Wielka rola w "Pępowinie"
Czwartkowy wieczór w reżyserii Piotra Szulkina
W Studiu Teatralnym Dwójki zapowiada się ciekawy czwartkowy wieczór. Sztuka Krystyny Kofty nosi dosyć szokujący tytuł - "Pępowina". W roli głównej wielka, lecz mocno już zapomniana dama polskiej sceny - Nina Andrycz. Towarzyszą jej Maria Pakulnis i Marcin Troński, a sztukę reżyserował Piotr Szulkin, człowiek kina ("Wojna światów", "Golem"), który nieczęsto zapuszcza się w okolice teatru. Dodajmy, że "Pępowinę" wystawiło w zeszłym roku - z powodzeniem, choć w innej obsadzie - warszawskie Ateneum.
Dzieło Krystyny Kofty nie będzie sceniczną kołysanką. Mamy do czynienia z sytuacją niezwykłą, drastyczną i wręcz brutalną, a także z postaciami, które w żadnym razie nie promieniują tzw. radością życia. Dotyczy to zwłaszcza Matki (w tej roli oczywiście N. Andrycz) - kobiety zaborczej i okrutnej, od lat przykutej do łóżka. Szczególny to rodzaj wewnętrznego zniewolenia i opętania, tragiczną przeszłością. Matka nie umie, i pewnie też nie chce, wyrwać się z zaklętego kręgu fatalnej przeszłości. Z pamięci, która rodzi obsesje i lęki. Budzi upiory. Rodzi cierpienie.
Bohaterka "Pępowiny" ulokowała wszystkie swe - złe i dobre - uczucia w Leonie - synu, który dawno już przestał być dzieckiem. Ale nie dla niej - Matki! Dla niej wciąż jest kruchym, bezbronnym, nieporadnym, najdroższym maleństwem, wymagającym nieustannej troski. Ochrony i - nieznośnej dla syna, męczącej czułości. Niedobra miłość? Możliwe. Sztuka Krystyny Kofty ostrzega przed przekleństwem pamięci. Przed taką miłością, która wywołuje nienawiść.
"Pamięć przeszłości - mówi Kofta - jest tragiczna, należy jednak umieć z nią żyć, żeby nie zasklepiać się w cierpieniu i lęku". Jak Matka, która nie potrafi tej pamięci "oswoić"...