Artykuły

Wariacje biblijne

"Czytam Biblię w ciągu ostatnich dziesięciu, dwunastu lat bardzo często - zwierza się George Tabori - to bardzo dobra literatura i bardzo komiczna". W Polsce, gdzie świętość i humor rzadko chodzą w parze, to twierdzenie wydać się może nieco obrazoburcze. Znajdą się zapewne i tacy, którzy za obrazoburczy uznają cały dramat Taboriego pt "Wariacje Goldbergowskie", wystawiony w Teatrze Powszechnym w dwa i pól roku po wiedeńskiej prapremierze.

Żart teatralny

Akcja sztuki toczy się w teatrze, podczas przygotowań do przedstawienia - zaczyna się z chwilą pierwszej próby, a kończy, gdy kurtyna idzie w górę w dniu premiery. Reżyser Mr. Jay (Mariusz Benoit) i jego asystent Goldberg (Władysław Kowalski) realizują spektakl, osnuty na wątkach Starego i Nowego Testamentu, od stworzenia świata począwszy na ukrzyżowaniu Chrystusa skończywszy.

Stopniowo sytuacja w tym wyobrażonym teatrze okazuje się swoistą figurą biblijnego mitu. Teatr to przecież wszechświat w miniaturze - sugeruje Tabori. - Reżyser, gdy kreuje spektakl, staje się demiurgiem, jak Bóg, który z chaosu stworzył kosmos. To podstawienie sprzyja rozmaitym gorzkim i ironicznym refleksjom na temat natury świata i natury teatru zarazem.

Sprzyja też oczywiście żartom i gagom, jakie pozwala mnożyć zasada "teatru w teatrze" obnażająca mechanizm powstawania spektaklu, ukazująca rozziew między twórczą intencją a jej praktyczną realizacja. "I uczynił Bóg światło większe, aby rządziło dzień" powiada Goldberg, tymczasem nieuważny elektryk zapala na scenie światło gwiazd. "A światło mniejsze, aby rządziło noc i gwiazdy" kontynuuje asystent i wówczas nad jego głową rozbłyskuje tarcza słoneczna.

Sztuka Taboriego bywa scenicznie efektowna, a Rudolf Zioło potrafi tę efektowność umiejętnie wykorzystać. Gdy na nagiej, odartej z dekoracji scenie pojawiają się pierwsze rekwizyty rajskiego ogrodu - ze sznurowni zjeżdżają barwne kukiełki ptaków, z zapadni wznosi się ku górze komiczny kwiat na długiej, rachitycznej łodydze - trudno oprzeć się rozbawieniu.

Żart biblijny

Przedmiotem żartu jest jednak nie tylko rzeczywistość teatralna, również ta biblijna. Goldberg śmiesznie skulony na szczycie wielkiej, metalowej drabiny wyobraża Mojżesza na górze Synaj. Odbiera tam kamienne tablice - "boski przekaz; jak być dobrym, zamiast szczęśliwym" komentuje złośliwie.

Zespół Closterkeller szalejący w ogłuszającym rytmie wokół drabiny - to Mojżeszowy lud odprawiający bałwochwalcze tańce wokół Złotego Cielca. Ale zarazem symbol agresji współczesnej, młodzieżowej kultury - gdy zaszczuty Goldberg-Mojżesz kurczy się w skrzydłach obalonej na ziemię drabiny, trudno uciec od myśli o współczesnych ekscesach antysemickich. Mit splata się z teraźniejszością, wciela się w nią, nabiera aktualnych odniesień.

Taki wydaje się cel tych biblijnych wariacji, których dowcip bywa zresztą dość niewybredny - jak w scenie ilustrującej dzieje Abrahama, Sary i Izaaka, w której Sarę odgrywa Aktor Masch (Tomasz Sapryk) przyodziany w damską, różową halkę i czerwono-złote ranne pantofle.

Żart, raz niezły, raz kiepski, stopniowo wypiera groza - ukrzyżowanie przedstawione zostaje już ze znaczną dozą okrucieństwa. Komentarzem jest długi monolog Reżysera utrzymany w tonacji całkowicie serio. Jest to swego rodzaju trawestacja Ewangelii, umieszczająca historię Jezusa w realiach z gruntu współczesnych.

Wszystkie te poczynania poruszają oczywiście wyobraźnię, burząc kanoniczny kształt biblijnej opowieści, zmuszają do namysłu nad właściwą treścią naszych religijnych wyobrażeń, nad sposobem, w jaki współczesna europejska kultura pojmuje (i realizuje) swój konstytutywny mit. Tyle że...

No właśnie, po wyjściu z teatru trudno opędzić się od pewnych wątpliwości. I wcale nie dlatego, iżby ten spektakl "obrażał uczucia religijne", co być może zarzucą mu obrońcy katolickiej ortodoksji. Przede wszystkim dlatego, że refleksja, którą przedstawienie uruchamia, niezbyt daleko prowadzi. Wydaje się tyleż bogata w treści, co uboga w sensy.

W przedstawieniu roi się od błyskotliwych sformułowań, ale zbyt często są to myśli nie tyle złote, co tombakowe. Satyryczne ujęcie starotestamentowych wątków daje efekt humorystyczny i niewiele ponadto. Finałowa parafraza Nowego Testamentu bardziej przypomina intelektualną żonglerkę niż rozrachunek ze współczesnym światem czy z treścią ewangelicznego mitu. Co w jakiś sposób dotyczy całej sztuki Taboriego, która raczej budzi głód refleksji niż go zaspokaja.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji