Artykuły

Jesteśmy manipulowani

- Należy pani do grona twórców, których określa się mianem "młodych zdolnych". Czy łatwo było pani zaistnieć w teatrze?

Agnieszka Glińska: Wprawdzie nie czułam się osobą noszoną na rękach, ale myślę, że miałam to szczęście, że nikt mi właściwie nie przeszkadzał. I może dlatego - jak do tej pory - w zdecydowanej większości przypadków mogę realizować własne projekty. Tak też jest ze sztuką Jona Fosse'a "Imię" - sobotnią premierą w warszawskim Teatrze Współczesnym.

- Zaraz po skończeniu studiów aktorskich wybrała pani reżyserię. Kiedy uświadomiła sobie pani, że będzie lepszą reżyserką niż aktorką?

- To był pewien proces. Na szczęście już na studiach zdałam sobie sprawę, że nie będę aktorką, potem, że powinnam spróbować reżyserii, dopiero ostatnio mam wrażenie, że wybrałam słusznie.

- Dlaczego byłaby pani złą aktorką?

- Nie odnalazłam w sobie co najmniej kilku cech, które powinna mieć aktorka. Nie lubię publicznych występów, wstydzę się pokazywania uczuć. Mam też dość wybujałe poczucie niezależności, więc niechętnie podporządkowuję się innym.

- Dobrze czuła się pani wśród rówieśników?

- Nie. Podejrzewam, że sprawiałam wrażenie przemądrzałej.

- A czy czuje pani związek emocjonalny ze swoim pokoleniem, dzisiejszych trzydziestolatków?

- Oczywiście. Myślę, że jesteśmy naznaczeni wspólnymi doświadczeniami. I są to doświadczenia zupełnie inne niż te, które są udziałem moich o 10 lat młodszych studentów, z którymi mam zajęcia w Akademii Teatralnej. Najnowsze wydarzenia z historii Polski, przemiany społeczne i polityczne działy się poza ich świadomością. Mam wrażenie, że my, dzisiejsi trzydziestolatkowie, tkwimy jedną nogą w pokoleniu swoich rodziców, drugą zaś w pokoleniu tych młodych, którzy wchodzą teraz w świat bez kompleksów. Wielu z nas nie bardzo potrafi znaleźć się w tej rzeczywistości. Nie wytrzymuje jej tempa.

- Nie ma pani wrażenia, że od pewnego czasu społeczeństwo zbyt łatwo poddaje się bezwzględnemu kultowi młodości?

- Tak istotnie jest. Ktoś kiedyś ogłosił, że starość jest brzydka i wszyscy mu uwierzyli. Mnóstwo jest takich wzorców, którym się bezmyślnie ulega. To kolejny schemat, tyleż okrutny, co straszny. Starość jest pewnie nieznośna, ale równocześnie piękna, bo mądra. Jesteśmy permanentnie ogłupiani i manipulowani. Ulegamy wielu bezsensownym schematom i stereotypom. Trzeba pamiętać, że stare drzewa mają głębokie korzenie, a młode drzewka może zdmuchnąć byle wiatr.

- W Teatrze Współczesnym pracuje pani zarówno z młodymi, jak i doświadczonymi aktorami, z którymi łatwiej znaleźć pani wspólny język?

- W tym teatrze świetnie porozumiewam się z jednymi i z drugimi. Bo tak naprawdę to nie jest kwestia wieku, tylko pewnej wrażliwości, otwartości i ciekawości tego, co mamy sobie nawzajem do zaproponowania.

- Sztuka Jona Fosse'a "Imię" to rzecz o podglądaniu mieszkańców pewnego bloku. Czyżby zapraszała nas pani na teatralną wersję Big Brothera?

- Absolutnie nie. Nie proponujemy podglądactwa. Przyglądamy się życiu pewnej rodziny. Na podstawie profesjonalnego scenariusza teatralnego i z udziałem doborowych aktorów.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji