Artykuły

Uboczna zżywka

Cmentarz okolony murem. Tu i ówdzie - płyty nagrobne, kolumny. Jeszcze białe, ale już zjadane przez szarość. Pośród nich - my, widzowie. Nad nami i pod nami - czerń. Jakby góra i dół przeglądały się w sobie -i tak, odbijając się nawzajem, zatraciły rozeznanie, co jest czym. A jak określić nasze własne położenie? I tej kamiennej niszy z wodą. Gdzie jest - na prawo, na lewo, czy na wprost? Teraz znajduje się przede mną, ale gdy poprzednim razem przypadła mi w udziale rola widza tego cmentarnego spektaklu, miałem ją po prawej ręce. Teraz moje miejsce zajął ktoś inny. Oczywiście, to rzecz normalna, że kolejne przedstawienia oglądają inni widzowie, a jeżeli trafią się ci sami, to zazwyczaj inaczej układa się ich konfiguracja. Dlaczego więc o tym wspominam? Otóż na tym Leśmianowskim Cmentarzu, chwilowo oddanym pod zarząd Macieja Korwina (reżyseria) i Elżbiety Dietrych (scenografia), nie da się ustalić, który z punktów widzenia jest najwłaściwszy. Krzesła dla publiczności pogrupowano bowiem w różnych miejscach sali. Każdy punkt widzenia jest zatem najwłaściwszy, bo dla konkretnego widza - jedynie możliwy. Można by w tym widzieć tylko rozwiązanie techniczne. Ale może w tym równouprawnieniu różnych punktów widzenia objawia się "chwilowa nieobecność Boga"?

Na razie, jak chce Leśmian, światła również próżnują. Cmentarz cmentarnieje. To znaczy: oswajamy się z nim, pozwalamy, aby w naszej świadomości rozrastała się jego symbolika. Tak jak i ten okalający nas mur nie protestuje, gdy pędy bluszczu z uporem naruszają jego strukturę. Byłażby nasza świadomość - właśnie tak, a nie inaczej uformowana przez zmysły - czymś w rodzaju muru oddzielającego nas od prawdy? A co jest poza murem? Czy tylko ów głos wzywający do sforsowania przeszkody? Chyba i jego tam nie ma, bo czy to nie my sami jesteśmy owym wołaniem?

Światła kończą próżnowanie, przychodzą w sukurs trzem Cieniom: Sobstyl, Krzemina i Marcjanna po raz kolejny odegrają swój dramat, usiłując dociec jego sensu.

2. Opolska inscenizacja "Zdziczenia obyczajów pośmiertnych" - to trzecie teatralne zaistnienie dramatycznego poematu Bolesława Leśmiana. W tym kontekście pospolite słowo "zaistnieć" nabiera szczególnego - rzec by można Leśmianowskiego - sensu. Dobrze przy tym przylega do ontologicznych wykładni autora "Łąki". Ale bo i sam tekst zdaje się mieć coś ze statusu owych niedoistnień, od których roi się świat Leśmianowskiej poezji. Zrazu wiadomo było, że poemat jest, że ukaże się w czwartym zbiorze wierszy, wydawanym już pośmiertnie. Żona poety - w wywiadzie udzielonym Stefanowi Otwinowskiemu ("Czas" 1938, nr 85) - tak o tym mówiła: "W tomie, którego wydanie przygotowujemy, znajdzie pan również dramatyczny poemat pt. Zdziczenie obyczajów pośmiertnych, będzie to makabryczna inscenizacja powrotu. Rzecz dzieje się na cmentarzu, cienie, duchy umarłych powtarzają, syntetyzują swój życiowy dramat". Aliści gdy opublikowano ów tom, zatytułowany "Dziejba leśna", okazało się, że wzmiankowanego poematu w nim nie ma; znikł. Przez wiele lat nic nie było wiadomo o utworze, a badaczom twórczości Leśmiana pozostawało tylko powoływanie się na wspomniane oświadczenie. Niemal wszystko wskazywało na to, że nic się w tej sprawie nie zmieni. Jednak w roku 1968 londyńska "Oficyna Poetów" zamieściła na swoich łamach dwie pierwsze strony zaginionego poematu; tekst do druku podawał Aleksander Janta, pisarz żyjący na emigracji, w tym przypadku - zarazem posiadacz rękopisu. Nadal przecież nie było wiadomo, jak wygląda całość, jaka jest wartość utworu - i czy aby na pewno istnieje on w całości. Dopiero w dwanaście lat później, w roku 1980, Michał Sprusiński przywiózł z Nowego Jorku do Polski kserokopię całego rękopisu "Zdziczenia obyczajów pośmiertnych". Sprusiński zaraz potem uległ śmiertelnemu wypadkowi. Wszakże wcześniej tekst znalazł się w rękach Bogdana Hussakowskiego, dyrektora Teatru im. Stefana Jaracza w Łodzi, gdzie Sprusiński był kierownikiem literackim. Hussakowski poemat wyreżyserował. I to było pierwsze teatralne zaistnienie , tego utworu. Do zaistnienia drugiego również doprowadził Hussakowski - tym razem w telewizji. Trzecie, o czym już wspominałem, jest dziełem Korwina.

Przyznam, że na spotkanie z trzecim teatralnym wcieleniem Leśmianowskiego poematu szedłem z niepokojem, a może nawet lękiem. Pierwszej pracy Hussakowskiego nie widziałem, natomiast druga, ta telewizyjna, zupełnie mi nie odpowiadała. Przy okazji poznałem tekst. Dość pobieżnie, to prawda. Jednak na tyle, by móc stwierdzić, że choć utwór jest "bardzo Leśmianowski", to przecież daleko odbiega od szczytowych osiągnięć poety. A skoro w telewizji - myślałem - nie zdołano wykorzystać kreacyjnych potencji, jakie niewątpliwie posiada ten poemat, to jakiż los może czekać go w teatrze?

Wracajmy do Sali Prób, na cmentarz. (Czyż to nie podniecająca gra znaczeń: cmentarz - salą prób?; zwłaszcza w kontekście "Łąki" i "Napoju cienistego"?) Zatem wracajmy na cmentarz. Wracajmy tym chętniej, że opolski spektakl "Zdziczenie obyczajów pośmiertnych" nie odstręcza od Leśmiana. Tekst w wykonaniu Małgorzaty Skoczylas (grającej Krzeminę) brzmi interesująco, Krystyna Maksymowicz (Marcjanna) mówi go poprawnie, gorzej z Grzegorzem Pawlakiem, który - dla roli Sobstyla - nie znalazł odpowiednich brzmień i rytmów (zdarzają mu się także "usterki techniczne"). Mimo niedomagań przedstawienie wciąga widzów w świat, w którym nigdy dość się nie umiera, gdzie Zmysłowe sąsiaduje z Duchowym; w świat - który jest rzeczywistością wiecznych przemian. Udaje się to reżyserowi, bo unika i dosłowności, i "poetyckiej" tautologii. Nawet "zwykły" ruch i sytuacje niby to potoczne mają wyraźne znamiona "sztuczności", są komponowane (układ ruchu: Barbara Lauks). Niestety, nie wszystkie rozwiązania można uznać za trafne. Leśmian w didaskaliach zauważa, iż Sobstyl, Krzemina i Marcjanna "nie tylko są sobą, lecz muszą nadto grać jeszcze rolę siebie samych (...)". To przejście z rzeczywistości w rzeczywistość (z "teraźniejszości" w kreowanie) zaznaczane jest zmianą świateł i aranżacji akustycznej (muzyka: Wojciech Gogolewski). A przecież jeszcze wyraźniej powinno odbijać się w zmianie rytmu mówienia, stylu gry.

Leśmian nie dokończył swego poematu, tekst posiada luki i miejsca niejasne; brak w nim zakończenia. Nie zawsze wiadomo, czy powtórki są artystycznie zamierzone, czy też trzeba w nich widzieć poprawione wersje tekstu. Korwin uczynił z nich środek pomocny w wyrażaniu idei wiecznego powrotu. Bez względu na to, co orzekliby filologowie, z punktu widzenia potrzeb sceny była to decyzja słuszna. Dzięki owym "refrenom" uwyraźniony został charakter Bytu, kreowanego przez Leśmiana. A także wydobyta została rola przypadku w ludzkim życiu, każdej "ubocznej zżywki".

Taką "uboczną zżywką" jest zapewne w pracy Macieja Korwina wyreżyserowanie "Zdziczenia obyczajów pośmiertnych". A czyż da się przewidzieć konsekwencje tego faktu?

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji