Artykuły

Spotkanie z Gombrowiczem

Trzeci to "Ślub" na polskiej scenie zawodowej, nie licząc przymiarki doń Jarockiego poczynionej w teatrze studenckim. Warszawską premierę podziwialiśmy przed dwoma laty, o krakowskiej, niedawnej dochodzą wieści jak najlepsze. Wrocławską przyszło nam obejrzeć wczoraj.

Gombrowiczowski Henryk jest żołnierzem. Śni swój sen o rodzinnym domu, który jawi mu się jako karczma; o dziwnie wykolejonych rodzicach, narzeczonej przemienianej w prostą dziewkę. Wyobraźnia Henryka, sytuacja wytworzona (we śnie?) uczyni z ojca króla. Tak zaaranżowany układ nie może pozostać niezmienny, tym bardziej, że Pijak ze swoim "palicem" wkracza weń nieustannie. Teraz więc Henryk sięgnie sam po władzę króla, sam będzie chciał udzielić sobie ślubu (przedtem miał to zrobić ojciec), aby tymże rytualnym gestem oczyścić dawną narzeczoną. By pozostać władcą Henryk stanie się tyranem. Ten mechanizm nie ma w sobie nic z majaków sennych. Kolejna interwencja Pijaka, dalsze zapamiętanie się Henryka w grze doprowadzi do śmierci, ale już prawdziwej chyba, skoro samobójstwo (za namową Henryka) popełni jego przyjaciel, również żołnierz, razem z nim w śnie uczestniczący. Przygotowywany ceremoniał ślubny zamieni się w pogrzeb.

Wrocławski Henryk jest młodziutki, co musi determinować jego sny. Nie śni o zdobyciu władzy W jakąś grę został wmieszany, boi się jej trochę, a dopiero potem zaczyna się w nią bawić. Zabawa ta bardzo szybko staje się okrutna. Że na nią debiutantowi nie starcza sił i środków to inna sprawa. Więc nie jest Henryk reżyserem sytuacji, choć to on ją śni nie kto inny. Mógłby być nim Pijak, ale nie w proponowanym wymiarze (demoniczny nieco Wścieklica). Co więc niesie "Ślub", gdy nie idzie w nim o proponowaną przez autora grę form, gdy brakuje w zasadzie głównego bohatera? Pewne uogólnienia wysnute z wiernie odtworzonego tekstu, pewne refleksje, które nasuwa już sama lektura, a które przedstawienie mogłoby uczynić wyrazistszymi.

Interesująca wydała mi się na początku konwencja snu, powtarzana i w dalszych obrazach. Rozbawił aranż scenograficzny z II aktu (karoca-karawan, instrumenty dęte, kostiumy a każdy z innej sztuki). Zmęczył zwłaszcza akt III, celebrowany chyba nadmiernie. Nie zaciekawił jakoś na nowo Gombrowicz, choć tego ze względu na rangę pisarza i jego pisarstwa należy oczekiwać po każdej inscenizacji.

W przedstawieniu wziął udział ogromny zespół aktorski. Trudno pisać z entuzjazmem o debiucie Bogdana Kocy (Henryk), choć aktora tego za jakiś czas wypadnie nieraz chwalić. Z dużym szacunkiem myślę o roli Igora Przegrodzkiego (Ojciec), pełnej i mądrej; dobrze - o charakterystycznej z odrobiną liryzmu Idze Mayr (Matka), o groteskowo-śmiesznej Ewie Lejczakównej (Monia); nie sposób mi się pogodzić z innymi z głównych propozycji.

"Ślubem" rozpoczął swoje artystyczne wrocławskie dzieje - reżyser i scenograf - Jerzy Grzegorzewski. Mimo, że przedstawieniu daleko do wydarzenia, jak najszybciej chciałabym obejrzeć jego kolejne dokonania na naszej scenie.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji