Artykuły

"Zgorszenie publiczne"

- Gościnny występ Jadwigi Zaklickiej. Farsa w 3 aktach Franciszka Arnolda.

Niezmiernie mi miło, że obejmując czynność sprawozdawcy teatralnego z ramienia redakcji "Dnia Pomorza" - zdołałem już na wstępie nawiązać kontakt z ludźmi po tamtej stronie rampy.

Nie chwalę się, nie moja w tym zasługa. Przypisałbym ją zespołowi aktorskiemu, który i mnie i całą widownię "Zgorszeniem publicznym" wziął w niepodzielne władanie na wczorajszym przedstawieniu.

Najpierw co do owego "Zgorszenia publicznego". Intrygujący tytuł tej farsy nie jest takim znów zgorszeniem. Jest to niewinny trick reżyserski, jeden z tych, którymi się posługują kina. A teatrowi nie wolno?

Farsa w trzech aktach Franciszka Arnolda, która w Toruniu nosi tak pikantne miano, całkiem zwykle obiegła sceny polskie jako "Dzikuska".

Nazwa - rzecz obojętna.

Chodzi o samą sztukę.

Przezabawna! Arcyzabawna! To szampan humoru i dowcipu najprzedniejszego gatunku. Całość niby głupstwo, a poszczególne sceny, dialogi, kwestie, sytuacje arcydziełka kunsztu sztuki scenicznej. Cóż zresztą chcieć od farsy? Niech bawi nas. Więc nie sprzeczajmy się o konflikty, o problemy, o psychologię, o logikę, o różne szalone nieprawdopodobieństwa.

Farsa dobrze skrojona, mocno zmontowana, ogniście grana, w tempie sportowym, góra śmiechu i kawałów, sałatka powiedzonek i więcej nic od farsy nie żądam.

Mam powiedzieć treść? Jestem na to za leniwy. (Przepraszam za szczerość). Zresztą o tym skandalu w rodzinie profesora mówi całe miasto. Toruń taki bajczarski, a tak mało teatralny. Wczoraj naprzykład spodziewałem się, że cała ulica Bydgoska i city toruńskie, ulica Szeroka - przyjdą się nieco "pogorszyć". Dlaczego to robimy nieraz ordynarnie i drogo w kabarecie, gdy można tanio i kulturalnie w teatrze? Też logika!

Róbmy to jeśli nie z nudów, to chociaż przez snobizm. Człowiek, który chodzi do teatru, wierzcie mi Państwo, choćby analfabeta - kulturalnym jest dżentelmenem.

A pójść na tę omawianą wyżej farsę warto. Nie napędzam. Życzliwie radzę.

Zobaczyć Zaklicką Jadwigę w roli dzikuski - toż to satysfakcja. Jej Dorina Blaker na scenie to płomień i temperament. Panie niewątpliwie zachwycają się krojem jej sukien, a panowie krojem jej toczonych...

Nic nie szkodzi. Czyż to zgorszenie na scenie, gdy na ulicy moda bywa niedyskretniejsza?

Cóż o Zaklickiej więcej pisać, gdy się jej grze należy choćby pół kolumny tłustym drukiem?

Pani Bracka jako Holkowa dowiodła, że dla aktora z prawdziwego zdarzenia nie ma w teatrze epizodu.

Rózia w osobie H.Dorée miała w sobie i spryt i wyrafinowanie i elegancję. Taka jedna kwestia jak; ,,ach ty Nigeria, psiakrew" - toć to majstersztyk aktorski. Takich momentów p. Dorée miała więcej.

P. Małkowska w roli opanowana i utrzymana do końca, Ilcewicz jak zwykle zabawny, Wł. Surzyński w drugim i trzecim akcie świetny, Cybulski - jako profesor - pyszny. I p. Łukowska i p. Cybulska, jak to się mówi, dobrze się wywiązali itd., może tylko p. Mierzejewski nie czuł się w roli hrabiego, przyzwyczajony od tylu lat do roli ordynata Michorowskiego. Ale to wina raczej roli. Ale, ale nie zapomnę i o kundlu, który ambitnie imitował tygrysa. Reżyseria p. Małkowskiej bez zarzutu. Zespół zgrany, każdy wiedział co robi. Ja tylko nie wiem, jak zakończyć, chyba ukłonem pod adresem aktorów, którzy przez dwie godziny kazali nam zapomnieć o kryzysie.

A za ogólniki w recenzji przepraszam, obiecując poprawę przy bliższym teatralnym współżyciu, aż do następnej premiery.

[data artykułu nieznana]

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji