Artykuły

Teatr pełny

DYREKCJA Teatru Wielkiego w Warszawie uroczyście wznowiła "Halkę" Moniuszki, w związku z dwiema rocznicami i trzecim jubileuszem, którego nie zauważyła.

19 listopada 1825 r. położono kamień węgielny pod budowę gmachu Opery w Warszawie, a 19 listopada 1965 r. wznowiono działalność Teatru odbudowanego z katastrofy II wojny. Dwie zatem rocznice 150 lat i 10. Nie dostrzeżono natomiast, że obecne wznowienie "Halki" było tutaj dziesiątym od jej prapremiery A. D. 1858. Przypominam!

Oglądałem różnych "Halek" na rozmaitych polskich scenach kilkanaście, albo i więcej. Że zaś nieprawdą jest, iż krytyk lubi wydziwiać, natomiast prawdą, że cieszy się kiedy może więc ze szczerą radością stwierdziłem, że najświeższa "Halka" warszawska to zarazem najświetniejszy spektakl z tych, jakie sobie przypominam. Złożyło się na jej wartość parę elementów.

Andrzej Majewski w scenografii dał wizję piękną i monumentalną, jaka powinna być na reprezentacyjnej scenie narodowej. W I akcie całą jej powierzchnię zajął pod ogrody zamkowe, nad którymi z głębi góruje i jak gdyby nad nimi zwisa groźna, posępna sylweta zamczyska-symbolu potęgi Stolnika. W III akcie rozległa hala tatrzańska, sinawe szczyty górskie podesłane mgłami, a na tym tle gromada góralska w kostiumach od żółtych, poprzez bure, do brązowych, zaś po prawej siedzi grupka dziewuch w spódnicach błękitnych i tylko po samym środku jedna czerwona, jak by kto rzucił mak i poszedł sobie. W IV akcie kościółek samym swoim kształtem, surowym, starmoszonym przez wichury zapowiada tragedię, która się rozegra - śmierć nieszczęśliwej dziewczyny.

Dekoracje teatralne mają to do siebie, niestety że po przedstawieniu się je rozbiera, a w końcu i usuwa z teatru. Oglądając cudne struktury Majewskiego myślałem sobie, że to szkoda, iż nie można rozebrać i usunąć poza Warszawę paru jej nowych domów, a na ich miejsce ustawić dekoracje Majewskiego. O ile urodziwszą mielibyśmy stolicę!

Drugim składnikiem doskonałym w nowej "Halce" jest reżyseria Marii Fołtyn, niby nic nadzwyczajnego, bardzo prosta, a wyjaśnia sporo dawnych sztuczności i w rezultacie - niezależnie od muzyki - przedstawienie ogląda się jak dobrą sztukę dramatyczną. Na przykład w II akcie parę intruzów góralskich przepędza z ogrodów pańskich hajduk harapem. Bo i tak musiało być, a nie - jak we wcześniejszych inscenizacjach - że wszystkie zebrane karmazyny rzucały się na Halkę z Jontkiem i wielkimi gestami wskazywały im bramę. Któż by, po prawdzie, z wielmożnych gości weselnych zajmował się przyplątaną biedotą?...

Równie trafnie kazała pani Fołtyn Jontkowi arię "Szumią jodły" śpiewać wprost do przykucniętej pod krzyżem Halki, bo to z tekstu wynika i tylko nikt wcześniej nie pomyślał, jak również o tym, żeby ostatniej, rozdzierającej scenie żegnania się Halki z życiem towarzyszył pod kościółkiem siedzący niemo góral, który potem wzywa gestami ludzi z kościółka na ratunek topielicy. Jednym słowem: nigdym nie przypuszczał, że rozsadzana temperamentem śpiewaczka zdobędzie się na tyle analitycznego namysłu, kiedy zostanie reżyserem.

Problem śpiewu odłożyłem sobie na koniec, gdyż w tym teatrze najtrudniejszy. Kiedy podczas premiery cavatinę "Gdyby rannym słonkiem..." śpiewała w II akcie Hanna Rumowska, byłem wściekły na akustyka spektaklu za nadmierne nagłośnienie sceny, skutkiem czego na śpiew Halki nałożył się specyficzny metalowy przydźwięk z głośników ukrytych po bokach. To samo w rocznicowym przedstawieniu śpiewała Bożena Kinasz-Mikołajczak, ale jej głos - dla odmiany - wydał mi się za mało nośny, górą wysilony. Aliści w III i zwłaszcza w IV akcie również i ta artystka zachwycała swoją interpretacją partii tytułowej, tyle że była w ogóle bardziej liryczna od pełnej dramatycznego wyrazu Rumowskiej.

Pytam się teraz: jak ocenić dwie różne kreacje w zmieniających się warunkach akustycznych? Czy dojść do wniosku, że akustyk w II akcie podczas śpiewu pani Kinasz odpoczywał przy małym jasnym i dopiero w aktach następnych był z powrotem przy swoim reżyserskim pulpicie?... Już parokrotnie domagałem się, żeby w najnowocześniej wyposażonym Teatrze Wielkim, gdzie elektroakustyka tyle znaczy, podawano w programach nazwisko reżysera dźwięku. Ale on się, bestia, ukrywa!

Z dwóch Jontków, stary mistrz Bogdan Paprocki pięknem i wyrównaniem głosu ciągle jeszcze góruje nad Romanem Węgrzynem, który średnicę miewa głuchą i płasko brzmiącą i winien chyba nad nią, wraz ze swym korepetytorem wokalnym, stale czuwać Jan Czekay partię Janusza ładnie śpiewał, rolę grał wyraziście. Reszta solistów wywiązywała się ze swych mniejszych zadań jak trzeba, ładne tańce układu Grucy, całość - z wyjątkiem uwertury rozpoczętej zbyt wolno i potem nadto rozpędzonej - prowadził dobrze Antoni Wicherek, a z okazji jubileuszu rwie się na usta pytanie:

Jakiż jest, po 10 latach pracy w starej-nowej siedzibie, warszawski Teatr Wielki?

Przede wszystkim - na przekór obawom, że się nie uda zapełnić jego dwutysięcznej widowni - jest teatrem stale pełnym, jedną z oper o najwyższej frekwencji w Europie. Początkowo można to było kłaść na karb ciekawości ludzi pragnących oglądać tyle reklamowane, wspaniałe wnętrza. Ale jak długo?... Będąc upartym optymistą, w powodzeniu stołecznego Teatru Wielkiego pragnę widzieć fragmentaryczny choćby dowód rosnącego zainteresowania naszego społeczeństwa muzyką.

Czy jednak również i w sensie muzycznym ta scena zasłużyła sobie na miano wielkiej? Przy najlepszej woli tego powiedzieć nie można, gdyż o renomie opery decyduje piękno jej głosów, wiec należy jedynie modlić się - do kogo kto zechce i potrafi - o zesłanie nam tej ilości i wartości talentów wokalnych, jakimi w starym gmachu dysponował za swej legendarnej dyrekcji w latach 1919-1929 Emil Młynarski.

Stwierdzić natomiast wypada, że od mniej więcej dwóch lat sytuacja artystyczna opery stołecznej ukształtowała się optymalnie, tak w sensie repertuarowym, jak i angażowania gwiazd śpiewaczych o blasku międzynarodowym, bez czego żadna ambitna scena obejść się nie może, że przypomnę tylko nazwiska Mikołaja Giaurowa, Reginy Resnik, sir Gerainta Evansa, Birgit Nilsson, Luigiego Alva, i choreografa szwedzkiego Birgit Cullberg, która przyjechała pracować z coraz lepiej tańczącym baletem warszawskim.

Te dwa lata wiążą się z osobą ostatniego w długiej powojennej kolejne (chyba piętnasty z rzędu?!) kierownika artystycznego w Teatrze Wiekim Antoniego Wicherka. Skoro nastał, po ustąpieniu znakomitego Jana Krenza, powiadano że to osoba pasażowa. Minęły dwa lata: pierwszy okres stabilizacji placówki na przyzwoitym poziomie, więc pora chyba zastanowić się, czy słowa "tymczasowy" sprzed nazwiska Wicherka nie należy usunąć. Jak się zdaje, w naszej sytuacji - wobec bardzo szczególnie pojmowanych w świecie artystycznym "swobód i przywilejów demokracji" - układność Wicherka jest o wiele skuteczniejsza w działaniu od bezkompromisowego parcia do przodu fanatyków sztuki.

Trzeba jedynie pragnąć, żeby Antoni Wicherek - prowadząc najtrudniejszy teatr w kraju - przede wszystkim skupił się na tej swojej odpowiedzialnej funkcji, wiele premier oddając do opracowania wybitnym kolegom: Krenzowi, Kordowi, Semkowowi i Wodiczce, któremu - poza wszystkim innym - należy się to za gorycz przegranej.

Musimy też bez końca przypominać i dyrekcji i zespołom Wielkiego, że na tej pierwszej scenie narodowej obowiązuje codziennie premiera. Niedopuszczalny jest i nieznośny do dziś panujący obyczaj, że na codzień gra się i śpiewa byle jak. Jeżeli mówić o demokracji, to w takim sensie: każdy gość przybywający do teatru ma równe prawo do najwyższego wysiłku zespołów artystycznych, solistów, do najlepszych dyrygentów przy pulpicie.

Moje życzenia na następne dziesięciolecie obejmują również budowę magazynów na dekoracje, ożywienie małej sceny częstszymi, stałymi występami, poszerzenie miejsca dla zbiorów Muzeum Teatralnego przez usunięcie tych wszystkich intruzów, którzy iure caduco wleźli do Teatru Wielkiego i stworzyli paradoksalną sytuację, że w tym największym w Europie gmachu operowym nie ma miejsca dla opery!

To byłoby tyle jak na dzisiaj, Reszta w 1985 r. którego daj Boże dożyć. Amen.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji