Artykuły

Albumy i portrety

Po poniedziałkowym dzienniku, w którym red. Kmiecik przedstawił działalność neofaszystowskiej partii NPD zdobywającej w NRF już oficjalnie mandaty, zobaczyliśmy we wtorek (22. XI.) program dokumentalno-publicystyczny pt. "Album SS Obersturmbannfuehrera" nadany z Wrocławia. Dotyczył on działalności Hermanna Krumeya, współpracownika Eichmanna przy eksterminacji Żydów węgierskich a który poprzednio w Polsce, podczas okupacji, specjalizował się w organizacji wysiedleń, od Wielkopolski poczynając a na Zamojszczyinie kończąc.

Program ten nabiera szczególnej wymowy wobec rozpętanej w NRF histerycznej propagandy na temat krzywdy Niemców wysiedlonych z zachodnich terenów Polski. Program wrocławski oparty był na dokumentach niemieckich, wypowiedziach wysiedlonych Polaków - świadków, oraz na zdjęciach przedstawiających obóz wysiedlenia. Można by dodać, że komentarz jest tu zbyteczny, że refleksje nasuwają się same. Nie sądzę, aby ten program znalazł się kiedykolwiek w telewizji zachodnioniemieckiej. A bardzo by się on przydał, aby uprzytomnić niektórym Niemcom pewne prawdy historyczne: wysiedlanie Polaków z rdzennych obszarów Polski, rabunek, poniewierkę, rozdzielanie rodzin, wysyłkę do obozów koncentracyjnych, dyskryminację przechodzącą często w zbrodnię. Nie mówiąc już o takich "drobiazgach" jak to, że Krumey przebywa w NRF na wolności, po odbyciu kary... 8 lat więzienia za zbrodnie popełnione na Węgrzech. Za swą działalność w Polsce nie był sądzony.

Co do programu wrocławskiego miałbym jeszcze kilka uwag marginesowych. Nie wiadomo dlaczego audycję tego typu zapowiada się zdawkowo ("nadajemy program dokumentalny") i w dodatku grobowym głosem. Poza tym zdaje się brakowało audycji kilku niezbędnych informacji: czyje to są zdjęcia, przez kogo zrobione, gdzie odnalezione itd. Jednym słowem chodzi o to, aby ta potrzebna, rzetelna i naprawdę interesująca audycja nie miała żadnych najmniejszych nawet luk czy niejasności, aby była niejako gotowym, w pełni udokumentowanym oskarżeniem, które by można przedstawić hipotetycznemu prokuratorowi (nawet zachodnioniemieckiemu). I jeszcze jedna prośba: mniej tej ponurej muzyki, tego samego wciąż Wagnera.

Spośród przedstawień teatralnych prezentowanych w telewizji w ostatnich dwóch tygodniach wyróżniają się co najmniej dwa: "Eryk XIV" Strindberga nadany w poprzedni piątek z Łodzi oraz "Miarka za miarkę" Szekspira nadana w ostatni poniedziałek. Obie te sztuki portretują władców ale w innych apelach.

Przedstawienie łódzkie miało przede wszystkim ten walor, że zobaczyliśmy wreszcie sztukę legendarnego Strindberga, szwedzkiego dramaturga (1849-1912), który znów staje się modny. Teatr telewizji łódzkiej pod tym względem może się wylegitymować pewnymi ambicjami: swego czasu zobaczyliśmy po raz pierwszy w TV sztukę Pirandella, w której główną rolę króla grał z talentem Krzysztof Chamiec. Tak samo było i tym razem: drugim walorem przedstawienia łódzkiego była kreacja Krzysztofa Chamca w roli Eryka XIV.

Ale sam talent aktora nie wystarcza. Staje się nieraz niebezpieczny. Odnosiło się wrażenie, że Chamca gra na wyczucie, że robi co chce, staje się nieraz bebechowaty. Być może, że taka jest natura talentu Chamca, ale można zapytać: gdzie był tu reżyser? Niedowład reżyserii spowodował, że sztuka Strindberga nie dotarła de nas w swej pełnej zawartości intelektualnej.

"Eryk XIV" przypominał nieraz dramaty Szekspira. Nie musieliśmy długo czekać na genialnego poprzednika Strindberga. Poniedziałkowy teatr przyniósł nam Szekspira. "Miarka za miarkę" nie jest wprawdzie dramatem królewskim w typie "Henryka IV", ale należy już do okresu "pesymistycznego", kiedy Szekspir jest bardziej pogodny. Sztuka nazwana jest komedią tylko dlatego, że się szczęśliwie (i bardzo sztucznie) kończy.

Walorem przedstawienia było przede wszystkim: poprawione przez Sitę tłumaczenie Ulbricha, przez co Szekspir brzmiał współcześnie i znakomicie, gra aktorów, reżyseria Bardiniego. Niektórym aktorom brakowało powściągliwości w ekspresji, w ogóle przydałoby się więcej dystansu. Bardini jest znakomitym reżyserem, ale nie bardzo czuje telewizję. Mimo wszystkich zabiegów jego "Miarka za miarkę" była przedstawieniem raczej teatralnym niż telewizyjnym.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji