Artykuły

"Mein Kampf" na scenie

Do przytułku dla bezdomnych w Wiedniu przybywa nowy lokator. Nazywa się Adolf Hitler. Ubrany w długi płaszcz, z lekko zawiniętym, jeszcze nie harakterystycznym wąsem.

Tak zaczyna się sztuka "Mein Kampf" G. Taboriego, prezentowana obecnie na małej scenie Teatru Powszechnego w Radomiu. Fabuła utworu, oparta na biografii Hitlera, posłużyła twórcom spektaklu do szerokiej refleksji nad okolicznościami, w których może dojść do ukształtowania patologicznej osobowości zbrodniarza. W tym kontekście casus Hitlera rozumieć należy jako pewien symbol, bowiem na tej przecież postaci totalitaryzm nie zaczyna się i nie kończy.

"Mein Kampf" - jak podkreślił przed premierą reżyser, Zygmunt Wojdan - nie jest sztuką łatwą. Prawdy i półprawdy historyczne z "wiedeńskiego" życiorysu twórcy III Rzeszy, splatają się już od pierwszych scen z głębokimi przemyśleniami religijnymi, których źródłem są: Biblia oraz Talmud. Na czoło wysuwa się motyw miłości do bliźniego.

Zrozumienie przesłania utworu, jak również intencji autora, wydaje się mniej skomplikowanym zadaniem dla widza dzięki grze aktorów, którzy musieli wykazać się doświadczeniem i umiejętnościami oraz włożyć w powierzone role wyjątkowo dużo serca. Szczególnie dotyczy to Andrzeja Bieniasza, wcielającego się w postać Hitlera, a także Włodzimierza Mancewicza i Andrzeja Iwińskiego, odtwarzających role Żydów - współlokatorów w przytułku. W przypadku Katarzyny Słomskiej, która gra Gretchen, potrzebna była jeszcze odwaga...

Odbiór spektaklu i jego ocena należą zawsze do widzów. Można jednak zaryzykować stwierdzenie, że "Mein Kampf" przypadnie do gustu publiczności. Chociażby ze względu na wciąż aktualną problematykę, którą utwór podejmuje.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji