Artykuły

"Panna Coctail"

komedia w 3 aktach Stefana Kiedrzyńskiego.

Recenzent bydgoski dr Piechocki dobrze zapowiedział powodzenie sztuki po prapremierze w teatrze swego miasta, który odznacza się dużą ruchliwością, zwłaszcza, jeżeli wspomnieć o sztukach autorów polskich. Komedia Kiedrzyńskiego rzeczywiście jest o wiele bardziej interesująca niż ostatnie utwory tegoż autora, chociaż zawsze to samo zagadnienie trapi komediopisarza. Konflikt ludzi etycznie marnych o pozorach porządnych ludzi z ludźmi o zewnętrznym życiu prawie bliskim upadku, a duszy szlachetnej i ogromnie kulturalnej. Takim jest główne zagadnienie sztuki, a uosobiające się w postaci dwóch kolegów szkolnych, Ryszarda hr. Orczyńskiego i inż. Mariana Sztorna. Baronowi płynie życie lekko, wszyscy o niego dbają, nienawidzi go za to właśnie Sztorna, a nienawidzi go nawet za dobrodziejstwa drobne i jakże delikatne już na ławie szkolnej. W życiu późniejszym, ten Sztorn dzięki baronowi otrzyma doskonałą posadę plenipotenta jego żony; ale i to nie zmieni jego chamskiej duszy, ogładzonej tylko zewnętrznie wykształceniem. Zepsuć temu szczęśliwcowi życie, wsączyć w duszę jego żony jad nieufności - bo i tę chce mu wydrzeć. Znamy takich Sztornów wszędzie; zamiast siebie podnieść wyżej, drugich obedrzeć z walorów, zabrać im cześć, żonę, to czasem się nawet i uda, ale nie uda się nigdy zabrać mu kultury i duszy. Tego chamska dusza nie zdobędzie nigdy. I ciekawym jest u Kiedrzyńskiego, że te pierwiastki kulturalne rozkłada na ludzi różnego pochodzenia, wykształcenia i warunków życiowych i do-prowadza do przekonania, że te pierwiastki człowiecze rodzą się same z siebie, tkwią tak dobrze w zepsutym przez powodzenie życiowe baronie, jak w biednej Krystynie, czy w baronowej "Belou", córce człowieka, który zawdzięczał swój majątek swej własnej pracy. Różnią się one wewnętrznie: w nieco romantycznej formie u barona i p. Coctail, a w bezpośredniej u naszej p. Matyldy. To zagadnienie główne, reszta to tło, dla którego trzeba było stworzyć takie lub inne typy, które się kręcą po scenie.

Jest utarte zdanie u aktorów, że Kiedrzyńskiego grać łatwo, a jednak ostatnia premiera wykazała, że tak nie jest. Reżyserka p. Małkowska nie miała najwidoczniej dosyć czasu, by wyrobić zwartość dialogu i tonu. I tak np. nasz gość z Bydgoszczy lawirował między komedią bardzo lekką a nasi artyści szli raczej po linii komedii o głębszym podkładzie. Ale zgóry stwierdzić wypada, że p. Elżbieta Wieczorkowska podbiła publiczność premierową, właśnie tą swoją lekkością, filuternym sposobem prowadzenia dialogu, wdziękiem. Utrzymała się przez cały ciąg przedstawienia w doskonałym tempie, podbijała bezpośredniością, a strzegła się szarży, co przy takim lekkim ujęciu roli łatwo się zdarza. Płakała rzeczywiście jak dziecko bez żadnych tragicznych załamań. Obok naszego gościa stanął p. Surzyński, który jednak znalazł czas na dokładne, sumienne opracowanie roli. A musiał popracować wiele, zmienił wygląd zewnętrzny, gest, a przede wszystkim duszę. Był intrygantem, co się zowie, chamem od stóp do głowy mimo pozorów zewnętrznego ogładzenia i wykształcenia. Szczerze winszuję artyście sukcesu.

P. Radwan-Łodziński na premierze jaszcze nie zupełnie gotowy ze swoją postacią, ale koncepcja roli pierwszorzędna. To powolne zakrywanie i pokazywanie romantycznej duszy, to zapatrzenie w dal, ten niepokój i to doskonałe maskowanie zupełnej świadomości, co dzieje się w jego domu pod wpływem chamskiego kolegi uchwycone jest dobrze. Należy lepiej opanować tekst i pogłębić dobrze obrany kierunek.

P. Janina Łukowska jakaś niedysponowaną, tekst nieopanowany nie pozwalał artystce rozwinąć zwykłych walorów. A szkoda, bo rola wprawdzie typowa, ale zawsze ładna.

Zupełnie nie odpowiadał warunkami zewnętrznymi swemu bohaterowi p. Suchcicki, dawny nasz miły znajomy z niejednej dobrej roli, ale tutaj miał być chłopiec wstępujący w życie, lat 27, wygłodzony, a nie pan muskularnej budowy.

Dopełniali z powodzeniem p. Szyszko-Bohuszówna, p. Piekarski, Kuryłło, Ilcewicz. P. Małkowski dał piękne wnętrze baru, nie udał się zupełnie salon baronowej, niedbały, bez prymitywnego nawet luksusu, a przecież obok sypialnię robił artysta, kosztowała 10 tysięcy, no to salon można było zrobić chociaż tak na dwa tysiące.

Z przykrością wszyscy stwierdzają coraz większy ubytek publiczności na premierach. Czyżby to było może związane z niedostatecznym przygotowaniem tych przedstawień, czy są może jakieś inne przyczyny? - należałoby nad tym pomyśleć. Czy może nie jest winna zła polityka cen?

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji