Artykuły

Dojrzewanie obywatela w artyście

"Nangar Khel" w reż. Macieja Masztalskiego w Teatrze Ad Spectatores we Wrocławiu. Pisze Jarosław Klebaniuk w portalu g-punkt.pl

Większość z nas ma negatywny stosunek do wojny. Patriotyczne wychowanie nakłania do jej akceptowania; zdrowy rozsądek podpowiada coś przeciwnego. "Nangar Khel" Macieja Masztalskiego z pewnością nie wejdzie do kanonu wychowania patriotycznego. Jednak i do kanonu Ad Spectatores niełatwo będzie ten spektakl zaliczyć.

Tytułowa nazwa miejscowości w Afganistanie za sprawą przekazów medialnych kojarzy się ze śmiercią w sierpniu 2007 roku sześciu cywilów po ostrzelaniu ich miejsca zamieszkania z moździerzy przez polskie wojsko. Podejrzenie o popełnienie zbrodni wojennej doprowadziło do aresztowania siedmiu żołnierzy. Incydent ten i następujące po nim śledztwo stało się inspiracją do stworzenia sztuki. Stworzenia, nie napisania, gdyż jak twierdzi reżyser w "Prologu" zamieszczonym w Internecie i odczytanym na początku spektaklu, "tekst sztuki powstał na podstawie wywiadów i publikacji prasowych: Gazety Wyborczej, Dziennika, Polityki i Rzeczpospolitej, serwisów informacyjnych: TVN-u, Polsatu i TVP1 oraz programów publicystycznych powyższych stacji, przemowy Baracka Obamy z okazji otrzymania pokojowej Nagrody Nobla i prywatnych listów żołnierzy". Gdyby nie ta deklaracja, niekiedy trudno byłoby oprzeć się wrażeniu, że chwilami dokonana została jakaś artystyczna transformacja wypowiedzi wojskowych czy polityków. Wprawdzie media przyzwyczajają nas do uznawania za realny propagandowego nadrealizmu i przyjmowania absurdu za naturalną część rzeczywistości społecznej, jednak nagromadzenie tego rodzaju wypowiedzi na przestrzeni niespełna dwóch godzin wyzwala czujność.

Czy podobna, by generał Koziej z pełnym przekonaniem publicznie oznajmił, że skoro żołnierze mają większe obowiązki, to i prawa (do zabijania cywilów?) powinni mieć większe niż zwykli ludzie? Albo, że na ławie oskarżonych powinni z dumą obnosić się galowym mundurem z przyszpilonymi doń orderami? Czy rzeczywiście szkolenie snajperów miało na celu oszczędzanie amunicji, skoro jednocześnie w Afganistanie bomby zrzucane były na góry - z nikłym prawdopodobieństwem, że któraś z nich dosięgnie skrytego w grocie Złego? Czy to możliwe, że żołnierze narażeni na wielomiesięczny areszt, pomimo "wystawienia" przez przełożonych, wciąż chcą służyć w armii, obsługiwać nieprzewidywalną broń i "ganiać po górach" talibów, żeby "nie przyszli do nas"? Czy rzeczywiście wojna "na papierki" pozwala im kontynuować wojnę prowadzoną wcześniej podobno z pobudek patriotycznych (o materialnych nie ma w sztuce ani słowa) i zachować godną postawę? Czy prezydent Obama odbierając pokojową nagrodę Nobla nie zadrwił sobie z Komitetu, wychwalając prowadzone przez siebie "sprawiedliwe" wojny? Zadeklarowany na wstępie autentyzm wypowiedzi sprawia, że odbiorca chwilami balansuje na krawędzi groteskowego rozbawienia i graniczącej z przerażeniem konsternacji, że to wszystko działo się naprawdę.

Pomimo wyboru ciekawych, ważnych i niekiedy poruszających wypowiedzi, całość nie ma spójnego charakteru. Przypominanie kolejnych przykładów działań terrorystycznych ma zapewne stanowić kontrapunkt dla zasadniczego wątku sztuki, jakim są konsekwencje incydentu w Nangar Khel, ale przecież sama filmowa relacja z 11 września wystarczyłaby do zarysowania propagandowego tła amerykańskich "wojen z terrorem". Prezentowanie późniejszych aktów terroru: w Madrycie, Londynie, Biesłanie, Faludży i jednym z amerykańskich "ciemnych więzień" zdaje się mieć jednak inne funkcje. Ponieważ relacje te toczą się na tle przeważnie rapującej muzyki "Trzeciego Wymiaru", aktorzy mają okazję do dokonania transgresji - wysycenia medialnych sprawozdań nieoczekiwanymi emocjami i przekazania ich w sposób bardzo odległy od znanego z telewizyjnych programów informacyjnych. Są to te momenty przedstawienia, gdy jego artystyczny wymiar niejako próbuje otrząsnąć się z powagi relacjonowanych wydarzeń . Teatr wyraźnie dominuje tu nad dokumentem, uwalnia się z ograniczeń narzucanych przez medialny dyskurs. Podobne zjawisko ma miejsce, gdy spersonalizowany konflikt izraelsko-palestyński rozgrywany jest na prowizorycznym ringu, a także gdy atrakcyjna żołnierka w szpilkach i minispódniczce dokonuje aktów przemocy na odzianych niezmiennie w nieskazitelną biel mężczyznach.

Sztuka jest niełatwa aktorsko, gdyż sześciu mężczyzn gra na przemian żołnierzy polskich i amerykańskich, polityków, adwokatów, terrorystów, bliskowschodnich negocjatorów i zapewne kogoś jeszcze. Jak zwykle zespół radzi sobie bardzo dobrze: i z nienaturalnymi kwestiami wojskowych dowódców, polityków czy pozujących w wywiadach żołnierzy, i z ruchem scenicznym połączonym z wokalizacją, i wreszcie z orientacją w przestrzeni tak charakterystycznej dla Ad Spectatores sceny otwartej. Także przeistaczanie się w nowe postaci, a następnie powrót do starych - wciąż w tych samych białych strojach, symbolizujących niewinność w Polsce, żałobę na Wschodzie - udaje się dobrze. Na wyróżnienie zasługuje Rafał Kwietniewski, który z cedzącego w drewniany sposób generała po chwili staje się oskarżonym żołnierzem, który w przejmujący sposób deklamuje swój list do żony. Jednak gra pozostałych aktorów także nie pozostawia wiele do życzenia.

Minimalistyczna scenografia uzupełniana jest przez ekran z projektowanymi parokrotnie nawet kilkuminutowymi migawkami z telewizji, a kiedy indziej - hasłami, które nadają kontekst poszczególnym fragmentom akcji. Głośna muzyka służy jako środek podkręcający atmosferę terroru, a mikrofony podawane sobie przez rapujących aktorów nadają akcji dynamikę. Rekwizyty w postaci sztandarów narodowych państw zaangażowanych w konflikty, czarnego kaptura na głowie domniemanego terrorysty, seksistowsko "podrasowanej" żołnierki - cheerleaderki, jajka zgniatanego niczym głowa roztrzaskiwana kulą snajpera - wszystko to zapada w pamięć, przydając spektaklowi sceniczności. To nie poszczególne sceny budzą jednak wątpliwości, ale ideowy wydźwięk i wrażenie, jakie całość wywiera na widzu.

Akcja sztuki nie stanowi spójnej narracji: ani na poziomie fabularnym, bo miejsce zdarzeń miotane jest po świecie, a bohaterowie nie podróżują wraz z nim; ani na poziomie artystycznym, bo chwilami mamy groteskę (wypowiedzi dowódców w studio telewizyjnym), chwilami dramat realistyczny (wywiad z żołnierzami, reakcja piosenkarzy na tortury muzyką), chwilami symboliczny (konflikt bliskowschodni jako ring, przesłuchanie, wybieg z dominującą żołnierką), a chwilami ekspresyjne sięgający po popkulturę (rapujące relacje dziennikarskie, muzyka pop i thrash metal, taniec). O ile te dwa rodzaje niespójności można uznać za licentia poetica twórcy, to niestety mieszane uczucia budzi także wydźwięk ideologiczny sztuki. Z pewnością nie jest ona ani prowojenna, ani propartyzancka. Pośrednio potępiane są i absurdy wojny (relatywizowanie zbrodni, zabijanie cywilów, obwinianie żołnierzy, którzy padli ofiarą zbiegu okoliczności) i bezsensowne akty terroru (samobójcze zamachy godzące w niewinnych ludzi). Jednak przyjęcie konwencji dokumentu kompletowanego ze skrawków porozrzucanych po różnych mediach głównego nurtu czyni przekaz chwilami mało komunikatywnym. Oczywiście wieloznaczność może służyć efektowi artystycznemu bardziej niż nachalna propaganda, ale gdy odbiorca jest pozostawiany bez wyraźnych wskazówek, reaguje niejednorodnie i zaskakująco. Kiczowata piosenka śpiewana pod koniec spektaklu, w kontekście całości wydawała się groteskowa, ale niektórzy widzowie mieli łzy wzruszenia, a nie uśmiech na twarzy. Czy takie były intencje twórcy?

Można odnieść wrażenie, że autor kompilacji sam, na własny użytek poszukiwał odpowiedzi na pytania: co się właściwie stało, kto ma moralną rację, kto ponosi odpowiedzialność, komu dzieje się krzywda? Skoro, jak sam deklaruje, popierał obie amerykańskie wielkie inwazje w XXI wieku jako "walkę z terroryzmem", to najwidoczniej wiedzę o światowej polityce musiał wtedy czerpać z agitacyjnych przekazów serwowanych przez media głównego nurtu. Zainteresowani wiedzieli jeszcze przed wojną w 2003 roku, że Husajn nie tylko nie miał broni masowego rażenia (oficjalny raport komisji ONZ!), ale też jako świecki przywódca był za swoją prozachodniość ostro krytykowany przez fundamentalistów islamskich, spośród których wywodzą się terroryści. To nie poruszający widok cierpiących jednostek (choćby owej palestyńskiej dziewczynki - ofiary amerykańskiej operacji "płynny ołów", o której powiedział Autor w "Prologu" sztuki), ale fałszywe prezentowanie przyczyn agresji zbrojnej na Irak, powinno być pierwszym powodem do sprzeciwienia się wojnie. W "Nangar Khel" nie znajdujemy takiego odniesienia, co pozbawia spektakl ideologicznej ostrości, ukrywa - zapewne wbrew intencjom twórcy - ważną część prawdy. Podobnie pojęcie "terroryzmu państwowego" przedstawiane jest tak, jakby dotyczyło tylko armijnych snajperów strzelających do cywilów. A przecież amerykańskie "interwencje" zbrojne można określić - na co zwraca uwagę między innymi Noam Chomsky - mianem terroryzmu właśnie zgodnie z tą jego definicją, którą podaje rząd USA.

Na zakończenie warto zidentyfikować "Nangar Khel" jako pewien etap rozwoju Ad Spectatores, a może bardziej nawet - dyrektora teatru. Spektakl stanowi wyraźne odejście od jednoznacznie identyfikowalnego czarnego humoru i groteski, charakterystycznych dla "czystego", bezideowego teatru, który do niedawna programowo niejako uprawiał Maciej Masztalski. Odejście to ma miejsce w kierunku sztuki bardziej zaangażowanej społecznie, stawiającej ważne pytania, choć nie zawsze oferującej przekonujące odpowiedzi. Niegdyś programowo aideologiczną czy wręcz antyideologiczną propozycją były "Trzy żelazne zasady mężczyzny seniora" (2006). Z kolei niezwykle udanym przykładem połączenia groteski i humoru najwyższych lotów z trafnym, wartościującym komentarzem do wydarzeń politycznych był spektakl pt. "Goryl uciekł z wybiegu w ZOO i porwał kobietę"(2007). Najnowsza sztuka nie dorównuje żadnej z tamtych ani spójnością, ani przewrotnym humorem, ani wreszcie czystością przesłania. Nie znaczy to, że jest zła. Po prostu nie jest tak znakomita jak tamte. Niewykluczone jednak, że zapowiada nowy obszar poszukiwań - w sferze etycznych dylematów i politycznych ocen. Jeśli tak, to być może wybitny artysta teatru, który już dawno temu dojrzał w liderze grupy Ad Spectatores, teraz pozwoli dojrzeć także troszczącemu się o społeczne dobro obywatelowi.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji