Artykuły

Tragedia w cieniu komedii

W salach aukcyjnych, snobistycznych salonach inteligencji i sfer artystycznych, w living roomie pięknej Celimeny (Joanna Trzepiecińska) rozgrywa się "Mizantrop" Moliera w wolnym przekładzie prozą Jana Kotta, wyreżyserowany przez Ewę Bułhak. Spektakl, który bez cienia wątpliwości należy uznać za sukces, żywi się obrazem życia współczesnych nam grafomanów i słodkich idiotek. Pośród nich cierpi uczciwy, ale chorobliwie zazdrosny, zaborczy wobec Celimeny i obsesyjnie szczery wobec tłumu towarzyszących jej głupców, Alcest (Wojciech Malajkat).

Molier, jak przypomina autor przekładu Jan Kott, podobnie jak Szekspir, bywał w ostatnich latach zwierciadłem polskiej rzeczywistości. Przed 1956 r. "żółciowy kochanek" Alcest irytował mieszczańską zazdrością i doprowadzoną do absurdu wiernością wobec moralnych zasad. W spektaklu wyreżyserowanym przez Zygmunta Hubnera w 1966 r. zyskiwał sławę opozycjonisty, bo krytykował zakłamane i pełne frazesu dworskie życie. Alcest Ewy Bułhak może być odbierany jako niezłomny wyznawca zasad "Solidarności". Nie odstępuje od nich nawet wtedy, gdy brodaci i ubrani w swetry eks-opozycjoniści wskoczyli w modne ciuszki, zakosztowali władzy oraz pieniędzy i - jak mówi Filint (Andrzej Blumenfeld) - zaproszeni na przyjęcie przez ministra finansów, mogą nawet chwalić system podatkowy.

Gorzkie uwagi o niezmiennej naturze człowieka, który od prawdy woli zaszczyty, przyjemności i przychylność władzy, Ewa Bułhak przedstawiła w scenach, o których wyrazie przesądził dyskretny komizm i teatralna gra z molierowskim pierwowzorem. Bułhak nie stroni od absurdalnego humoru. I tak, licytujący w galerii obrazów prześcigają się w wymyślaniu karkołomnych gramatycznych dowcipów językowych. Lokaje w wolnej chwili fotografują się z obrazami, robiąc miny godne "idiotenkamery". Bełkotliwy wiersz "Nadzieja" recytowany jest przez grafomana Oronta (Włodzimierz Press) przy dźwiękach kakofonicznej muzyki, a później śpiewany przez salonowe towarzystwo z tak idiotycznym zachwytem, że trudno nie bić brawa aktorom portretującym ludzką głupotę.

Dowcipna jest również scenografia Krystyny Kamler, która na scenie Studia stworzyła wielofunkcyjną przestrzeń. Przesunięcia zastawek i czarnych ekranów czynią z sali aukcyjnej salon Celimeny. Krystyna Kamler wykorzystuje w jednym planie zarówno meble z epoki Moliera, jak i współczesne improwizacje na ich temat. Obok wytwornych szezlongów, w cieniu aksamitnych kotar, stoją plastikowe krzesełka i pogięte konstruktywistyczne meble. Nowocześnie skrojone kostiumy zdobi historyczny szczegół - żabot, koronki u rękawa czy szarfa.

Obyczajowa sfera dramatu, choć przyjmowana przez widzów salwami śmiechu, nie współgra, niestety, z tragedią charakterów Alcesta i Celimeny, którzy nie mogą zrezygnować z własnych przekonań na rzecz wzajemnej tolerancji. Proporcje między nimi zostały w spektaklu naruszone. Można śmiać się z Alcesta, ale trudno nie przyznać racji granemu żarliwie przez Wojciecha Malajkata wrogowi towarzyskich układów. A czy, z drugiej strony, trudno zrozumieć Celimenę, która z wdziękiem i prośbą o zrozumienie mówi Alcestowi, że kocha go, lecz nie może być jego "poza światem uciech"?

Szkoda, że tylko w finale prawda o niemożliwości porozumienia kochanków jest ważniejsza od gry reżysera z konwencją sztuki Moliera, choć trzeba przyznać, że bez niej spektakl nie miałby tyle uroku.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji