Artykuły

Szczęśliwi scenariuszy nie liczą

Jan Peszek opowiada o swoim monodramie

- Gra Pan już swój Scenariusz dla nieistniejącego, lecz możliwego aktora instrumentalnego od 28 lat. Czy policzył Pan ilość spektakli?

- Szczęśliwi scenariuszy nie liczą, ale na pewno zagrałem go ponad półtora tysiąca razy. Premiera odbyła się jesienią 1976 roku, w Łodzi, w ramach 15-lecia Zespołu MW-2 Adama Kaczyńskiego

- Czy po tylu zagranych przedstawieniach można jeszcze lubić swojego bohatera czy też wzbudza on już lekką irytację bądź znużenie?

- O znudzeniu czy irytacji mowy być nie może. Poza tym, proszę pamiętać, że Schaeffer napisał ten tekst dla mnie, tak więc trudno, bym aż tak siebie nie lubił. Natomiast odnoszę wrażenie, że to, co mówi mój bohater, jest coraz bardziej aktualne i coraz wnikliwiej słuchane.

- Na czym, Pana zdaniem, polega ta ciągła aktualność tekstu powstałego w 1963 roku?

- Schaeffer opisał w tym monodramie takie mechanizmy, które w latach powstania Scenariusza... jeszcze u nas nie obowiązywały. W tej chwili obowiązują w całej rozciągłości i są plagą dla ludzi zajmujących się sztuką. Mam na myśli zjawiska rynkowe, komercjalizację sztuki, higienę pracy artysty, problem odduchowienia indywidualnego i zbiorowego w naszym społeczeństwie. Krótko mówiąc coraz bardziej żyjemy na śmietniku świata, który to śmietnik sami tworzymy. Ten tekst jest w gruncie rzeczy elitarny, bowiem trafia do tych, którzy wierzą w istnienie sztuki wyższej, a nie tylko w zewsząd j ogarniający nas chłam. Z radością obserwuję, że moja praca pozostawia ślad także u młodych widzów.

- Zjeździł Pan z tym spektaklem niemal całą Polskę i spory kawałek świata. Czy wszędzie towarzyszy Panu równie entuzjastyczny odbiór jak przed laty?

- Tak, i sam przyglądam się temu zjawisku z zaciekawieniem. Ten spektakl, nawet w najbardziej odległych kulturach, przyjmowany jest w sposób istotny. Od Japonii przez Amerykę, gdzie zdobyłem nagrodę od amerykańskich krytyków, wszędzie działa siłą tekstu Schaeffera.

- Pamięta Pan najbardziej wzruszające chwile związane ze swoimi występami?

- Zawsze jestem wzruszony potrzebą rozmów publiczności ze mną. Kiedyś, po spektaklu, podeszła do mnie urocza młodziutka dziewczyna i powiedziała: W dowód tego, jak ważne dla mnie było to, co zobaczyłam, podarowuję panu pierścionek, rzecz najcenniejszą, jaką mam. Ten niezwykle intymny odruch z jej strony wzruszył mnie niezwykle. Mam ten pierścionek do dziś, jako że jestem fetyszystą.

- Po raz pierwszy zagra Pan dziś ten spektakl w Kopalni Soli w Wieliczce. Czuje Pan dreszcz emocji?

- Grałem to przedstawienie w różnych miejscach, nawet w skąpanym deszczem sadzie, na lotnisku, niemal w samolocie go rozpoczynałem. Grałem więc w górze, ale nigdy na dole. Dlatego jestem bardzo podniecony na myśl o tym spotkaniu.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji