Artykuły

"Gałązka rozmarynu"

Widowisko Zygmunta Nowakowskiego. - Gościnny występ Teatru Ziemi Pomorskiej.

Przekonaliśmy się, że rozgłos sztuki Z. Nowakowskiego - w jednej osobie aktora, felietonisty i pisarza - jest ze wszech miar zasłużony. Nie zawiodła się publiczność, która szczelnie wypełniła teatr. Autor na przykładzie dziejów jednego plutonu obrazuje życie i znój legionistów. Towarzyszymy im od Oleandrów aż po ciężkie walki w okopach. Sztuka Nowakowskiego jest nacechowana gorącym sentymentem patriotycznym, autor ustrzegł się jednak bardzo szczęśliwie patosu i retoryki. Tendencję widowiska wyrażają natomiast doskonałe postacie zuchów, ich czyny, ich animusz żołnierski. Obraz życia żołnierskiego w ujęciu autora ma charakter realistyczny. Efekt sztuki potęguje duża doza humoru, którym autor zaprawił postaci i zdarzenia. Mamy rozległą skalę typów, a każdy o ostro zarysowanych konturach. Zawiera "Gałązka rozmarynu" także sporo pierwiastków melodramatycznych, np. historia miłości Sławy i Juhasa), lecz jest to melodramat szlachetnego gatunku. Emocjonalność sztuki na tym nic nie traci, zwłaszcza jeśli chodzi o szersze warstwy. Społeczna i narodowa wartość widowiska bije w oczy - widoczna dla każdego i bez komentarzy recenzenta. Kto wie, czy Z. Nowakowski nie ma tej zasługi, że stworzył pierwszą polską sztukę wojskową i wojenną o trwałej scenicznej i literackiej wartości.

Pewne zastrzeżenia budzi jedynie rozwlekłość. "Gałązki rozmarynu" nie sposób grać w wersji książkowej. Aby widowisko zamknąć w ramach normalnego przedstawienia, musi reżyser dokonać poważnych skrótów. Otwiera to pole dowolności, stwarza możność różnych interpretacji, daje w rezultacie na różnych scenach odmienne widowiska. Stąd fakt, że inscenizacja warszawska, krakowska i toruńska bardzo się między sobą różnią.

Widowisko Nowakowskiego, ujęte w formę faktomontażu, wymaga wielkiej liczby wykonawców. Tylko wielkie sceny mogą sobie pozwolić na wystawienie tej sztuki, dysponując licznym personelem i całą armią statystów. Tego szkopułu nie udało się bez reszty rozwiązać reżyserii teatru pomorskiego. Niektórzy aktorzy kreowali po kilka ról. Z tym by było jeszcze pół biedy. Gorzej, że tam, gdzie powinny być na scenie tłumy, ze względów technicznych widzieliśmy tylko kilka czy kilkanaście osób (I. obraz) Mizernie przedstawiały się również dekoracje i efekty świetlne.

To były by minusy, usprawiedliwione zresztą częściowo warunkami. Równoważyła je doskonała gra. Słowa uznania należą się zwłaszcza pp. Piekarskiemu (murarz), Milskiemu (fryzjer), Brackiej (ciotka ze Stanisławowa), Surzyńskiemu (Juhas). Reżyserem sztuki był p. Piekarski.

PS. Dlaczego nie było programów? Przydałyby się choćby dlatego, aby publiczność nie potrzebowała się domyślać - często fałszywie -gdzie rozgrywają się poszczególne obrazy.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji