, chociaż role tego rodzaju mają w Toruniu bardzo piękną tradycję przez twórczość p. Porębskiej.

Dopełniali zespołu: p. Bracka bardzo dobra Mary, świetny p. Cybulski, poważny i wnoszący wiele pogody, oraz niezupełnie szczery p. Mierzejewski.

Dekoracje p. W. Małkowskiego ładne wnętrza, bardzo gustownie urządzony pokój.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji