Artykuły

"Zdziczenie obyczajów pośmiertnych"

Przedziwny - trzeba przyznać - tytuł poetyckiego dramatu Bolesława Leśmiana, po raz pierwszy ukazującego się na scenie, w charakterystyczny sposób oddaje istotę poezji tego jednego z najoryginalniejszych polskich poetów. Z cennych informacji zawartych w programie teatralnym dowiedzieć się można, że liczący 83 strony brulion został ocalony w czasie powstania warszawskiego przez żonę i córki poety, wywędrował później do Argentyny, a następnie znalazł się w prywatnym posiadaniu Aleksandra Janty w Nowym Jorku. Wiadomo, że utwór ten istniał już w 1938 roku.

Ostatnio mówi się sporo o teatralnych zainteresowaniach Bolesława Leśmiana, przypomina się też i to, że w latach 1916-1917 pracował w łódźkim Teatrze Polskim, zajmując się stroną literacką jego działalności. W samym gmachu teatralnym, dzisiejszym Teatrze im. Stefana Jaracza, odbyła się 23 października br. prapremiera wspomnianej sztuki

Już te fakty sprawiają, iż byliśmy świadkami ważnego wydarzenia kulturalnego - włączenia w obieg społecznej śwadomości nie znanego utworu znakomitego poety. Poemat sceniczny o którym mowa, zdaje się wywodzić w prostej linii z romantycznej idy o ludowej proweniencji. Ta cmentarna godzina duchów, owo odrodzenie się trojga ludzi złączonych miłością i zbrodnią dla powtórzenia dramatu, nie wiadomo po raz który, ma w sobie wymiar wieloznacznego symbolu. Ale tę, mickiewiczowską niemal, balladowość Leśmian przetwarza w swoisty sposób, czyni z niej przedmiot wyrafinowanej gry. Jak słusznie o jego twórczości napisał tony poeta, Mieczysław Jastrun: "Leśmian usiłował stworzyć w poezji swojej świat rządzący się własnymi prawami. Jest to świat czarodziejskiej łąki, zaludniony przez na wpół istniejące zjawy, świat ciągłych przemian i ponownych wcieleń. Jest to świat pełen szaleństwa, obudzony wiosną zmysłów, świat płomiennych wyznań miłosnych i niespełnionych pragnień, nędzy, śmierci, kalek i potworów".

Jak już wspomniałem, "Zdziczenie obyczajów pośmiertnych" za miejsce akcji ma cmentarne pustkowie. Jest ono pokazane na scenie w sposób znakomity. Scenograf skonstruował przestrzeń jakby wyabstrahowaną, a jednocześnie naturalistycznie wierną jesiennemu pejzażowi. Jest w próchno rozsypujące się drewno, rdzawe i szare, są zeschnięte pędy roślin i traw, jest nieruchoma woda martwego strumienia z pływającymi liśćmi, jakiś nieuchwytny klimat Cmentarnej pomroki.

Reżyserowi zaś udało się wpisać w te przestrzeń postacie sztuki w taki sposób, że ich realność jest jakby nierealna, że granica między nieziemskością duchów powołanych do życia, aby odegrać dramat, a zmysłoą realnością ludzi ogarniętych namiętnościami, jest trudna do uchwycenia. A dzieje się to chyba na tej zasadzie, że Bogdan Hussakowski rozumie siłę oddziaływania poetyckiego słowa. Tam, gdzie ono swą intensywnością, zadziwiającą konkretnością atakuje naszą wyobraźnię, reżyser jakby się cofał, nakazywał aktorom zaledwie markowanie swej obecności, tam zaś, gdzie zdarzenie określa dramatyczną sytuację bohaterów, reżyser robi "teatr". I to falowanie słowa, obrazu, ruchu, budowanie napięć jest zakomponowane w niezwykle harmonijny sposób.

Przedstawienie rewelacyjne jest też w planie aktorskim. Gra jaka się toczy między kobietami o mężczyzną jest pokazana z zadziwiającą precyzją, w całym bogactwie psychologicznych niuansów. Krzemina - Lidii Dudy, delikatna, zwiewna, nieśmiała, a przecież zdeterminowana nie dającym się opanować uczuciem, przeciwstawiona jest dojrzałej zmysłowości Marcjanny - Bożeny Rogalskiej. Każda z nich prowadzi, swoją walkę o ukochanego zupełnie inaczej, relacja między nią a nim, choć zupełnie odmienna, w jednym staje się podobna - kobiecej wrażliwości, inteligencji i żywiołowym biologizmie, Ale obydwie kobiety mają jeszcze dramatyczne związki między sobą. I tutaj aktorki, zgodnie z poetyckim sensem leśmianowskiego tekstu, potrafią w nienawistnej walce znaleźć nuty pokory, przyjaźni i zgody, po prostu to, co je w nienawiści jednocześnie łączy.

Walory aktorskie Bożeny Rogalskiej mieliśmy okazję obserwować wielokrotnie, świetną więc grę w tym przedstawieniu przyjmujemy jako potwierdzenie niewątpliwego talentu. Tutaj zajaśniał on - jak niegdyś pisali staromodni recenzenci - pełnym blaskiem. Dla sukcesu przedstawienia ważne było to, iż druga z pań - Lidia Duda, była równie znakomita, równie wspaniale mówiła wiersz, wydobywała jego poetyckość i wieloznaczność Stworzyła też postać delikatną i zwiewną, potrafiła pokazać słabość i siłę młodej dziewczyny. Równoważność tych ról miała ogromne znaczenie dla harmonii scenicznego dzieła.

I wreszcie on - Sobstyl w wykonaniu Marka Kality. Mocny, silny mężczyzna, poddany prawu miłosnej namiętności, uwikłany w sytuacje, które zmuszają do moralnych wyborów, starających się zapanować nad materią życia. W tej bardzo trudnej roli młody aktor poradził sobie bardzo dobrze, potrafił przeciwstawić bogatej ekspresji pań oszczędne, ale pozbawione dynamiki, aktorstwo

Mam wrażenie, iż siła poezji Leśmiana połączona ze znakomitą robota teatralną aura niezwykłości spektaklu, o którym piszę, sprawią, że będzie się cieszył długo powodzeniem tak jak w czasie dwóch pierwszych wieczoów. W pełni na to zasługuje.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji