Artykuły

Bezsilny gniew Irydiona

"Już się ma pod koniec starożytnemu światu..." Chrześcijanie, którzy na jakiś czas użyczą świeżej krwi Romie, wciąż jeszcze kryją się wprawdzie w katakumbach, ale chwieje się tron cezarów, zaś Heliogobal - histeryk, tchórz i degenerat" - spogląda z jego wysokości wprost w otchłań śmierci.

W Rzymie dojrzewają dwa spiski. Aleksander Sewer, legalny pretendent do tronu, czeka aż chwiejne legiony odrzucą dzisiejszego władcę - wówczas na ich czele opanuje Rzym i będzie rządził, jak sądzi, rozważniej i sprawiedliwiej.

Irydion chce czegoś więcej. W imieniu rodzinnej Grecji, której zresztą nie zna, w imieniu wszystkich uciśnionych narodów pragnie zdruzgotać Rzym - gniazdo tyranii, inspirowany przez Masynissę - proroka zagłady całych cywilizacji, wizjonera sięgającego wzrokiem daleko w przeszłość i przyszłość - waży się na rzeczy ostateczne. Jak rajfur oddaje cezarowi własną siostrę, jak kusiciel podsuwa mu mysi zburzenia Rzymu i przeniesienia stolicy gdzieś na wschód, jak spiskowiec zbroi gladiatorów, jak taktyk zabiega o współudział nowej siły - chrześcijan.

I właśnie taktyk przegrywa. Irydion nie docenił biskupa Wiktora, nie docenił filozofii pokory i miłosierdzia, oparł swój plan zniszczenia Rzymu na rozniecających pożogę grupach gladiatorów i na masach chrześcijan, którzy zbrojni wyjdą z katakumb.

Nie wyszli jednak. Zbyt wcześnie upadł Heliogobal, zbyt wcześnie rozpędzony został senat - wkraczający do Rzymu pretorianie Aleksandra napotkali jedynie opór grup gladiatorów. Przewrót społeczny zmienił się w przewrót pałacowy, w zbrojną potyczkę - na tym gruncie Aleksander był silniejszy.

"Irydion" - młodzieńczy dramat ZYGMUNTA KRASIŃSKIEGO - jest tragedią zemsty, która nie dosięga krzywdzicieli, a zarazem tragedią klęski, niosącej w sobie zalążek przyszłego odrodzenia. Strojąc swojego bohatera w antyczny kostium, przywołując pamięć zmierzchającej świetności Rzymu - nie tylko rozliczał się poeta z powstaniem listopadowym, w którym, jak wiemy, udziału nie wziął, ale szukał trwałego porządku świata, ładu w historii.

Upadek jednej cywilizacji i nadejście innej, jeszcze nie do końca znanej, a przeczuwanej jedynie - zdawał się Krasińskiemu prawidłowością dziejów. Tak jak upadł Rzym, tyran narodów, tak musi kiedyś upaść i Petersburg, a choć pokonani nie zawsze zdolni są do udźwignięcia miecza mściciela, to na gruzach starego ładu musi nieodwracalnie zakwitnąć nowe życie.

I jakkolwiek silne były w tym arystokracie lęki przed rewolucją społeczną, jakkolwiek nieobca mu była mesjanistyczna myśl o szczególnej roli umęczonej Polski w przyszłych dziejach świata - dziś również moglibyśmy uznać ogólne racje jego historiozofii, choć z pewnością inne wartości podstawialibyśmy pod niewiadome przedłożonego równania.

Bynajmniej niełatwo jest jednak wprowadzić "Irydiona" na scenę i inscenizacja na deskach Teatru im. Jaracza jest dopiero czternastą w jego dziejach, a trzecią w powojennym dwudziestopięcioleciu... Wśród wielu trudności nie ostatnią jest zapewne i ta, że "Irydion" niemal dwukrotnie przekracza objętością "Nie-Boską komedię", każde opracowanie sceniczne zasadzać się musi przede wszystkim na określaniu tekstu, a wybór tych czy innych skreśleń - objawi nam zawsze nieomal nową sztukę.

Byliśmy więc ogromnie ciekawi tego przedstawienia, zapewne i dlatego, że JERZY GRZEGORZEWSKI - reżyser, scenograf i autor opracowania tekstu w jednej osobie - należy do twórców, którzy czasami budzą opory, gniewają niemal, ale nigdy nie nudzą, nie popadają w mdłą poprawność. Już sam zamysł zagrania "Irydiona" bez cienia tak zwanej wystawy, na pustawej, białawej płótnem obitej scenie, której jedyną stałą zabudowę stanowi coś jakby brama uformowana z dwóch wielkich kręgów obwieszonych jakimiś blaszankami - sam ów zamysł, powtarzam, znamionował nie lada odwagę.

Reżyser pozostawił aktorów - jedynie przyodzianych w antyczne kostiumy - sam na sam z widownią i tekstem - w większości scen skupił na nich wszystkie światła, ale i im kazał dźwigać ciężar widowiska.

Dźwigali go z różnym powodzeniem, BOGUMIŁ ANTCZAK - urodziwy i postawny, zapalający się gdzieś głęboko od wewnątrz tłumionym ogniem - ma wszelkie dane ku roli Irydiona, tam jednak gdzie przyspieszał, gdzie wyrzucał z siebie gniewne tyrady, często, zbyt często zacierał niestety tekst. Podobnie niedostatki głosowe nie pozwoliły ALICJI ZOMER na pełny sukces w dramatycznej roli Elsinoe.

Bardzo dobry był natomiast MACIEJ MAŁEK w roli prostolinijnego Aleksandra, mimo okrojeń tekstu został w pamięci FELIKS ŻUKOWSKI (biskup Wiktor), podobnie MARIA KOZIERSKA (Mamea) czy KAZIMIERZ IWIŃSKI (błazeński i cyniczny Eutychian).

RYSZARD ŻUROMSKI - absolwent łódzkiej PWSTiF sprzed bodaj roku - w ogromnie trudnej, histerycznej i bliskiej groteski roli Heliogobala pokazał i talent i świadomość aktorską, a pewne niedostatki techniczne złóżmy na karb młodości.

Z długiej listy wykonawców - w spektaklu bierze udział niemal cały męski zespół teatru - wybijmy wreszcie nazwiska IRENEUSZA KASKIEWICZA (doskonały, pełen siły i zapiekłego gniewu Scypion), JÓZEFA ZBIROGA (Masynissa, który zaciążył nad przedstawieniem, którego każde wejście jak gdyby popychało naprzód koło historii), oraz wspaniale operującej głosem, głęboko dramatycznej EWY MIROWSKIEJ (Kornelia).

O JERZYM GRZEGORZEWSKIM chciałbym mówić wiele, choć wiem, że wszystkiego powiedzieć nie zdołam. Odrzucił niebo i piekło, sprowadził spektakl na ziemię, dramat Irydiona rozegrał na raz w starożytnym Rzymie, jak w Polsce, jak w historii. Obracające się przed epilogiem koła i przeraźliwy brzęk blaszanek - były jednym z niewielu gwałtowniejszych efektów tej powściągliwej i surowej inscenizacji.

Zarazem był w niej pomysły doskonałe - choćby ten marsz gladiatora, zwiastuna raz zwycięstwa, raz klęski, choćby pół nagi, dygocący z zimna i lęku Heliogobal we wnoszonej na scenie wannie, czy Eustychian w czymś podobnym do taczki, przysypany do pada korkami, którymi będzie się bawił bezmyślnie...

W połączeniu ze znakomitą, dramatyczną muzyką STANISŁAWA RADWANA, dał nam Jerzy Grzegorzewski spektakl więcej niż interesujący, oszczędny, świadomy, konsekwentny.

Irydion przegrał, spalił się w bezsilnym gniewie, cóż jednak waży klęska "Irydiona", gdy nadal obracają się koła historii?!

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji