Artykuły

Na przekór pesymistom

Nowa inscenizacja "Halki" Stanisława Moniuszki w Teatrze Wielkim w Warszawie jest wydarzeniem jedynym w swoim rodzaju. Wydarzeniem przekonującym, że czołowa polska scena operowa nieomal z dnia na dzień przemienia się w teatr, który może konkurować z najwspanialszymi scenami Europy. Cieszy to ogromnie, zwłaszcza wobec dwóch zbiegających się dat: 150 rocznicy położenia kamienia węgielnego pod budynek Teatru Wielkiego w Warszawie (1825) i 10 rocznicy otwarcia Teatru Wielkiego w odbudowanym z wojennych zniszczeń gmachu (1965).

Inscenizacja "Halki" anno 75 stanowi przykład prawie idealnego współgrania wszystkich elementów składających się na teatr muzyczny. Jedynym mankamentem wydaje się scenografia, utrzymana w ciemnych, fatalistycznych barwach, wykorzystująca zaledwie jedną trzecią wysokości sceny. Niedostatek ten wyrównuje jednak znakomita wprost reżyseria i choreografia oraz perfekcja wykonawstwa muzycznego.

Rzecz znamienna: warszawskie przedstawienie "Halki'" nie poszło w kierunku eksperymentu - reprezentowanego ongiś przez sceny operowe Wrocławia, Łodzi i Poznania - lecz w stronę wiernego odczytania partytury i libretta opery. Ta droga okazała się niezawodna; "Halka" okazuje się dziełem na wskroś romantycznym, dziełem wstrząsającym i przykuwającym uwagę od pierwszego dźwięku uwertury, aż po ostatni akord finału.

Już samo wykonanie uwertury - przyjmowane huraganami braw - stanowi popisowy koncert teatralnej orkiestry. Antoni Wicherek - w którego rękach spoczywa kierownictwo muzyczne spektaklu - jest kapelmistrzem wrażliwym, umiejącym wydobyć z partytury "Halki" całe bogactwo brzmień. Osiąga to nie przez wprowadzenie zmian w partyturze, lecz przez wnikliwe i twórcze jej odczytanie. Stosowane zróżnicowania dynamiczne odkrywają nowe motywy i współbrzmienia, nie zawsze dostrzegane przez dyrygujących tą operą. Z podobnie twórczą koncepcją wyszedł choreograf. Witold Gruca. Polonez i tańce góralskie, kojarzące się najczęściej z kolorytem i obyczajowością Polski, nie są tu czymś wydzielonym - wypływają w sposób naturalny z dramaturgii dzieła. Zespół baletowy nie wchodzi na scenę i nie schodzi z niej w tradycyjnym pojęciu tych czynności, pojawia się nieomal niepostrzeżenie. Wyłania się z olbrzymiego ansamblu chóru - notabene doskonale przygotowanego przez Henryka Wojnarowskiego.

Na wyróżnienie zasługuje kompozycja choreograficzna tańców góralskich, w których Gruca nawiązuje min. do folkloru beskidzkiego. I słusznie! Bowiem muzyka zawiera wyłącznie elementów folkloru Podkarpacia. Natomiast wykorzystane tu różnokolorowe chusty (chusta jest czołowym rekwizytem bohaterki opery) stanowią znakomity efekt dramaturgiczny.

Słowa największego uznania należą się inscenizatorowi i reżyserowi - Marii Fołtyn, która - śmiem twierdzić - wybija się aktualnie na czoło polskich reżyserów operowych. Doprawdy nie widziałem tak konsekwentnie przeprowadzonej reżyserii, tak przemyślanej i dopracowanej w każdym szczególe. To, co przed laty udało się Bardiniemu w pierwszym akcie "Otella" Verdiego, Marii Fołtyn udało się teraz w całej "Halce": każdy szczegół podporządkowany jest dramaturgii. Nie ma tu ani jednego momentu przypadkowego, niepotrzebnego.

Nic też dziwnego, że nową inscenizację "Halki" ogląda się z zapartym tchem, a zdobycie biletu jest nie lada problemem.

I jak uwierzyć pesymistom głoszącym upadek opery? Najlepiej przekonać się samemu j pójść do Teatru Wielkiego w Warszawie na nową inscenizację "Halki" Stanisława Moniuszki.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji