Artykuły

Jak opowiedzieć historie, historie tych ludzi

"Utopia będzie zaraz" w reż. Michała Zadary w Starym Teatrze w Krakowie. Pisze Anna Baster w Teatrze.

W rozdziale zatytułowanym: "Kalendarium Subiektywne", poświęconym wydarzeniom z lat 80. XX wieku, zamieszczonym w programie spektaklu "Utopia będzie zaraz" Michała Zadary szukam ważnej dla mnie daty - roku 1987 (rok moich urodzin). Z kalendarium dowiaduję się o przełomowych dla tego roku wydarzeniach: "Pierwszy publiczny happening Pomarańczowej Alternatywy we Wrocławiu, emisja pilota serialu "Moda na Sukces", Krzysztof Zarzecki dostaje w prezencie, przywieziony z Węgier plakat Michaela Jacksona". O wydarzeniach politycznych w kalendarium prawie się nie wspomina. Uwaga skupiona jest na indywidualnych przeżyciach oraz przełomowych wydarzeniach dla społeczeństwa i kultury. Taki jest też spektakl. Zadara, wykorzystując teksty Pawła Demirskiego oraz piosenki z lat 80., mówi o czasach PRL-u. Opowiada o nich z perspektywy życia młodych ludzi, którzy w tych czasach dorastali. Jest to dzisiejsze pokolenie 30-latków, dla których koniec komunizmu był końcem dzieciństwa. Nie bez przyczyny podałam także rok swoich urodzin, aby pokazać, że w czasach, o których opowiada swoim spektaklem Zadara, byłam jeszcze dzieckiem i znam je tylko z opowieści. Może wpływa to na perspektywę obioru inną, niż u widzów te czasy pamiętających i z sentymentem do nich wracających. Także reżyser, jak sam przyznaje, nie mówi o tych czasach w oparciu o własne doświadczenia, gdyż dorastał w Niemczech. O tym jak żyło się w PRL-u dowiedział się z relacji innych. Ale oglądając ten spektakl wydaje się, że okres PRL-u z całym jego kontekstem historycznym i przemianami, mają tu znaczenie drugorzędne. Problemy pierwszej randki, chęci posiadania gitary czy pierwsze imprezy w domu podczas nieobecności rodziców, to "klasyczne" problemy, z którymi boryka się wielu nastolatków. Każdy z okresu dojrzewania ma podobne wspomnienia. Dlatego nie tylko ci, którzy pamiętają wyjazdy do Jarocina, czy kieszonkowe zbierane na jedną parę dżinsów, odnajdą coś dla siebie w tych opowieściach. Być może zamiarem reżysera było pokazanie specyfiki dorastania w latach 80., co sugeruje widzowi scenografia i muzyka z tamtych lat oraz przewijające się w niektórych wypowiedziach hasła wolności. Jednak, moim zdaniem, spektakl zaprezentował w pewien sposób uniwersalny obraz dorastania nastolatków, łącznie z ich marzeniami, przeżyciami i niepowodzeniami.

Fikcyjnych postaci w tym spektaklu nie ma. Aktorzy, pokolenie 30-latków, grają pod własnymi nazwiskami, jakby reprezentowali siebie, tylko młodszych o 15 lat. W kalendarium umieszczono także informacje o ważnych dla nich momentach z ich młodości: "Koniec marzeń Krzysztofa Zawadzkiego o samochodówce. Rodzice zmuszają go do pójścia do liceum" albo "Anna Radwan kupuje w sklepie pierwszą kredkę do oczu (Yardley) i puder (Max Factor)." Ale mam wrażenie, że wspomnienia o tych czasach ukazane przez Zadarę są zbyt uniwersalne i nie oddają tych prawdziwych wspomnień związanych z tym okresem. Wielu bowiem, nawet tych, którzy tamtych czasów nie przeżyli, kojarzy PRL z Jarocinem, dżinsami kupowanymi w Peweksie, czy punkowymi zespołami. W spektaklu Piotra Ratajczaka "Tak wiele przeszliśmy, tak wiele przed nami" teatru z Bielska-Białej, który powstał w podobnym czasie i próbuje pokazać również tamte lata, dramaturg Artur Pałyga oddał podczas prób głos aktorom i z ich indywidualnych wspomnień uplótł historię o ich dorastaniu. Tu mam wrażenie, reżyser i także autor tekstów Paweł Demirski, posługują się sztampowym obrazem tamtych czasów. Wszystko pokazane jest w szarych barwach. Akcja toczy się w zakładzie fryzjerskim, w pokoju nastolatki i w domu kultury, w którym odbywają się męczące próby piosenki "Dmuchawce, latawce, wiatr", w otoczeniu boazerii, starych fryzjerskich foteli, okrągłego szkolnego grzejnika (który wciąż chyba pamiętają jeszcze niektóre szkoły). Bohaterowie, tak jak otaczający ich świat, są przygnębieni. Mają dość nieustannych prób pod okiem pani z domu kultury (Anna Radwan-Gancarczyk), bo chcieliby grać w prawdziwym zespole punkowym. Chcą pójść na wagary, ale się boją, jeden z kolegów ze smutkiem oznajmia, że wyjeżdża z rodzicami na Zachód. Młodzi gniewni jednak nie pójdą na wagary, wyjazd na randkę się nie udaje, impreza w domu także. Wszystko przesiąknięte jest jakimś zniechęceniem i przygnębieniem. A czy rzeczywiście takie smutne to były czasy? Jacek Borcuch w swoim filmie "Wszystko co kocham", który wszedł niedawno do kin, też porusza kwestię dorastania w latach 80. Skupia się na indywidualnych historiach młodych ludzi, a nie na polityce. Ona tylko pośrednio wpływa na każdego z bohaterów. Ukazuje on nastolatków jako pełnych energii, chęci buntu, szczęśliwych ludzi. Bo przecież taka jest młodość.

Ożywiającym cały spektakl i ciekawym motywem są w przedstawieniu Zadary piosenki. Postaci przeplatają epizody szkolne i domowe śpiewając i grając na gitarze i bębnie piosenki zaaranżowane przez Jacka Budynia Szymkiewicza z zespołu Pogodno. Kontrast dla muzyki i młodości, stanowi milczący Jan Peszek, przechadzający się podczas całego spektaklu po zakładzie fryzjerskim. Mentor, który czuwa nad młodzieżą, czy może już niepotrzebny element tego świata, który nie ma się gdzie podziać? Pod koniec spektaklu wygłasza on długi monolog pochodzący z "Ksiąg Narodu Polskiego" Adama Mickiewicza. Najpierw wszyscy go uważnie słuchają, później powoli zaczyna ich to nużyć, aż w końcu młodzi uczniowie ukradkiem uciekają. Natomiast Jan Peszek z zapałem, kreśli na tablicy wykresy genealogii rodów królewskich, chodzi po stołach krzesłach i opowiada. Publiczność początkowo także go słucha, później wszyscy zaczynają się kręcić w teatralnych fotelach, pojawiają się śmiechy zdziwienia, może zażenowanie, gdyż przemówienie niebezpiecznie się wydłuża i bynajmniej nie pasuje do wcześniejszej konwencji spektaklu. Kontrapunkt, w postaci romantycznego tekstu, miał być może pokazać, to co Maria Janion nazwała końcem paradygmatu romantycznego (tekst ten zamieszczony został także w programie przedstawienia). Wygłaszany z przejęciem monolog nudzi młodych słuchaczy i publiczność. Brak odbiorców, a wreszcie wejście członka ekipy demontującej scenografię i szepnięcie Peszkowi, że to nie ten spektakl, sugeruje, że romantyczne ideały już nie mają prawa istnienia. Patetyczne słowa i wartości do nikogo nie trafiają. To po prostu inny spektakl, inna scena, inni słuchacze. Po Peszku, co symbolicznie zaznacza zmianę paradygmatu, na scenę wychodzi zespół młodych dziewczyn ubranych w białe kombinezony i daje koncert. Tak więc romantyczny mit według Zadary, jak widać, musi odejść i zastępuję go tandetna popkultura.

Na początku spektaklu widzimy wyświetlony na ścianie napis: "Jak opowiedzieć historię, historię tych ludzi?" Michał Zadara opowiedział ją według mnie jednowymiarowo, wzbudzając nostalgię za tamtymi czasami, ale wykorzystując do tego pewne utarte schematy i wspomnienia o tamtym okresie. Ciekawym zabiegiem było pozbycie się piętna politycznego. Muzyczny motyw lat 80., czyli konwencja przeplatania wydarzeń i opowieści piosenkami powstałymi w tamtym czasie, takimi jak "Dobranoc panowie", "Centrala" czy "Ulica / Ulica miasta", to świetny sposób nie tylko na urozmaicenie akcji, ale także pokazanie, że nie tylko paprotka, boazeria czy dżinsy z Peweksów mogą być symbolem tamtych czasów, ale także muzyka, której słuchają całe pokolenia. Oglądając spektakl, poczułam rodzaj melancholii za czasami beztroskiego dorastania, mimo iż Zadara, w swoim zamierzeniu, nie o moim okresie nastoletnim opowiadał.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji