Artykuły

Halka

Oglądam kolejną, wielką i znakomitą inscenizację "Halki" w Teatrze Wielkim. Ale nie myślę o tych, którzy nam to piękne przedstawienie pokazali, o Marii Fołtyn i Andrzeju Majewskim, nie myślę o wykonawcach, nawet o Moniuszce nie myślę i o naszych starych problemach: czy to jest międzynarodowe, czy też - o zgrozo! - może zaściankowe? Słucham melodyjnego mistrzostwa i usiłuję śledzić na nowo, jaka jest budowa tych arii, duetów i scen zbiorowych. Chcę słyszeć "Halkę" na nowo, nie myśleć o "Carmen", o "Sprzedanej narzeczonej" czy o "Życiu za cara".

Czy można słyszeć "Halkę" na nowo? Czytać "Pana Tadeusza" na nowo? Hm - jakby powiedział Kisiel. A może chodzi tu o coś innego? O artystyczną, społeczną, czy narodową rolę tego dzieła?

Robimy z niego wielki spektakl. Tłumy szlachty z malowanymi pasami na dworze Stolnika tańczą wielkiego poloneza i jedynego w literaturze mazura, tłumy ludu, wyimaginowanych przez Moniuszkę górali, tworzą stary polski duet dworu i wsi - wsi przede wszystkim - bo w Polsce wszystko dzieje się na wsi. Od czasu Kochanowskiego. "Gościu! siądź pod mym liściem, a odpoczni sobie", "Wsi spokojna, wsi wesoła". Od pierwszych chwil naszej wielkiej historii, gdy poezja i cała nasza sztuka obracały się w kręgu - aby dalej od miasta, od spraw państwowych na dworze królewskim - niech tam się tym zajmują pisarze polityczni, jeżeli tacy się znajdą. Myśmy są poeci - niech na całym świecie wojna... "Stada igrają przy wodzie. A sam pasterz siedząc w chłodzie - Gra w piszczałkę proste pieśni: A Faunowie skaczą leśni". Piotr Wierzbicki zastanawia się w "Literaturze" z 6 listopada, w artykule pt. "Chopin i moda", czy Chopin jest modny, czyli aktualny. Bardzo to ciekawy i charakterystyczny artykuł. Bo rzeczywiście: można rozpatrywać gusta i potrzeby rozmaitych melomanów - publiczność dzieli się na tych, którzy chodzą na "Warszawską Jesień", na Konkurs Chopinowski, na koncerty piątkowe, na "Mazowsze" - skład słuchaczy się tu tylko z rzadka pokrywa, niewielu jest takich, którzy zaglądają wszędzie. Istnieje też z pewnością jakaś specjalna kategoria publiczności chopinowskiej, która wytrzymuje dwudziestokrotne słuchanie "Scherza b-moll", czy "Poloneza - Fantazji". Nawet gdy się innym wydaje, że żadna muzyka nie wytrzymuje takiego zwielokrotnienia i konkursowego, masowego biegu do jakiejś mety, u której wyznaczane są ponumerowane miejsca końcowe. Nasz Konkurs Chopinowski bije tu wszelkie rekordy! Nie można z tego jednak wyciągać skrajnych wniosków o sztuce, o powielaniu wartości artystycznych - co kraj to obyczaj. Jeżeli modne jest to, co się wykonuje często i co duża ilość odbiorców chętnie połyka, to Chopin istotnie jest modny - nie tylko u nas. Jeżeli natomiast modne jest to, o czym dużo się pisze i mówi "wśród fachowców", to modni są raczej kompozytorzy, których mało kto chce słuchać. Dziwne sprawy! Nie neguję powszechnie podkreślanych treści społecznych, które Moniuszko znalazł i wyraził na prostej kanwie libretta Wolskiego. Sądzę jednak, że to nie one są źródłem popularności i tego "wzięcia", jakie ma u nas "Halka". Uderza mnie w niej najbardziej ten stary, polski amalgamat szlachecko-chłopski, tematyka, sceneria i swojskość, tak powszechna w naszej sztuce od czasów Kochanowskiego po czasy Fredry i jeszcze bronowickiego "Wesela", w którym do tygla Wyspiański dorzucił kilku "inteligentów".

Wieś. Czy zawsze, czy długo tak będzie? To znaczy - jak długo będziemy na tę polską nutę wibrować?

"Halka" nie jest narodowym eposem. Jeżeli jednak streścimy akcję "Pana Tadeusza", gubiąc jego inwokacyjną, cudowną nutę poetycką, to co znajdziemy? Poetycki właśnie obraz życia wiejskiego, ciasnego i durnego - Fredro je zobaczył podobnie, chociaż w inną je przybrał formę. Moniuszko owinął melodiami historię, w której sam "rdzeń dramatu", prowadzący do samobójstwa Halki, jest jak usunięty w cień, na korzyść liryzmów i tęsknot, podczas których wszyscy tańczą i chodzą do kościoła. Jontek nie zabija - ani Janusza, arii Halki - motyw zazdrości jest tylko zaznaczony, a scena samobójstwa przygotowana jest lirycznie, nie dramatycznie. Ten swojski liryzm, tak w naszej sztuce powszechny, przesłania zarówno dramat, jak i - niewątpliwe zresztą - akcenty społeczne, które nie mogły być wtedy silniej ujawniane i podkreślane. Mamy więc taką "Halkę", jaka mogła się urodzić pod koniec lat czterdziestych ubiegłego wieku, na osi Wilno-Warszawa. Ominęły ją "wichry dziejowe", tak jak omijały nas walki religijni? i wojny domowe - pozostała zachwycająca melodyjność, jedyna, bogata, dorównująca inwencją największym mistrzom. Zauważyli to już pierwsi słuchacze "Halki" i na różne sposoby to formułowali.

W jakim jednak stopniu będzie "Halki" nadal przedstawieniem ogromnym, w ogromnym teatrze narodowym?? Z tłumami chórzystów i tancerzy, na tle ogromnych drzew, gór i zamkowych tarasów? Przedstawieniem monumentalnym, gdy - przy wszystkich jej scenach zbiorowych - wydaje mi się często dziełem raczej kameralnym? Ryzykowna teza!

Zawsze mnie zastanawia sprawa aktualności, gdy patrzę na dawne dzieła sztuki. Komedie i sztuki "umowne" z XVIII wieku, które urodziły się z realnego i niemal realistycznego spojrzenia na świat, pałace, kościoły i zamki, z którymi tyle mamy trudności, żeby nie popsuć krajobrazu, jakoś je włączyć w życie dzisiejsze.

Możliwe jest, że muzyka jest bardziej symboliczna od innych sztuk. Jednakże kontury jej kształtów melodyjnych, harmonicznych i rytmicznych tkwią w przyzwyczajeniach, które możemy nazwać modą, czy stylem. Aktualność muzyki jest dużo dziwniejsza od aktualności wiersza, obrazu, czy architektury. Melodia Moniuszki zatrzymuje czas. Dodajmy tu: polski czas. I dezaktualizuje się inaczej niż formy wizualne: wiejski dworek, kościół barokowy, krajobraz Chełmońskiego czy Malczewskiego. Wszystko się dezaktualizuje, wraz z naszą wsią, której jest coraz mniej. A przecie "Halka" poszerza naszą wrażliwość, Moniuszko operuje bowiem bardzo szlachetnym kruszcem i zwrotami, w których jest pełno muzyki, a nie tylko formułki i "akompaniament pod melodię". "Harnasie", Moniuszko, resztki naszej architektury, krajobraz zobaczony przez kilku malarzy i opisany przez kilkudziesięciu poetów i pisarzy, to wszystko urąga pojęciom, którymi operuje garstka osób zajmujących się sztuką jakby z urzędu, zawodowo. Modne, niemodne, aktualne, przed czy po Schonbergu itd. Wrażliwość, zarówno kolektywna jak indywidualna, jest poty żywa, póki o takich rzeczach nie myśli. Kształtuje ją wszystko co jest tutaj i co tutaj przyszło z czterech stron świata. Deseń, jednocześnie i skomplikowany i prosty.

Terminy muzyki ludowej i muzyki narodowej są też niemodne, bo muzyka ludowa schroniła się już w repertuarze stworzonym dla "Mazowsza" przez genialnego Tadeusza Sygietyńskiego, a muzyka polska rodzi się znienacka, w miejscach, których sami jej twórcy jakby przewidzieć nie mogli. Wszędzie tam, gdzie jest dobra.

A w każdym miejscu rodzi się coś innego, o tym też dawno wiemy. Nawet wtedy, gdy usiłujemy, żeby wszędzie było tak samo. Bardzo się o to staramy, budujemy podobne domy, fabryki też - wszędzie są one do siebie podobne! Ale zaglądnijmy do środka, a taka różnorodność zobaczymy, że tego i na wołowej skórze nie potrafimy spisać! Tak sobie myślałem, wychodząc z "Halki" - której, rzeczywiście - nie wystawiono dotąd w Operze paryskiej. Co kraj to obyczaj!

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji