Artykuły

Tak zwana ludzkość w obłędzie

Autor: Stanisław Ignacy Witkiewicz. Scenariusz i reżyseria: Jerzy Grzegorzewski. Scenografia: Barbara Hanicka. Muzyka: Stanisław Radwan. Występują: Jacek Romanowski (Kalikst), Beata Fudalej (Spika), Jan Nowicki (Tefuan Seraskier-Banga) - na zdjęciu, Jerzy Trela (pułkownik Abłoputo), Jerzy Bińczycki (dyrektor teatru), Dorota Segda (Księżna), Izabela Olszewska (Zosia), Elżbieta Karkoszka (Amelka), Dorota Pomykała (Rosika), Anna Dymna (Matka), Stefan Szamel (Ojciec) i inni.

Telewizyjna wersja spektaklu, którego premiera odbyła się w Starym Teatrze im. H. Modrzejewskiej w Krakowie 17 maja 1992 roku. "Tak zwana ludzkość w obłędzie" to tytuł ostatniej, zaginionej sztuki Stanisława Ignacego Witkiewicza (1885-1939). Właściwie zachował się tylko jej tytuł, obsada i daty: "Komponowanie zaczęte 6-7 V 1938. Pisanie zaczęte 1 VI..." Przedstawienie jest próbą rekonstrukcji sztuki poprzez Witkiewiczowskie postaci, motywy, obsesje, fragmenty powieści oraz manifesty. To obraz świata przed wybuchem II wojny światowej, katastroficzna wizja z ducha Witkacego.

Z kilku dramatów, które stały się tworzywem widowiska Jerzego Grzegorzewskiego, najczęściej pojawiają się wątki z "Onych", "Szewców", "Nienasycenia". Zgodnie ze swej metodą twórczą, reżyser "rozbija tekst literacki na elementy - sceny, zdania, słowa - i składa z nich nową całość, już według reguł teatralnych, nie literackich". W przedstawieniu wysuwają się na pierwszy plan dwa tematy - wieszczona przez Witkacego w całej jego twórczości katastrofa, która zniszczy kulturę i sztukę, oraz zwątpienie w możliwość istnienia jakiegokolwiek indywidualizmu twórczego wobec postępującego "zaniku uczuć metafizycznych" i triumfalnego pochodu Absolutnego Automatyzmu.

W sennym świecie narkotycznych wizji twórcy Czystej Formy zanurzają się postaci z różnych jego sztuk. Ten cieszy się, jego życie pod wpływem kokainy przestało być szare, ów przemierza scenę z toporem, wzywając do wspólnej zabawy w zabijanie. Tamten nawołuje do zniszczenia w zarodku wszelkich oznak perwersji, ci snują metafizyczno-erotyczne dialogi lub przeistaczają się w erotyczne automaty. A ochotniczki rozstrzeliwaczki w każdej chwili są gotowe rozstrzeliwać. Ludzkość boi się samej siebie, wariuje jako zbiorowość - jednostki to wiedzą, ale są bezradne. Jedna z Witkacowskich "kobiet demonicznych" deklaruje gotowość wynagrodzenia artyście strat, które poniósł w rezultacie zniszczenia całej sztuki współczesnej. W imieniu wszystkich artystów daremnych Kalikst odpowiada: "Jestem sam i absolutnie nie wiem, po pierwsze, kim jestem, po drugie - po co jestem. Jest jeszcze jedno pytanie: Jak? Ale kiedy dwa pierwsze są bez odpowiedzi - wszystko jedno jak".

Absurdalne sytuacje, sceny dyszące pustym erotyzmem, wizje nasycone przerażeniem - narzucają skojarzenia z katastrofą, która nastąpi. Krzyżują się wojskowe komendy i meldunki, okrzyki: Na front!, opowieści o zwałach trupów na ulicach. Ludzie zdążają dokądkolwiek. Ci, którym niestraszne są nowe porządki - ani "neue Ordnung", ani "nowyj mir" - poddają się "w imię ludzkości", bez rozlewu krwi. Zastygają w bezruchu ze słowami: Pędzimy na złamanie karku, zobaczymy, co z tego wyniknie.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji