Artykuły

tajemne przejście teatralne

Duszyczka, animula. Stary, zapomniany tekst Tadeusza Różewicza sprzed trzydziestu latl, dziś jest właściwie nie do czytania. Jerzy Grzegorzewski okazał się jednak genialnym adaptatorem, bo potrafił rozpisać na role ten strumień świadomości rozczarowanych życiem kobiet i mężczyzn. Rzecz jest z wielu powodów elitarna - do wąskiego podziemnego przejścia między ulicą Wierzbową a gmachem Teatru Narodowego wchodzi zaledwie kilkadziesiąt osób. Cierpiący na klaustrofobię - z góry wykluczeni.

Bliskość z aktorami jest tu niespotykana. Fascynuje, podobnie jak filmowe sekwencje rodem z obrazów Felliniego. To osobista fascynacja i Różewicza, i Grzegorzewskiego.

"Duszyczka" to poemat estetyczny. Zawiodą się ci, którzy w teatrze szukają tylko znaczeń i sensów. Tu trzeba gryźć sercem, czuciem i wiarą, trzeba poddać się specyficznej narracji reżysera. Przemawia on do nas tak prawdziwie, bo mówi o sobie - starym mistrzu, rozczarowanym życiem, miłością, do której nie jest już zdolne schorowane ciało. Nawet niezgoda na nieuchronne procesy życiowe jest tu wspaniałą inspiracją. Można nie lubić takiego teatru, ale trudno przejść obok niego obojętnie, nie zapamiętać wykreowanych w długim tunelu obrazów.

Przedstawienie jest wielkim triumfem aktorskim Jana Englerta i pozostałych wykonawców: Anny Chodakowskiej, Beaty Fudalej, Anny Gryszkówny, Anny Ułas, Magdaleny Warzechy i Waldemara Kownackiego. Jest w nich rozpacz, wynikająca z rozdźwięku metafizyki duszy i biologii ciała. Gra masek i póz, ale pisana łzami, potem i krwią. Wewnętrzne spętanie, osad goryczy, który nie pozwala poderwać się do lotu, wyszarpnąć paru ostatnich chwil szczęścia.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji