Artykuły

My wiemy - wy rozumiecie

Teatr Polski we Wrocławiu: PRZEMIANA wg Franza Kafki. Przekład: Juliusz Kydryński. Adaptacja: Zbigniew Brzoza, Zdzisław Jaskóła, Jacek Lusiński, reżyseria: Zbigniew Brzoza, scenografia: Dorota Kołodyńska, muzyka: Henryk Gembalski. Premiera 7 X11998.

Zadziwia mnie upór, z jakim reżyserzy filmowi i teatralni bezustannie próbuję zmierzyć się z dziełem Kafki. Trudno przecież o inny przykład twórczości, która w równym stopniu nie znosiłaby wszelkiego rodzaju adaptacji. Przyczyn tego straceńczego postępowania można szukać we właściwej artystom - i skądinąd chwalebnej - skłonności do porywania się na rzeczy niemożliwe. Nie chodzi tu jednak o tę powszechną, najprostszą niemożliwość, wobec której staje teatr chcący oddać pełne bogactwo literackiego pierwowzoru. Tego rodzaju "skaza" jest przecież istotą teatralnego medium - odnosi się również do literatury dramatycznej, którą trudno z tego powodu nazywać niesceniczną. Z drugiej strony, dzieła innych "odnowicieli" XX-wiecznej prozy - Joyce'a, Prousta czy Faulknera - również uchodzą za niemożliwe do adaptacji i - choć próby w tym kierunku są co jakiś czas ponawiane - to ich natężenie jest bez porównania mniejsze niż w przypadku autora Ameryki. Czym więc kusi twórców Kafka? Co sprawia, że z góry godzą się na artystyczną porażkę, byle tylko zmierzyć się z jego dziełem? Roztrząsanie tego problemu przy okazji typowej recenzji zmieniłoby ją niechybnie w zabawę w głupie pytania i głupie odpowiedzi. Ale czy w wypadku Kafki jakakolwiek inna czynność jest w ogóle możliwa?

Ilekroć czytam któryś z jego utworów, nie mogę oprzeć się wrażeniu, że tak naprawdę nie obcuję z literaturą we właściwym znaczeniu tego słowa. Utwór literacki zakłada współudział czytelnika, nie może obyć się bez interpretacji - choćby w najbardziej cząstkowej, naiwnej formie. Tymczasem świat Kafki neguje sens i potrzebę jakiejkolwiek interpretacji. Być może dlatego Kafkowski idiom - jak żaden inny w XX wieku - tak głęboko przeniknął do tzw. zbiorowej świadomości. Stąd też bierze się jego przezroczystość na wszelkie formy stereotypu; nieprzypadkowo masowo rozpowszechniony przymiotnik "kafkowski" to wytrych lub - jak kto woli - zaklęcie, z którego pomocą próbujemy oswajać niezrozumiałe aspekty rzeczywistości; słowo "kafkowski" oznacza zawsze rzeczywistość niedookreśloną, pozbawioną definicji, to swoisty pseudonim, pod którym ukrywamy oniemienie, w jakie wprawia nas ciemna strona świata (dlatego tak często towarzyszą mu nierzeczowe rzeczowniki, mówimy np.: "kafkowska atmosfera", "kafkowskie klimaty" itd.). Twórczość Kafki nie jest manifestacją określonego stylu lub światopoglądu, jest raczej przejawem pewnego wymiaru rzeczywistości; Kafka to medium, za pomocą którego owa rzeczywistość odcisnęła w naszej świadomości swój ślad. Dzieło Kafki jest jak wiersz, w którym odkrywamy cząstkę własnego ja; nie odczuwamy potrzeby jego rozumienia, za to bezwiednie uczymy się go na pamięć. Dlatego najbardziej "kafkowskie" mogą być dla nas dzieła tych twórców, którzy wcale nie odwołują się do twórczości autora Procesu. Od estetyki czy filozofii ważniejszy będzie w tym wypadku sam sposób istnienia rzeczywistości. Możemy więc obejrzeć "kafkowski" film, możemy jednak równie dobrze znaleźć się na żywo w "kafkowskiej" sytuacji. Druga ewentualność będzie zresztą znacznie bardziej prawdopodobna. Spektakl (film) oparty bezpośrednio na dziele Kafki jest natomiast tak samo bezzasadny jak spektakl o drzewie, kamieniu, raku skóry, fotokinezie lub erze mezozoicznej... jest tak samo bezzasadny jak spektakl o robaku lub człowieku zmienionym w robaka.

Pierwsze zdanie Przemiany jest po prostu stwierdzeniem faktu, a cała nowela niczym innym, jak zapisem kilku następnych faktów, które - choć trudne do pojęcia z perspektywy tzw. życiowego doświadczenia - z punktu widzenia autora są nie podlegającymi interpretacji oczywistościami. Doszukiwanie się w nich płytszego, symbolicznego podłoża degraduje całość do rzędu figury retorycznej. W adaptacji Zbigniewa Brzozy retoryka bije po oczach od samego początku; jest to tym bardziej dziwne, że cały spektakl jest przede wszystkim popisem wirtuozerii formalnej. Forma przedstawienia, dopieszczona w najdrobniejszym szczególe, nadaje mu jednostronny, dekoracyjny charakter. W swej wrocławskiej inscenizacji Brzoza powtarza pomysł, który zrealizował wcześniej w warszawskim Dramatycznym: stylizuje spektakl na niemy film ekspresjonistyczny. Zamysł realizowany jest bardzo konsekwentnie, poszczególnym rozwiązaniom nie można odmówić urody plastycznej. Scenę oddziela od widowni przezroczysty kinowy ekran. Kolejne epizody, jak w niemym filmie, anonsowane są przez wyświetlane na ekranie tablice z fragmentami opowiadania. Przestrzeń jest bardzo umiejętnie kadrowana. W pierwszym planie usytuowano ubogi pokój Gregora, w głębi - za ścianą z półprzeźroczystej materii - widzimy salon państwa Samsa, w którym rozgrywają się wszystkie sceny "rodzinne". Ekspresjonistyczną stylizację podkreśla szaro-brunatna tonacja dekoracji i kostiumów, a także sposób oświetlania sceny, który, prócz ekspozycji światłocienia, przywodzi czasem na myśl technikę witrażowania. Oczywistym dopełnieniem jest muzyka grana na żywo przez pianistę. Jej patetyczny charakter dobrze podkreśla wymowę spektaklu; nie znajdziemy tu "demonicznej" atmosfery filmów Langa, Murnau'a i Wienego. Przedstawienie Brzozy bliższe jest raczej dziełom należącym do sentymentalno-obyczajowego nurtu ekspresjonizmu, takim jak Szyny Pieką lub Schody kuchenne Leniego.

Trzeba jednak zapytać, czy wszystkie te zabiegi mają cokolwiek wspólnego z Kafką? W moim odczuciu - niewiele. Nie chodzi tu zresztą o - niemożliwą przecież - wierność literze tekstu. Kafkowska rzeczywistość zostaje sprowadzona do wymiaru symbolu, umowności, ornamentu. Gregor (Mariusz Kiljan) jest po prostu aktorem, który przy pomocy kilku pantomimicznych środków (wyginanie ciała, chodzenie na czworakach) odgrywa rolę człowieka-owada. Dla reżysera przemiana Gregora to (za przeproszeniem) figura ludzkiego losu, metafora wyobcowania i niemożliwości porozumienia... jednym słowem: my wiemy - a wy rozumiecie. Tymczasem u Kafki nie wiemy i nie rozumiemy niczego. Przemiana jest całkowicie konkretna; obok jej domniemanych znaczeń równie ważna jest materialność i fizjologia zaistniałego faktu: wszystkie te lepkie ślady, które zostawia po sobie Gregor biegając po suficie, zaduch, jaki panuje w jego norze, wreszcie najzwyklejszy fizyczny ból - stopniowa degradacja i rozkład jego owadziej powłoki. W tym kontekście stylizacja Brzozy jest równie ilustracyjna co skatologia filmów w rodzaju Muchy Davida Cronenberga.

Wrocławski spektakl jest w rzeczywistości lepszy niż wynika to z powyższej recenzji. Jeśli nie mogłem się powstrzymać od kilku cierpkich uwag, to tylko dlatego, że przedstawienie owo postrzegam jako wyraz swoistego marnotrawstwa. Warsztatowy temperament Brzozy przydałby się bardziej w pracy nad materiałem, dla którego te cechy jego talentu byłyby istotnym dopełnieniem (przychodzą mi na myśl nazwiska takie jak Strindberg, Wedekind, Witkacy). Z jego Przemiany wysnuć można tylko jeden, dość banalny wniosek: w teatrze, tak jak w życiu, nie da się osiągnąć rzeczy niemożliwych.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji