Artykuły

Rossini i Mozart

"Kopciuszek" w choreogr. Giorgio Madia w Operze Krakowskiej. Pisze Anna Woźniakowska w Dzienniku Polskim.

Bajka o Kopciuszku znana jest i lubiana powszechnie, można więc było założyć, iż uczynienie z niej najnowszej pozycji repertuarowej Opery Krakowskiej musi skończyć się sukcesem.

Co ciekawe, historię sieroty gnębionej przez macochę i złe siostry postanowiono opowiedzieć tańcem, co wcale nie oznacza, że sięgnięto po balet Kopciuszek z muzyką Sergiusza Prokofiewa. Giorgio Madia, twórca choreografii i inscenizacji, wraz ze sprawującym kierownictwo muzyczne Damianem Binetti postanowili oprawić piękną baśń pełną radości i wdzięku muzyką swego rodaka Gioacchina Rossiniego, który w swym dorobku ma operę La Cenerentola, czyli właśnie Kopciuszek. Ale zaczerpnięto z opery jedynie fragmenty, uzupełniając je uwerturami do innych dzieł scenicznych oraz utworami fortepianowymi i kameralnymi Łabędzia z Pesaro. Zbudowana w ten sposób zgrabna całość dobrze ilustrowała przebieg akcji widowiska, które rzeczywiście dzięki swej urodzie skazane jest na długotrwałe powodzenie u małej i dużej publiczności. Georgio Madia wraz z Cordelią Matthes - autorką ładnej, utrzymanej w pastelowych barwach scenografii i kostiumów - mieszając różne techniki taneczne stworzył spektakl żywy, dowcipny, czasem wręcz zaskakujący (rewelacyjna scena jazdy karocą na bal!), często na granicy farsy (nie przeszarżowanej), zawsze jednak interesujący nie tylko dla odbiorców, ale i samych wykonawców, którym niełatwe przecież zadania sceniczne sprawiały wyraźną radość. Przynajmniej tak to odbierałam w niedzielny majowy wieczór (premiera odbyła się w piątek 30 kwietnia). Wszyscy tancerze spisali się w niedzielę wybornie, a najbardziej przypadła mi do gustu pełna wdzięku Karolina Cichy-Szromik w tytułowej roli.

Niedzielny spektakl dał mi jednak tyleż radości co zmartwienia. To ostatnie zrodził poziom muzycznej strony widowiska. Wiem że muzyka Rossiniego - tak wdzięczna i prosta w odbiorze - jest piekielnie trudna dla instrumentalistów i wokalistów. Ale nie spodziewałam się tylu uchybień intonacyjnych i technicznych zarówno w orkiestrze (w kwartetach satysfakcję mogła sprawić jedynie pierwsza fraza wiolonczeli), jak i w zespole śpiewaczym (bez wyjątku). Wstyd! Nie chcę słuchać takich "popisów" w Operze Krakowskiej!

Rossini zwykł mawiać, że Mozart był uwielbieniem jego młodości, rozpaczą jego dojrzałości i pociechą starości. W pełni zrozumiałam tę opinię, słuchając w miniony piątek w filharmonicznej sali Mozartowskiej Serenady B-dur "Gran partita" KV 360 w wykonaniu instrumentalistów grupy dętej Filharmonii pod dyrekcją Milana Turkoviča. Cudowna, wdzięczna, prawdziwie mistrzowska muzyka wykonana została z wielką wrażliwością muzyczną, delikatnością i wdziękiem. Dawno nie słyszałam tak udanego kameralnego muzykowania. Szkoda, że w drukowanym programie zabrakło nazwisk trzynastu wykonawców, bo każdemu należały się imienne podziękowania.

Równie stylowo zabrzmiała po przerwie pod batutą Milana Turkoviča Symfonia C-dur nr 90 Józefa Haydna (ładne naturalne rogi zamiast współczesnych waltorni!). Ten piątkowy klasyczny wieczór dowiódł możliwości muzycznych krakowskiej orkiestry. Prosimy tak częściej!

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji